Z przykrością muszę stwierdzić, że w ostatnim czasie ilekroć mam sięgnąć po książkę wydaną przez Bellonę, mam pewne obawy odnośnie poziomu, na jakim została wydana. Z przykrością, ponieważ bardzo to wydawnictwo szanuję, a wydawane przez nie książki w przeszłości przeważnie trzymały wysoki poziom zarówno merytoryczny, jak i redakcyjny. W ostatnim czasie sytuacja zmieniała się. Sprawa dotyczy głównie książek autorów zagranicznych, a większość problemów dotyczy jakichś aspektów tłumaczenia lub – ponieważ czytam przeważnie książki o tematyce historyczno-wojskowej – konsultacji merytorycznych z profesjonalistami z danej dziedziny, mogących wyłapać błędy popełnione przez tłumacza, który wszak nie musi się znać na wszystkim, a zawiłości nazewnictwa wojskowego nie zawsze należą do łatwych. Z drugiej jednak strony wydawnictwo posiadające takie doświadczenie w wydawaniu książek o podobnej tematyce powinno dysponować odpowiednio szerokim zapleczem odpowiednich tłumaczy.
Piszę o tym wszystkim dlatego, że „Odessa” niestety jest kolejnym przykładem tego trendu. Ciekawa, dobrze napisana książka, która porusza znany i występujący nawet w kulturze masowej temat od innej, lepszej strony, a jednocześnie pełna błędów, za które winę ponoszą do spółki tłumaczka i korektorka. Szkoda, że padło akurat na kobiety, ale odpowiedzialna za przekład Margarethe Sacher-Koczewska i korektorka Anna Wojnarowicz, mówiąc zwięźle acz niezbyt dosadnie, spaprały sprawę – ale nie uprzedzajmy faktów.
„Odessa” jest świetna
Książka Heinza Schneppena porusza kwestie legendarnej czy może lepiej byłoby powiedzieć: mitycznej organizacji Odessa, która utworzona przez esesmanów, miała zabezpieczyć ich interesy po przegranej drugiej wojnie światowej. Istnieje wiele różniących się między sobą co do szczegółów wersji tej historii – wszystkie jednak otoczone są aurą tajemniczości, niedopowiedzeń i skrywanych przed niepowołanymi oczami faktów. W skrajnej wersji legenda o Odessie stwierdza, że zbiegli esesmani i inni wysocy urzędnicy III Rzeszy zbiegli, wraz ze zrabowanym przez Niemców złotem, z okupowanego przez aliantów kraju do Argentyny i tam opracowują plan utworzenia IV Rzeszy i przystąpienia do kolejnej próby podboju świata.
Wydana w Niemczech w 2007 roku książka brutalnie rozprawia się z tymi mitami. Autor punkt po punkcie obala kolejne twierdzenia ludzi dowodzących, że Odessa istniała. Nie twierdzili tego zresztą tylko jacyś nawiedzeni wyznawcy teorii spiskowych, ale także znany tropiciel ukrywających się po wojnie nazistów Szymon Wiesenthal czy amerykańskie służby specjalne, OSS, CIA, FBI. Nie ogranicza się przy tym do obalania kolejnych fałszywych twierdzeń, z których duża część w pierwotnej formie – co mówili nawet sami twórcy danej teorii – była jedynie domysłami, poszlakami, uzasadnionymi podejrzeniami czy „logicznym uzupełnieniem zdarzeń”, ale pokazuje, jak tworzy się taki mit, jak funkcjonuje i komu zależało na tym, aby historia ta co jakiś czas powracała na światło dzienne. W tej ostatniej kwestii chodziło głównie o Stasi, która wykorzys tując mit o Odessie chciała skompromitować Republikę Federalną Niemiec oraz Watykan, rzekomo biorące udział w spisku.
Jednak samo obalenie fałszywych twierdzeń nie wystarcza, ponieważ niezaprzeczalnym faktem jest, że część nazistów jednak zbiegła do Ameryki Południowej ze szczególnym uwzględnieniem Argentyny rządzonej w owym czasie przez Juana Peróna. Dlatego trzeba było również pokazać, jak naprawdę działał system przerzutowy, który nawiasem mówiąc, obejmował nie tylko Niemców, ale dziesiątki tysięcy ludzi różnych narodowości, w tym i Polaków, którzy po nastaniu komunizmu nie mogli wrócić do kraju. Również i z tego zadania autor wywiązuje się znakomicie, ukazując nie tylko mechanizmy i powody kierujące wyjeżdżającymi, ale także sytuację w przyjmującej większość tych ludzi Argentynie, która rządzona przez Peróna wcale nie była takim sojusznikiem nazistowskich Niemiec, jak można by przypuszczać, a jej przywódca w swoim postępowaniu był jak najdalszy od powodów ideologicznych innych niż interes jego kraju.
