Kolejna faza kampanii donbaskiej zbliża się do krytycznego momentu. Mimo że obrona Siewierodoniecka wciąż trwa, mimo że najeźdźcy już od kilku dni nie potrafią zabezpieczyć kolejnych ulic, znaczenie tego miasta na szczeblu operacyjnym systematycznie spada. Rosyjskie natarcie zmierzające od południa w stronę Lisiczańska przynosi bowiem skutki i zanosi się na to, że właśnie tu, na zachodnim brzegu Dońca, rozstrzygną się losy obwodu ługańskiego.

Szczególnie istotne w tym kontekście jest przełamanie obrony ukraińskiej pod Zołotem i Hirśkem po trzytygodniowych walkach. Większość ukraińskich pododdziałów wycofała się, nim Rosjanie zatrzasnęli kocioł, ale jednostki prowadzące działania opóźniające nie zdążyły i w tym momencie należy je uznawać za stracone. Nie wiadomo, jak wielu żołnierzy utknęło w kotle, liczba 2 tysięcy podawana przez źródła prorosyjskie jest przesadzona, ale mówimy zapewne o kilku setkach.

Skutek tych wydarzeń można podsumować krótko: okrążenie Lisiczańska staje się coraz bardziej prawdopodobne. Jak pisaliśmy już wiele razy, Siewierodonieck to twierdza, na której Rosjanie mieli się wykrwawić, ale którą w ostatecznym rachunku mogli zdobyć. Twierdza ta wciąż zresztą utrzymuje komunikację z Lisiczańskiem. Po wysadzeniu ostatniego mostu Ukraińcy skazani są na transport, nazwijmy to, detaliczny, a nie hurtowy, ale dopóki chociaż tyle jest możliwe, dopóty Siewierodonieck będzie się bronić.



Z perspektywy ukraińskiej – wiadomo – lepiej mieć, niż nie mieć, ale ze względu na ukształtowanie brzegów Dońca ruiny Siewierodoniecka i tak byłyby bardzo trudne do obrony przez ukraińską kontrofensywą ze strony Lisiczańska. Ale już utrata Lisiczańska to zupełnie inna sprawa. Miasto jest dobrze przygotowane do obrony, ale jeśli wpadnie w ręce Rosjan, będą oni kontrolować de facto cały obwód ługański. Będą też mieć doskonały, de facto umocniony (bo przecież to teren zurbanizowany) przyczółek na zachodnim brzegu Dońca, aby wyprowadzić atak na Słowiańsk i Kramatorsk omijający najpotężniejsze ukraińskie stanowiska obronne.

Coraz gorzej wygląda sytuacja obrońców Nowołuhańskego, niewielkiej miejscowości na północnych obrzeżach Gorłówki, na brzegu Zbiornika Wuhłehirśkego. Ofensywa idąca od strony Popasnej w kierunku Bachmutu minęła zbiornik wodny od północy, po czym część oddziałów wykonało zwrot w lewo, tak aby uderzyć na obronę Nowołuhańskego od tyłu i odciąć miejscowość od zachodu. Ukraińcy obecnie bronią się w Kodemie, leżącej na południe od Bachmutu. Jeśli Moskale zdobędą tę wieś, Nowołuhańske upadnie wkrótce potem.

Sytuacja na odcinku iziumskim także robi się nieciekawa. Ukraińskie pozycje obronne zabezpieczające Słowiańsk zarówno od północy/północnego zachodu (czyli od strony Iziumu), jak i od północnego wschodu (od strony Łymanu i Rajhorodoku) są dobrze przygotowane i na tę chwilę niezagrożone. Ofensywa Rosjan na południe zamarła już chyba na dobre (czytaj: do kolejnego przegrupowania; obecnie na ten odcinek frontu przybywają Wagnerowcy). Ale wydaje się, że wznawiają oni natarcie na odcinku z Wełykiej Komyszuwachy do Barwinkowego. Jeśli osiągną tam sukces, będą mogli okrążyć ukraińską obronę od zachodu i być może ruszą najpierw nie na Słowiańsk, ale na leżący odeń na południe Kramatorsk.



Tyle złych wieści, pora na trochę dobrych. Przede wszystkim ukraiński minister obrony Ołeksij Reznikow potwierdził, że do Ukrainy dotarły pierwsze wyrzutnie pocisków rakietowych M142 HIMARS. Nieoficjalnie wiadomo, że już skierowano je na front i że wykonały pierwsze zadania ogniowe. Być może to właśnie one ostrzelały dwa dni temu Wyspę Węży, ale krytyczna sytuacja w Donbasie każe traktować tę możliwość z przymrużeniem oka. Wyspa Węży, owszem, jest ważna, zwłaszcza jeśli Kijów pragnie wznowić normalne działanie portu w Odessie, ale Lisiczańsk jest po wielokroć ważniejszy.

Nie ma na razie informacji o kolejnych postępach na kierunku chersońskim. Wydaje się, że gorączkowo ściągane posiłki zdołały spowolnić postępy Ukraińców praktycznie do zera. Ale już na ich odepchnięcie sił nie wystarczyło, co oznacza, że obie strony zapewne ścigają się teraz o to, kto szybciej zdoła wykonać zdecydowany krok naprzód – Ukraińcy w stronę Chersonia czy też Rosjanie w stronę Mikołajowa.

