8 (względnie 9) mają to rocznica triumfu nad Trzecią Rzeszą. Wiele wydawnictw – nie tylko polskich – postanowiło uczcić Dzień Zwycięstwa, publikując książki opowiadające o końcu hitlerowskiego imperium. Należy do nich wydawnictwo Magnum, które wydało, notabene: pod naszym patronatem, liczącą sobie ponad pół tysiąca stron książkę brytyjskiego historyka Davida Stafforda „Ostatni rozdział 1945. Zwycięstwo, odwet, wyzwolenie” opowiadającą o ostatnich tygodniach drugiej wojny światowej i pierwszych tygodniach po jej zakończeniu.

Za estetyczną, miękką okładką przedstawiającą cokolwiek przygnębiający amerykańskich piechurów w ruinach Kolonii, kryje się ponad pół tysiąca stron, na których autor stara się przedstawić ciężki, zazwyczaj tragiczny los ludzi po obu stronach frontu – podkreślmy od razu: frontu zachodniego – zarówno żołnierzy, jak i cywilów. Zwraca uwagę konwencja zastosowana przez autora. Mając do dyspozycji listy i wspomnienia osób, które były tam i doświadczyły na własnej skórze tego, o czym teraz napisał trzyletni wówczas Stafford, a także zapiski z rozmów z nimi i z ich krewnymi, zdecydował się stworzyć coś na kształt powieści ze stuprocentowo rzeczywistą fabułą.

Teraz oczywiście przez to, że użyłem słowa „powieść”, podniesie się wielki raban, więc już spieszę z wyjaśnieniem.

Otóż nie, w „Ostatnim rozdziale” nie ma żadnej fikcji literackiej. Wszystko oparte jest albo na źródłach, albo na rzetelnych opracowaniach. Ponieważ jednak podstawą dla książki stały się relacje kilku osób, Stafford postanowił te właśnie osoby wyeksponować, czyniąc je niejako głównymi bohaterami. Opowiada zaś o nich w taki sposób, iż Czytelnika zaczynają żywo interesować ich osobiste losy. A jest czym się interesować. Cytując wstęp: w tej grupie jest Niemka, uwięziona przez SS i brutalnie rozdzielona ze swymi synami; młody brytyjski komandos, który dociera do brzegów Bałtyku i jest świadkiem tragicznej, przypadkowej śmierci tysięcy więźniów obozu koncentracyjnego; równie młody żołnierz amerykański walczący we Włoszech, który stara się przełamać strach przed śmiercią i ocalić swój idealizm wbrew potwornościom wojny; korespondent wojenny towarzyszący amerykańskiej 3 Armii, który schodzi do kopalni soli, aby na własne oczy zobaczyć niemieckie rezerwy złota i dzieła sztuki zrabowane przez nazistów’; oficer kanadyjski, który bierze udział w ostatniej, zażartej bitwie z Niemcami na terenie Holandii; żydowski uchodźca z Niemiec, który jako agent brytyjskiego wywiadu uczestniczy w operacji specjalnej w Austrii; oficer nowozelandzkiego wywiadu walczący we Włoszech, który dociera do Triestu i pomaga obronić go przed komunistami Tity; spadochroniarz – żołnierz amerykańskich wojsk okupacyjnych w Berlinie; wreszcie doświadczona pracownica organizacji humanitarnej, opiekująca się wyzwolonymi więźniami obozów koncentracyjnych i robotnikami przymusowymi w Bawarii. Owa młoda niemiecka matka, Fey von Hassel, to osoba, którą wskazałbym jako główną bohaterkę, gdybym musiał wybrać jedną tylko osobę.

Z drugiej jednak strony, nie należy przez to rozumieć, iż Stafford koncentruje się tylko na tej grupce. Wręcz przeciwnie, ich losy służą za fundament, na którym buduje szeroki opis tego, co działo się na przełomie wiosny i lata 1945 roku w Trzeciej Rzeszy i Włoszech, a także w Holandii. „Ostatni rozdział” oferuje Czytelnikowi możliwie najbardziej kompletny obraz tamtych ciężkich dni, skutecznie obalając kilka powszechnych mitów, choćby o tym, że po 9 maja w Europie nastał pokój i spokój. Nic z tych rzeczy, w wielu miejscach wciąż ginęli ludzie, gdzieniegdzie całymi dziesiątkami, a wielu z nich nie miało nic wspólnego z obalonymi reżimami. Na wyzwolonych terenach, a zwłaszcza w Holandii, ludzie niejednokrotnie umierali z głodu.

