Zgodnie z obietnicą publikujemy niniejszym drugą część naszej relacji z 15. Międzynarodowego Salonu Przemysłu Obronnego – poświęconą wystawcom zagranicznym.

Zdecydowanie największe wrażenie wywrzeć musiała obszerna ekspozycja amerykańska – już choćby dlatego, że była obszerna, ale przede wszystkim dlatego, że była najciekawsza, jak przystało na „leading nation” Salonu. Składało się na nią w sumie dwudziestu siedmiu wystawców, począwszy od takich tytanów jak Lockheed Martin, Raytheon i Boeing, poprzez nie tyle firmy, co instytucje w rodzaju US Army i Missile Defense Agency aż po względnie mało znane szerszej pubiczności przedsiębiorstwa: AAI czy Fisher Labs, choć przecież AAI to wiodący producent taktycznych bezpilotowców – tym razem wyeksponował słynnego RQ-7 Shadow.

Bardzo atrakcyjnie zaprezentowała się firma Sikorsky, która przywiozła… śmigłowiec. Tak, jak najbardziej prawdziwy, zdolny do lotu (co udowodnił w Radomiu kilka dni wcześniej) Black Hawk stanął w hali, owarty, dostępny dla wszystkich zwiedzających – szkoda tylko, że nie można było wsiąść do kabiny pilota, a jedynie do przedziału desantu. Niemniej jednak, jeśli nie dla wszystkich, to dla prawie wszystkich obecnych na MSPO, tak cywilów, jak i wojskowych, była to pierwsza w życiu okazja, by dotknąć jeden z najsłynniejszych helikopterów wszech czasów. Dla wielu podobnie było zresztą z legendarnym Hummerem, którego mieliśmy do dyspozycji cały wachlarz, zarówno polskich jak i amerykańskich wersji – i tym razem nie było problemów z wejściem za kierownicę.

Dużo mniej od Sikorsky’ego imponujące dla postronnego widza były niestety stoisko Boeinga – amerykańscy giganci nastawili się wyraźnie na kontakty oko w oko między ich przedstawicielami a „wyspecjalizowanymi” gośćmi. Lepiej było u Lockheeda, choć ten przecież nie za bardzo ma się z czym u nas reklamować, skoro państwa w rejonie już wybrały swoje myśliwce (Polska – F-16, Czechy i Węgry – Gripena). A już naprawdę bardzo postarał się Raytheon, który promował pocisk ppanc. Hellfire oraz kompleksowy system obrony przeciwlotniczej oparty o samochody Hummer służące w nim jako nośniki dosłownie wszystkiego. Raytheon wyraźnie stara się wypromować w Polsce przy okazji współpracy przy pociskach do naszych F-16, z czego należy się cieszyć i warto skorzystać, bo wiodąca pozycja tej korporacji nie może być tylko i wyłącznie skutkiem korupcji i wpływów Stanów Zjednoczonych w świecie – to po prostu świetna firma z wielkim doświadczeniem.

Nie sposób też nie wspomnieć o wystawie wyposażenia dla amerykańskiego „żołnierza przyszłości” stworzonego w ramach programu Executive Office Soldier – gdy patrzy się na takiego żołnierza w pełni umundurowanego, wydaje się, że wcale nie ma na sobie tak dużo, ale rozłożenie całego ekwipunku wymusza natychmiastową zmianę zdania. Operacja w Iraku pokazuje zaś, że dalszy rozwój tego programu jest być może najważniejszym zadaniem stojącym przed US Army.

Dla zainteresowanych działaniem wojska od strony teoretycznej przygotowane były prelekcje zasadniczo kręcące się wokół tematu „czego amerykanskie siły zbrojne nauczyły się w Iraku?” – jak zmieniło sie podejście do działań wywiadowczych, jakim problemom trzeba było sprostać, planując wyposażenie sił wysyłanych na inny kontynent. Wyśmienici prelegenci, z generałami US Army na czele, gwarantowali wysoki poziom wykładów i taki faktycznie był.
Kolejną atrakcją była „macalnia” FN Herstal i – tuż obok – strzelnica. Renomowany belgijski producent zaprezentował zarówno doskonale już znane i cenione karabin Minimi i pistolet maszynowy P-90, jak i futurystycznie wyglądający (dużo bardziej futurystycznie niż P-90) F-2000. Stoisko FN oblegane było praktycznie bez przerwy, tak przez żołnierzy, jak i cywilów, a wśród nich innych wystawców – każdy chciał się choć przez chwilę pobawić.

