W historii lotnictwa zimnej wojny to Amerykanie zapisali się jako eksperymentatorzy i innowatorzy. Sowieckie konstrukcje lotnicze cieszą się opinią solidnych i groźnych, ale też konserwatywnych lub wręcz wtórnych. Rzecz jasna, nie jest to opinia w pełni zasłużona, lecz nietrudno zgadnąć, skąd się wzięła. Główna przyczyna to oczywiście obowiązujące w Związku Sowieckim podejście to kwestii tajemnicy wojskowej, na ogół dużo bardziej paranoiczne niż w Stanach Zjednoczonych.

W mrokach dziejów przepadło między innymi całe naręcze projektów samolotów bombowych z lat pięćdziesiątych, sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Ostatecznie nigdy nie pojawił się żaden następca Tu-95, tym bardziej że był to okres rosnącej popularności międzykontynentalnych pocisków balistycznych. Sowieccy konstruktorzy intensywnie pracowali jednak w tamtym okresie nad nowym naddźwiękowym bombowcem strategicznym. Wśród szeregu niezrealizowanych koncepcji najciekawszą był Bartini A-57, maszyna zupełnie niepodobna do wszystkich bombowców kiedykolwiek wprowadzonych do służby liniowej gdziekolwiek na świecie.

Robiert Bartini

Po nazwisku można się domyślać, że Robert Bartini (1897–1974) był narodowości włoskiej. W rzeczywistości był pół-Węgrem, jego ojciec Lajos Orosdy był zastępcą gubernatora Fiume (Rijeki). Robert pochodził jednak z „nieprawego łoża” i dopiero jako kilkulatek został uznany przez ojca. Walczył w pierwszej wojnie światowej w szeregach c.k. armii. W wieku około dwudziestu lat zapałał sympatią do komunizmu, a gdy władzę w jego ojczyźnie przejęli faszyści – wyemigrował do Związku Sowieckiego, gdzie przyjął imiona Robiert Ludwigowicz (Lajos to węgierski odpowiednik Ludwika czy włoskiego Luigiego) i podjął pracę jako projektant i konstruktor lotniczy.

W Kraju Rad Bartini zasłynął nietuzinkowymi pomysłami i zrobił szybką karierę, nadano mu też wojskowy stopień kombriga. Dobra passa dobiegła końca – podobnie jak w przypadku wielu innych zasłużonych komunistów – w okresie wielkiego terroru. W 1937 roku Bartiniego aresztowano, oskarżono o współpracę ze „spiskowcem” Tuchaczewskim i szpiegowanie dla Mussoliniego. Pochodzenie szlacheckie było oczywiście argumentem na jego niekorzyść Kolejne dziesięć lat spędził w więzieniach, w tym w szaraszce OKB-29, gdzie pomagał w pracach nad bombowcem Tu-2, współpracował też z późniejszym ojcem sowieckiego programu kosmicznego Siergiejem Korolowem, który później wspominał pomysłowego Włocha jako swojego nauczyciela. Bartiniego zwolniono w 1947 roku, a zrehabilitowano – w 1956, gdy pracował już w Syberyjskim Instytucie Naukowym Aeronautyki w Nowosybirsku. W roku 1967, na siedem lat przed śmiercią, odznaczono go Orderem Lenina.

Bodaj najsłynniejszą – głównie dzięki pojawianiu się w różnych internetowych galeriach dziwnych statków powietrznych – konstrukcją Robierta Bartiniego jest maszyna widoczna na poniższym zdjęciu: WWA-14 (Wiertikalno-Wzletajuszczaja Amfibija). Jak na ironię kojarzona jest nie z Bartinim, ale z Berijewem, pod którego szyldem powstała. Była to zresztą typowa sytuacja w przypadku bardziej zaawansowanych koncepcji pomysłowego Włocha – raczej konstruktora-pomysłodawcy aniżeli konstruktora-realizatora. Średni bombowiec Jer-2, sygnowany przez Władimira Jermołajewa, to także dziecko Bartiniego.

fot. Alex Beltyukov, Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0

fot. Alex Beltyukov, Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0

Bartini A-57

Bartini z pewnością był jednym z najbardziej pomysłowych i niekonwencjonalnych konstruktorów, którzy działali w Związku Sowieckim zarówno wówczas, jak i kiedykolwiek. W latach 50. wiele wytwórni pracowało nad awangardowymi koncepcjami bombowców, ale nie będzie przesadą stwierdzenie, że Bartini przebił ich wszystkich. W projekcie bombowca A-57 – opracowanym właśnie w 1957 roku – postawił na wyjątkowo nietypowy rodzaj statku powietrznego: łódź latającą.

