Baza naszej Biblioteki Narodowej notuje trzy pozycje mające w tytule słowa „noc długich noży”, a wśród nich znajduje się recenzowana tutaj. Jest to oczywiście liczba niewielka, więc musi cieszyć każda kolejna pozycja na ten temat pojawiająca się na polskim rynku (jeżeli oczywiście jest merytorycznie poprawna), gdyż każda pomaga w wypełnieniu trudnej do zrozumienia luki. O ile bowiem o przebiegu II wojny światowej i latach bezpośrednio ją poprzedzających, o Holocauście, o reżimie nazistowskim, w latach 1939-45 powstało multum opracować, o tyle wciąż do rzadkości w skali całego świata należą książki o tym, jak Hitler doszedł do władzy. A przecież jest to temat, wbrew pozorom, rozległy i wyjątkowo ciekawy, a także w oczywisty sposób kluczowy dla przebiegu dalszej historii całego świata.

Dostrzegł to amerykański dziennikarz i prawnik z San Diego Paul R. Maracin, spod pióra którego wyszła książka „The Night of the Long Knives”, która teraz – po pięciu latach od ukazania się oryginału – dzięki wydawnictwu Bellona trafiła także do polskich księgarń. Jest to w sumie niewielka książeczka, w miękkiej okładce mieści się trochę ponad dwieście stron, z których wiele w całości poświęcono na duże zdjęcia głównych i drugoplanowych bohaterów.

Noc długich noży to oczywiście umowna nazwa tamtych wydarzeń. Trzeba pamiętać, iż chyba nikt nie zginął tam od noża, a i większość egzekucji miała miejsce w dzień. Wielką zaletą książki jest rzeczowa, dynamiczna narracja w pełni odpowiadająca tamtym dramatycznym wydarzeniom. Weekend ów był bowiem doskonałą zapowiedzią tego, co miało czekać Europę i świat w następnych latach – zapowiedzią, której nikt nie potrafił odczytać. Sami Niemcy też nie wiedzieli, co się dzieje, Niektóre ofiary hitlerowców myślały, że padają ofiarą… puczu antyhitlerowskiego.

A teraz będzie bolało.

Wydawnictwo Bellona niestety zawiodło mnie po raz kolejny. Oto wydają niezłą książkę – nie wybitną, ale zupełnie niezłą i wartą przeczytania. I co? Uważny Czytelnik może pamięta jeszcze moją recenzję książki „Wojna powietrzna 1939-1945” Richarda J. Overy’ego z sierpnia ubiegłego roku. Tłumacz potknął się wówczas na Arcadia Conference i z konferencji w Waszyngtonie zrobiła się jakaś „konferencja w Arcadia”. Taka pomyłka jest w oczywisty sposób kompromitująca, a tłumacz „Nocy długich noży”, pan Lech Niedzielski, zaliczył wpadkę jeszcze gorszą. Otóż według niego to, co po angielsku nazywa się Battle of the Bulge, po naszemu nazywa się… bitwa pod Bulge! O ofensywie w Ardenach, względnie kampanii w Ardenach, ostatecznie bitwie o Las Ardeński lub o „Wybrzuszenie” (czyli właśnie bulge) tłumacz najwyraźniej nie słyszał, a przynajmniej nie skojarzył. Tak czy inaczej, stawia to jego kompetencje pod naprawdę dużym znakiem zapytania.

Poza tym przez sito korekty przekradło się kilka drobniejszych błędów. Znów mamy szwadrony (w oryginale zapewne squadron) w lotnictwie, Kilonia z jakiegoś powodu figuruje pod niemiecko-angielską nazwą Kiel, zamiast Pearl Harbor mamy Pearl Harbour (angielska pisownia słowa zamiast amerykańskiej), a na koniec dowiadujemy się, że Bf 110 miał… katapultę (w znaczeniu wyrzucanego fotela oczywiście) – no bo jak inaczej wyjaśnić, że Rudolf Hess się „katapultował”.

Jest to książka bardzo ciekawa, ale na dobrą sprawę „o wszystkim i o niczym”. Byłaby w sam raz dla początkującego hobbysty czy zgoła kogokolwiek pobieżnie zainteresowanego początkami III Rzeszy. Byłaby… gdyby nie tłumaczenie.