Kiedy myślimy o katastrofie morskiej, najczęściej przed oczami staje nam Titanic, który stał się swego rodzaju symbolem wszystkiego złego, co może czekać nas na morzu. Jednak zagadnienie katastrof morskich jest znacznie szersze, a pod względem ilości ofiar przypadek Titanica nie znajduje się nawet w czołowej trójce w historii tego typu zdarzeń. Na temat wypadków na morzu pojawiło się już wiele książek, ale jest to sfera tak obszerna, że żadna z nich nie wyczerpuje do końca tematu. Dlatego stale jest miejsce na nowe pozycje, czego dowodem jest ukazanie się nakładem wydawnictwa Bellona książki autorstwa Nigela Cawthorne’a „Wraki, tragedie i katastrofy morskie”.

We wcześniejszej twórczości autor dal się poznać jako osoba o bardzo szerokich zainteresowaniach. Pisał zarówno pozycje o historii starożytnej, jak i monografie kampanii i bitew z historii brytyjskiej czy o amerykańskich jeńcach wojennych w Wietnamie. Łącznie jest autorem ponad osiemdziesięciu książek nie tylko historycznych, ale poświęconych także kulturze i sztuce. Poza tym jest dziennikarzem i publicystą. Prawdę mówiąc, nieco się tym zaniepokoiłem, bo jak wiadomo: jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego. Na szczęście autor nie próbuje udawać większego eksperta niż jest i przygotowana przez niego książka ma charakter popularno-naukowy, w żadnym wypadku specjalistyczny.

Ponieważ, jak już wspomniałem, niemożliwe jest całościowe potraktowanie tematu w jednej książce, autor zdecydował się dokonać ostrej selekcji i opracował jedynie kilkanaście najgłośniejszych katastrof morskich w całej historii ludzkiej obecności na morzu. Chodziło mu bardziej o przedstawienie zagrożeń i pewnych charakterystycznych rys dla poszczególnych typów wypadków w różnych epokach. Sięga aż do czasów najdawniejszych, gdy głównym środkiem transportu były triery, poprzez wielkie żaglowce przemierzające oceany, okręty stalowe, po współczesne tankowce, promy czy atomowe okręty podwodne. Dodatkowe rozdziały zostały poświęcone ogólnie takim zagrożeniom na morzu jak tsunami czy tajfuny, słynnym wrakom, tajemnicom jak trójkąt bermudzki i osobom ocalałym z katastrof.

Książka nie jest zbyt obszerna, liczy jedynie nieco ponad dwieście stron, a na każdy rozdział przypada ich około dwudziestu. Odejmując od tego jeszcze całkiem spora ilość ilustracji jasnym staje się, że autor musiał zastosować pewien stopień uogólnienia przy opisywaniu wypadków. Nie należy się zatem spodziewać wszystkich szczegółów i okoliczności, jakie towarzyszyły danemu zdarzeniu oraz dokładnemu opisowi ewentualnej akcji ratunkowej. Nie znaczy to jednak, że czegoś w niej brakuje. Po prostu jest skierowana do czytelnika, który nie jest pasjonatem i nie musi go interesować każdy szczegół konstrukcyjny statku czy późniejsza odpowiedzialność prawna armatora przed ofiarami i ich rodzinami. Tego typu sprawy zostały potraktowane bardzo ogólnie, a Cawthorne skoncentrował się na przedstawieniu pojedynczych, najbardziej znanych katastrof jako przykładđ 3w ilustrujących poszczególne typy wypadków na morzach.

Ciągle mając na uwadze to, dla kogo pisze, autor dobrze dobrał język, jakim się posługuje. Nie nadużywa specjalistycznych zwrotów tam gdzie nie jest to konieczne, a inne morskie terminy, które nie są zbyt powszechnie używane, wyjaśnia. Nie ma tu przypisów, do których powinien zerkać czytelnik chcący wszystko zrozumieć, całość jest w tekście głównym. Oba te zabiegi nie oznaczają jednak, że książka jest infantylna, autor po prostu bardzo dobrze wiedział, dla kogo pisze i na jaki stopień zaawansowania może sobie pozwolić. Mimo że interesuję się nieco morzem i okrętami, dowiedziałem się z niej kilku ciekawych rzeczy, głównie tych historycznych, ale też na przykład uregulowań prawnych dotyczących akcji ratowniczej.

Ogólnie tłumaczka spisała się nieźle, jednak pogubiła się nieco w miejscach, które akurat w jakiś sposób dotykają wojskowości, co nie mogło pozostać niezauważone. W jednym miejscu krążownik Admiral Hipper został nazwany statkiem zamiast okrętem, w innym zaś odwrotnie, krążownikiem został nazwany statek wycieczkowy Bremen. Innym razem, kiedy autor miał na myśli amerykańskie samoloty, latające cysterny KC-135 Stratotanker tłumaczka zaserwowała nam „stratosferyczne tankowce”. Największym jednak błędem jest zdanie, w którym mowa jest o tym, że uszkodzony po starciu z flotą brytyjską pancernik Bismarck wycofał się do Saint-Nazaire, aby dokonać niezbędnych napraw. Tymczasem on dopiero do tego portu zmierzał, ale nigdy tam nie dopłynął, bo wcześniej został zatopiony. Poza tym większych uwag do technicznej strony wydania nie mam.

Fachowiec, czy ktoś, kto tematem interesuje się od dłuższego czasu, zapewne nie znajdzie w tej książce dla siebie nic ciekawego. Jednak nie do nich jest ona skierowana, ale do tych, którzy dopiero rozpoczynają swoją przygodę z morzem, albo i nawet nie mają zamiaru rozpoczynać, a po prostu czują pęd do poszerzania wiedzy na temat otaczającego świata. Ci nie powinni być zawiedzeni.