Trzecim ważnym elementem jest przedstawienie kilkunastu krótkich biografii najważniejszych nazistowskich zbiegów, którzy znaleźli się w Argentynie. Ma to na celu z jednej strony pokazanie, jakie trudności napotykało ich ściganie w świetle prawa niemieckiego i argentyńskiego – zarzuca się bowiem RFN, że nie dość energicznie ścigała zbrodniarzy wojennych – a z drugiej strony, że twierdzenie o zbiegłych do Argentyny wysokich funkcjonariuszach nazistowskich Niemiec nie ma pokrycia w faktach, bowiem większość z nich, mimo mniejszego lub większego udziału w zbrodniach wojennych, była w Rzeszy urzędnikami co najwyżej średniego szczebla.
Widać, że autor starannie przygotował się do swojej pracy. Dysponuje szeroką bazą źródłową, co potwierdza duża ilość przypisów i bibliografia. Zna i posługuje się inną literaturą przedmiotu, co prawda głownie po to, by ją zdyskredytować, ale taki właśnie jest cel „Odessy”, więc nie można z tego czynić zarzutu. Książkę uzupełnił fotografiami niektórych ważnych dokumentów, o których wspomina. To wszystko są plusy.
„Odessa” jest beznadziejna
Jak wspomniałem na początku, w przypadku Bellony błędy dotyczą przeważnie sfery tłumaczenia i korekty. W tym konkretnym przypadku właściwie częściej chodzi o brak tłumaczenia niż błędy. Aby nie pozostać gołosłownym, posługując się skróconymi cytatami, po prostu przedstawię listę niektórych z nich. Nie tylko tych dotyczących tłumaczenia, ale także innych spraw.
1. Strona 54: „1,8 miliona displaced persons znajdowało się we wrześniu 1945 r. w Niemczech i większość z nich nie miała zamiaru wracać do swoich krajów ojczystych.”
2. Strona 59: „…La Vista zasugerował (…) by dążyć do wstrzymania działalności „passport services” MKCK i zalecił podjęcie kroków przeciwko refugee agencies, biorących czynny udział w nielegalnej emigracji.”
3. Strona 77: „Dwight D. Eisenhower, określa go jako interesting document.”
4. Strona 98: „W lipcu 1948 skorzystałem z odejścia Sekretarza Stanu Spruille Bradena z State Department i zastąpienia go…”
5. Strona 101: „Ale gdzie jest missing link?”
6. Strona 121: „W rzeczywistości (…) lista criminales de guerra niemieckiego i austriackiego pochodzenia, obejmuje dokładnie 23 osoby.”
7. Strona 195: „…Niemcy nawiązywali w tym celu kontakt (…) z oficjalnymi przedstawicielstwami argentyńskimi w Bern, Zurychu i Hadze.”
8. Strona 218: „Bad history is not harmless history. It is dangerous.”
Nie wiem, co wydawnictwo chciało uzyskać przez takie tłumaczenie. Może zmusić czytelników do nauki języków obcych? Wszystkim pogrubionym zwrotom można znaleźć odpowiedniki w języku polskim, więc nie widzę żadnego uzasadnienia dla pozostawienia ich w formie, w jakiej się znajdują w książce. A jeśli nie jest to celowy zabieg wydawcy, to pytam się: gdzie była w tym czasie korektorka? Oglądała „M jak Miłość” czy może „D jak Dekiel”?
Z innych błędów znajdziemy: niemieckie okręty podwodne lądujące (sic!) przy ujściu Rio de la Plata, wermacht zamiast wehrmacht, chociaż jest bundeswehra, a jeśli tłumaczka chciała być konsekwentna, powinna być bundeswera, czy łodzie podwodne zamiast okrętów podwodnych, choć w innym miejscu tłumaczka udowadnia, że zna takie pojęcie jak okręt podwodny. Uff, trochę tego się zebrało, a powyższa lista jest dalece niekompletna…
„Odessa” jaka?
„Odessa” jest książką bardzo nierówną. Z jednej strony jest bardzo dobra od strony merytorycznej i stanowi ważną pracę, z tych dążących ku prawdzie i ku odkrywaniu, jak się rzeczy naprawdę miały, co powinno być przedmiotem każdej pracy historycznej. Z drugiej strony trud autora zostaje zniweczony przez marne od strony technicznej wydanie, choć przyznać muszę, że tam, gdzie błędów nie ma, czyta się to w sumie bardzo przyjemnie. Mam mały dylemat, ponieważ szkoda by było, żeby wysiłek Heinza Schneppena poszedł na marne, a Czytelnicy nie zapoznali się z tą ciekawą lekturą, ale minusem tej sytuacji jest przyzwolenie na skandaliczne traktowanie przez wydawnictwo Bellona Czytelników, na których w końcu zarabia w końcu niemałe pieniądze. Wybór pozostawiam Wam…