Przypadek Fey von Hassel pokazuje, jak straszny był los rodzin rozdzielonych przez wojenną zawieruchę, a wspomnienia Brytyjczyków i Amerykanów z okupowanych Niemiec dają przygnębiające świadectwo całkowitego rozkładu, jaki dokonał się w społeczeństwie jeszcze nie tak dawno wierzącym w nieuchronne nadejście własnej dominacji nad światem. Kobiety oddające ciało – jedyne dobro w ich posiadaniu – alianckim żołnierzom, by zdobyć jedzenie, mężczyźni gotowi na wszelką służalczość, by dostać papierosa, a przede wszystkim niemieckie dzieci, których nie było jeszcze na świecie, gdy Hitler dochodził do władzy, a teraz przymierające głodem i muszące znosić pogardę, zupełnie przecież nieuzasadnioną logicznie, ze strony triumfujących aliantów. A pomiędzy nimi niedawni niewolnicy – robotnicy przymusowi i więźniowie obozów koncentracyjnych – również głodujący, często ciężko chorzy, a zarazem myślący o zemście.

Szczególnie godne uwagi jest, że autor sięgnął głęboko do ludzkich umysłów, na tyle głęboko w każdym razie, na ile ludzie owi sami mu pozwolili. Stosunek żołnierzy brytyjskich i amerykańskich do ludności okupowanych Niemiec – oraz zasady regulujące ten aspekt życia wojsk okupacyjnych – czy więźniów obozów koncentracyjnych, a także samej instytucji kacetów, nie jest jednak powszechnie znany, podobnie jak choćby polityczno-społeczne napięcia w Trieście. Stafford odkrywa więc przed Czytelnikiem obszary dotąd mu, Czytelnikowi, nieznane i przede wszystkim dlatego warto się zainteresować „Ostatnim rozdziałem”.

Od strony technicznej trudno cokolwiek powiedzieć. Książka jest po prostu estetycznie wydana, nie wyróżnia się niczym ani na plus (chyba że miękką okładką, co jest zaletą w kontekście ceny), ani na minus. Jak rzadko kiedy, nie znalazłem powodów do zgłoszenia pretensji pod adresem duetu tłumaczy. Również korekta spisała się zasadniczo poprawnie – nie bezbłędnie, ale też liczba wpadek w proporcji do ilości tekstu wstydu nie przynosi. Bodajże jedyny, który sypnął mi piaskiem w oczy, to niepoprawne użycie „na czele z”. Pisze się bowiem, na ten przykład, „oddział z porucznikiem na czele”, nie zaś „oddział na czele z porucznikiem” – bo to porucznik jest na czele.

Co się zaś tyczy strony merytorycznej, Czytelnicy z naszej części Europy mogą się poczuć dotknięci śladową ledwie obecnością na kartach książki frontu wschodniego. Jestem jednak jak najbardziej daleki od posądzania Stafforda o historyczną ignorancję, która jest przecież grzechem często popełnianym przez jego rodaków. Autor wybrał po prostu taki zakres tematyczny i jest to jego nienaruszalne prawo. Z pewnością sytuacja w Polsce czy Prusach Wschodnich nie była ani o jotę lepsza, lecz jeżeli autor zdecydował się na ominięcie tego zagadnienia ze względu na brak źródeł z pierwszej ręki, mogę tylko przyklasnąć.

Można oczywiście pytać, czy ludzie, których wspomnienia posłużyły za podstawę „Ostatniego rozdziału” to osoby reprezentatywne, z których przeżyć można wyciągać wnioski odnośnie myśli i przeżyć milionów innych ofiar wojny – bo przecież żołnierze, nawet ci, którzy przeżyli, też w pewnym sensie byli ofiarami – po obu stronach frontu. Pytanie takie jest jednak równie pozbawione podstaw co to o praktyczną nieobecność frontu wschodniego. Autorzy owych wspomnień mieli oczywiście ograniczoną perspektywę, ale nawet jeśli dla kogoś to ograniczenie jest wadą, dla mnie stanowi zdecydowanie największą zaletę. Tym bardziej, że autor, jak już wspomniałem, w oparciu o indywidualne relacje rysuje szeroki, pełny obraz ówczesnej sytuacji, ograniczony geograficznie, owszem, ale nie osobowo.

Książka nie stawia żadnej tezy, z którą można by się zgadzać lub spierać. Pokazuje po prostu i poddaje pod rozwagę pewne fakty, zjawiska i opinie, czym różni się od „Europa walczy” Normana Daviesa, mającej wykazać zachodniemu Czytelnikowi, iż „prawdziwa” wojna toczyła się na froncie wschodnim. „Ostatni rozdział” jest jednak pozycją wybitną, ponad wszelką wątpliwość. Zarazem przygnębia i fascynuje, a zarazem stanowi świadectwo wielkiej klasy i umiejętności swojego autora. Stwierdzam z pełnym przekonaniem, iż jest to jedna z najlepszych książek o II wojnie światowej, jakie kiedykolwiek czytałem.