Sławomir Koper – bestsellerowy już autor, który sławę zyskał na monografiach o przedwojennych celebrytach – stworzył kolejny dobry produkt. Pytanie tylko: dla kogo? Bo ani dla turystów, ani dla historyków.

Więc: świeżo wydany przewodnik historyczny po Ukrainie to pozycja dobrze napisana i, jak zwykle u Bellony, ładnie wydana. Ale też trafiająca w próżnię. Koper nieumiejętnie bowiem odmierzył dawkę informacji, którą serwuje Czytelnikowi. Nie zdecydował się ani na wydanie porządnego, przesiąkniętego faktami bedekera, ani na książkę popularnonaukową. Pozostał pomiędzy, tworząc dziwną, niepragmatyczną hybrydę. Nieprzydatną w plecaku podróżnika przemierzającego Kresy (bardzo mało praktycznych informacji, znikoma liczba zdjęć, żadnych map) i trudną do docenienia przez domowego pożeracza faktograficznej prozy (za dużo detali o poszczególnych miastach/mieścinach, co czyni całość momentami nieznośnie nużącą).

Powyższy występek Autora nie jest jednak jedynym. Ani nawet największym. Za karygodne i wręcz nieprzyzwoite uważam bowiem przedrukowanie pod szyldami poszczególnych rozdziałów fragmentów wcześniejszych jego książek! I tak księga pierwsza traktująca o Lwowie to wierna kopia Koperowego „Spaceru po Lwowie” (Axel Springer Polska, Warszawa 2008), a rozdział czwarty, o Brunonie Schulzu, przeczytać można było w praktycznie bliźniaczej wersji w „Życiu prywatnym elit artystycznych Drugiej Rzeczpospolitej” (Bellona, Warszawa 2011). Ten niesmaczny autoplagiat, o którym Koper niestety nie informuje we wstępie, automatycznie okroił mi książkę o 150 stron.

A co chwalić w „Ukrainie…”? Tradycyjnie niezły język i styl Autora. Całość czyta się rzeczywiście szybko i smacznie. Czasami jedynie Koper obniża loty i męczy wielkopańską manierą traktowania Ukraińców z góry czy przesadnym patosem. Szczególnie drażnią uroczyste (i dość banalne) rozważania o Bogu – przykładowo jako efekt iluminacji doznanej przy odwiedzinach meczetu w Bachczysaraju.

Znowu jest też ciekawie. Historyk przeplata opisy odwiedzanych miejsc z krótkimi charakterystykami rzeczywistych postaci, faszeruje książkę anegdotami. Czytelnik znowu więc dowiaduje się o życiu codziennym fascynujących person: od Zofii Potockiej, która zacząwszy karierę jako portowa kurtyzana, stała się potem potężną polityczną matroną, po Jana Sobieskiego – nie tylko króla, ale też głośnego sybarytę – czy Adama Mickiewicza, poetę-podrywacza. Właśnie ostatni rozdział poświęcony Wieszczowi uważam za najciekawszy. A już wplecenie w zwykły ton narracji Kopra Sonetów Krymskich nosi dla mnie znamiona pisarskiej awangardy. Doskonały to surowiec na prezentację maturalną z polskiego. Szkoda tylko – jak podnosiłem wyżej – że pietystyczne opisy miast rozbijają nieco tempo czytania, lekko usypiając. Tym bardziej, że często podrozdziały nie zawierają zdjęć.

Zbierając wszystko razem: gdyby nie brak przemyślanego konceptu, książka mogłaby uchodzić za dobrą. Nawet bardzo dobrą. Niestety, niezdecydowanie Kopra co do tego, co chciał napisać (przewodnik czy książkę popularnonaukową) odbija się czkawką przez cały proces czytania. „Ukraina. Przewodnik historyczny” nie jest na pewno pozycją obowiązkową (chyba że dla ortodoksyjnych fanów Kresów). Poprzednich publikacji Autora nie dogania, ale z kretesem z nimi też nie przegrywa.