Podstawowa zaleta takiego rozwiązania to oczywiście niewrażliwość statku powietrznego na atak nuklearny nieprzyjaciela wymierzony w klasyczne lotniska. Łódź latająca mogła startować z powierzchni jeziora, rzeki, morza czy oceanu (Amerykanie pracowali mniej więcej w tym samym okresie nad podobną koncepcją, ale na znacznie mniejszą skalę). Na wszelki wypadek samolot otrzymałby także specjalne płozy umożliwiające posadzenie maszyny na lądzie. Kiedy w Moskwie usłyszano o pomyśle Robierta Ludwigowicza, czym prędzej ściągnięto go do stolicy i umieszczono w biurze Miasiszczewa.

Napęd 250-tonowej maszyny miało stanowić pięć ułożonych w zgrabnym rządku między statecznikami pionowymi silników NK-10B o ciągu 255 kiloniutonów każdy. W założeniu miały one bez użycia dopalacza rozpędzać A-57 do ponaddźwiękowej prędkości przelotowej. Bartini przewidział też bogate wyposażenie elektroniczne, w tym radar SWR-1 oraz systemy zakłóceń aktywnych (TRS-45) i pasywnych (Wienik i Roza). W planach była również wersja rozpoznawcza R-57 (razwiedczik).

Równie ciekawe było uzbrojenie bombowca. Miał on wprawdzie być przystosowany do przenoszenia jednej bomby termonuklearnej w komorze bombowej, ale jako podstawowy środek rażenia celów na terenie Stanów Zjednoczonych przewidziano umieszczony na grzbiecie kadłuba, na przedziale silnikowym, ciężki, aż szesnatotonowy pocisk manewrujący RSS (Rieaktiwnyj Samolet Snariad – Odrzutowy Samolot Pocisk) opracowany przez Pawła Cybina, dysponujący według założeń projektowych zasięgiem 3000 kilometrów; odległość tę miał pokonywać w równą godzinę. Takie rozwiązanie miało niezaprzeczalną zaletę: pozwalało wykonać uderzenie spoza zasięgu nieprzyjacielskiej obrony powietrznej. Sowieckie biura konstrukcyjne przywiązały się do tej idei na długie lata (nawet Tu-160 to nie tyle klasyczny bombowiec, ile właśnie strategiczny nosiciel pocisków manewrujących).

Istotnym problemem, który należało rozwiązać, był problem zasięgu. Litera „A” w nazwie bombowca oznaczała Amerykę. Żeby A-57 mógł tam dolecieć, przewidziano dlań możliwość lądowania na oceanie i pobierania paliwa z czekającego okrętu podwodnego. W celu nawiązania łączności z zanurzoną jednostką miał być wyposażony w system hydroakustyczny Ochock.

Ostatecznie jednak pocisk RSS nigdy nie powstał, A-57 zaś nie wyszedł poza stadium projektu. Prace przerwano w roku 1960. Los A-57 przypieczętował sam Nikita Chruszczow, który ufał wyłącznie międzykontynentalnym pociskom balistycznym, klasyczne bombowce uważał zaś za przeżytek (Piotr Butowski stwierdza wręcz, że Chruszczow „żywił [do nich] nienawiść”). Przyszłość pokazała, że mocno się pomylił, ale też trzeba przyznać, że nie on jeden.

Bartini A-57 – dane techniczne

Długość: 69,5 m
Rozpiętość: 17,5 m
Powierzchnia nośna: 755 m2
Masa: 320 t
Prędkość maksymalna: 2500 km/h (bez założonego pocisku RSS)
Pułap praktyczny: 23 000 m
Zasięg: 14 000 km

Bibliografia

Piotr Butowski, Rosyjskie naddźwiękowe bombowce strategiczne (I) – zanim powstał Tu-160. Nowa Technika Wojskowa, 12/1993.
Piotr Butowski, Rosyjskie naddźwiękowe bombowce strategiczne. Projekty i prototypy z lat 1955–1975. Lotnictwo Wojskowe, 3/1998.
A-57strategic bomber, testpilot.ru. Dostęp: 1 września 2016.
Robert Bartini, peoples.ru. Dostęp: 1 września 2016.