24 października walki wciąż trwają na całej długości frontu. Ormianom nie można odmówić odwagi, ale ich sytuacja – wbrew upartym niedowiarkom – jest coraz gorsza tak pod względem operacyjno‑taktycznym, jak i humanitarnym. Siły armeńsko-karabaskie mogą liczyć jedynie na przewagę, którą daje obrońcom teren górski, szybko nadchodzącą noc (słońce zachodzi około godziny 18.00 czasu lokalnego, czyli 16.00 czasu polskiego) i zbliżająca się zima – tu jednak potrzeba jeszcze kilku tygodni. Jak pisaliśmy już wczoraj, po raz kolejny ostrzelano Stepanakert, czyli stolicę nieuznawanej republiki.

Ormianie regularnie podejmują próby lokalnych kontrataków. Armeńskie ministerstwo obrony pochwaliło się zniszczeniem wieloprowadnicowej wyrzutni pocisków rakietowych („ciężkiego miotacza ognia”) TOS-1. Wiadomo również, że armeńska artyleria rakietowa ostrzelała dziś cele w rejonach Laçın/Berdzor i Qubadlı/Kaszunik. Baku informuje, że w rejonie Qubadlı żołnierze zostali ostrzelani z terytorium Armenii (wieś leży kilka kilometrów od granicy).

Azerbejdżan pochwalił się z kolei zestrzeleniem armeńskiego samolotu bojowego, ale nie przedstawiono żadnych dowodów, a Erywań szybko zdementował te doniesienia. Siły armeńsko-karabaskie straciły dotąd 963 zabitych. Azerbejdżan wciąż nie ujawnia strat w siłach zbrojnych, podaje natomiast, że od początku wojny życie straciły 63 osoby cywilne, a 297 zostało rannych.

Najciekawsze rzeczy dzieją się obecnie na prawym brzegu Araksu. Władze w Teheranie od początku konfliktu stoją w niewygodnym rozkroku. Z jednej strony starały się wspierać Armenię, dopuszczając tranzyt rosyjskiego sprzętu wojskowego przybywającego Morzem Kaspijskim. Z drugiej – jako że około 16% ludności Iranu to Azerowie, na północy kraju dochodziło do protestów, a nawet ataków na ciężarówki zmierzające do Armenii. Wreszcie z trzeciej strony – na terytorium Iranu spadły dziesiątki pocisków artyleryjskich i rakietowych wystrzeliwanych przez obie strony konfliktu, a irańską przestrzeń powietrzną regularnie naruszały obce drony.

Trzy dni temu Teheran rozpoczął ćwiczenia obrony powietrznej w północno-zachodniej części kraju, co miało dać do zrozumienia władzom w Baku, że powinny trzymać swoje bezzałogowce i artylerię na krótszej smyczy. Dziś po południu zaczęły wychodzić na jaw informacje, że Irańczycy zdecydowali się na bardziej zdecydowane kroki. Na drogach wiodących do granicy z Azerbejdżanem i Górskim Karabachem pojawiły się konwoje z człogami T-72M1, bojowymi wozami piechoty BMP-2 oraz systemami przeciwlotniczymi Tor-M1 i Chordad-3.

Należy podkreślić, że nie mamy tu do czynienia z symbolicznym przemieszczeniem kilku egzemplarzy. Z dostępnych w sieci nagrań wynika, że mówimy o co najmniej dwudziestu wozach pancernych, a zapewne na tym się nie skończy. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że kilkanaście czołgów to niewiele, ale Iran nie zamierza przecież organizować inwazji na Azerbejdżan. Celem jest prawdopodobnie utworzenie strefy buforowej wzdłuż granicy i obsadzenie jej siłami zdolnymi dać pokaz siły ognia.

Rorsah-photo, Creative Commons CC0 1.0