Bardzo ładnie wyglądało też stoisko Koreańczyków reprezentujących Korea Defense Industry Association, Korea Aerospace Industries, Yeonhab Precision i LS Cable – uwagę przyciągał tam spory model obiecującego samolotu szkolno-bojowego T-50 Golden Eagle i – trochę mniejszy – czołgu K-2. Zwłaszcza T-50 był interesującym z polskiego punktu widzenia gościem – nasze wojska lotnicze od lat czekają na następcę Iskry, a tego jak nie było, tak nie ma. Co jakiś czas przewijają się jednak w mediach kolejne nazwy i być może Koreańczycy chcieliby dołączyć do tego grona i powalczyć o kontrakt, który z pewnością wart będzie bardzo wiele. Musimy przecież jakoś szkolić pilotów F-16, a koreańska konstrukcja wydaje się naprawdę ciekawa, skoro właśnie pod kątem Fighting Falcona i we współpracy z jego producentem ją przygotowywano.

Przytłaczające wrażenie robił bodaj największy eksponowany pod dachem pojazd lądowy – lekki czołg wsparcia CV90120 na bazie bardzo udanego pojazdu CV90, który będzie być może produkowany w Polsce (i dla Polski) dzięki współpracy Hagglunds AB z Bumarem i stanowić może ciekawe uzupełnienie naszego parku pojazdów pancernych, zwłaszcza w obliczu coraz to liczniejszych i bardziej niebezpiecznych misji międzynarodowych, gdzie porządny wóz opancerzony jest na wagę złota.

mspo10

mspo1

mspo2

mspo3

mspo4

mspo5

mspo6

mspo7

mspo8

mspo9

Izraelczycy z Rafaela chwalili się symulatorem śmigłowca, aktualną od lat propozycją modernizacji polskich Mi-24 oraz pociskiem ppanc. Spike, zaś na wolnym powietrzu dodatkowo bezzałogowym stanowiskiem ogniowym dla KTO.
Nie tylko wewnątrz, ale i na zewnątrz prezentowali się też ich rodacy z Elbitu z propozycją bezzałogowej wieży dla BMP-1 i zestawem bezpilotowców (których w naszym wojsku wciąż jak na lekarstwo), a obok niego kolejna wielka „zabawka”: NH-90 w ciekawym, podzielonym malowaniu – z jednej strony w tonacji szarej jak dla marynarki, z drugiej zaś na piaskowo-zielono, jak dla wojsk lądowych. Także i do niego, choć był odgrodzony czerwoną taśmą, można było wsiąść, przymierzyć się do miejsc w przedziale transportowym, a nawet zerknąć do kabiny pilota, choć Eurocopter, wzorem Sikorsky’ego, nie zezwalał na choćby dotknięcie przyrządów. Z jednej strony szkoda, z drugiej jednak trudno się dziwić – śmigłowiec to urządzenie dużo bardziej skomplikowane niż samochód, a tym samym łatwiejsze do zepsucia i trudniejsze do naprawienia. A przecież obie pokazywane w Kielcach maszyny musiały pozostać zdolne do lotu. Szkoda tylko, że niczego „w naturze” nie przywiozło konsorcjum Agusta-Westland, które ograniczyło się do samych modeli, podobnie jak EADS.

Wracając do KTO, nasze AMV były prawdziwymi gwiazdami salonu – ich macierzysty producent, Patria, prezentował moździerz NEMO, młodszego brata AMOS-a, a OTO-Melara swoją propozycję wieży dla konfiguracji kołowego bwp.

Zagraniczni wystawcy na MSPO 2007, choć oczywiście mniej liczni niż polscy, spisali się bardzo dobrze, zaprezentowali bowiem szerokie spektrum sprzętu – od czołgów, samolotów i śmigłowców po zupełnie drobne, na co dzień nie do zauważenia, wyposażenie dla żołnierzy, w czym nie ustępowali wystawcom polskim. zaś fakt obecności choćby Pandura, który przecież teoretycznie nie ma już czego szukać w Polsce, świadczy o tym, że MSPO to już impreza prawdziwie „M” czyli międzynarodowa i oby każda kolejna jego edycja potwierdzała i umacniała tę reputację. Odwiedzający mogli zobaczyć wszechstronne propozycje sprzętu ciężkiego i osobistego, które łącznie – jeśli uwzględnić też modele – w zupełności wystarczyłyby do wyposażenia całej armii. Były bowiem okręty, czołgi, samoloty wielozadaniowe i szkolne, artyleria, wozy łączności i zabezpieczenia technicznego, broń palna, wyposażenie żołnierzy. Ocena wystawiana XV MSPO musi być bardzo wysoka, a odwiedzający go profesjonaliści zapewne wyszli usatysfakcjonowani.

Maciej Hypś, konflikty.pl