Ukraińcy zaatakowali wczoraj rafinerię w Nowoszachtyńsku w obwodzie rostowskim. Nad instalację przyleciały dwa drony w odstępie około czterdziestu minut, ale tylko jeden spadł na cel. Kiedy w internecie pojawiły się nagrania, media amatorskie natychmiast zaczęły przekonywać, że w ataku użyto Bayraktarów TB2 (wiadomo – najsłynniejszy UCAV tej wojny), a te ciut mniej amatorskie – że produkowanych w Ukrainie PD-1/PD-2 (najsłynniejszy ukraiński bezpilotowy statek powietrzny). Problem w tym, że ani jeden, ani drugi typ w ogóle nie przypomina tego, co uchwycili na filmie pracownicy rafinerii.



Ale oczywiście powiedzieć, co to nie jest, to jedno, a powiedzieć, co to jest, to już inna para kaloszy. Odpowiedź znalazł Thomas Newdick z serwisu The War Zone wespół z całą masą twitterowiczów. Najpewniej mamy tu do czynienia z produkowanym w Chinach komercyjnym dronem Mugin-5/Skyeye 5000mm (liczba odnosi się do rozpiętości). Może on zabrać ładunek o masie do 25 kilogramów. Takie drony można kupić w każdym sklepie z dronami… a przynajmniej w serwisie Alibaba za mniej niż 10 tysięcy dolarów.

W Ukrainie zauważono też dostarczone przez Polskę haubice samobieżne 2S1 Goździk. Wysłaliśmy naszym wschodnim sąsiadom prawdopodobnie około dwudziestu egzemplarzy.

Odnotujmy też, że wczoraj nieopodal Lisiczańska dostał się pod rosyjski ostrzał (podobno moździerzowy) korespondent niemieckiego Bilda Paul Ronzheimer wraz z dwoma współpracownikami.

Aktualizacja (23.20): W temacie bezpilotowych aparatów latających.

W pierwszych tygodniach wojny Bayraktary urosły do rangi istnej Wunderwaffe (dodatkowo pompowanej jeszcze w ramach wojny informacyjnej), na którą Rosjanie po prostu nie umieli znaleźć sposobu. Jak Czytelnicy zapewne pamiętają, na fali tych informacji pojawiły się – po raz nie wiadomo który – rzesze „analiz” mówiących o nadchodzącym końcu załogowego lotnictwa bojowego i rozpoczynającej się wreszcie erze dronów.

Minęły kolejne trzy miesiące i okazuje się, że nie taki dron straszny, jak go malują. Oczywiście wciąż jest to groźna broń, zwłaszcza jeśli używana jest z głową, ale można jej przeciwdziałać. I najwyraźniej Rosjanie się tego nauczyli: zaczęli dbać o to, aby najważniejsze cele miały solidną obronę przeciwlotniczą i zwiększyli nasycenie oddziałów frontowych środkami opl. Nie może już więc być mowy o używaniu TB2 w takim charakterze jak na początku wojny – de facto latającej artylerii – gdyż byłoby to rzucanie dronów na przemiał. Obecnie wykonują one głównie zadania rozpoznawcze.

Z tego samego względu Ukrainie – jak piszą dziennikarze The War Zone, którzy rozmawiali z dwoma tamtejszymi pilotami – nie uśmiecha się pozyskiwanie amerykańskich UCAV-ów MQ-1C Gray Eagle. W praktyce one również musiałyby się ograniczać do zadań rozpoznawczych, atakowanie celów naziemnych w strefie przyfrontowej nie wchodziłoby w grę (przynajmniej w większości przypadków). Wobec tego MQ-1C tylko dublowałyby się z Bayraktarami, nie oferując niczego konkretnego w zamian za komplikację ogólnego systemu logistycznego i szkoleniowego.

Aktualizacja (00.40): Przez cały wieczór trwały – i być może wciąż trwają – walki o drogę z Bachmutu do Lisiczańska. Teraz, kiedy zaczyna się bitwa o Lisiczańsk, Ukraińcy chcą, aby wszystko, co porusza się tą drogą, jak najszybciej trafiało na ten ultrakrytyczny odcinek frontu. Każdy człowiek, który zamiast jechać tą drogą, musi jej bronić, to człowiek, który nie może bronić Lisiczańska. Rosjanie oczywiście doskonale to rozumieją i dlatego tym bardziej zdecydowanie atakują, aby jednocześnie związać jak największe siły przeciwnika i raz na zawsze odciąć Lisiczańsk od Bachmutu.

Wiązanie sił idzie im nieźle, ale przecinanie drogi – wcale. Mimo że rosyjska czołówka znajduje się kilka kilometrów od drogi, nie jest w stanie pokonać tego ostatniego odcinka i ustanowić blokady. Droga znajduje się pod ciągłym ostrzałem, ale zachowuje jaką taką przepustowość i do Lisiczańska wciąż zmierzają kolejne pojazdy.

Zakończmy jednym z najbardziej efekciarskich filmików z tej wojny. Jest to jednoczesne odpalenie trzech pocisków balistycznych 9M79-1 kompleksu Toczka-U. Zwraca uwagę obecność żołnierza z przenośną wyrzutnią przeciwlotniczą (zapewne w pobliżu znajduje się kilku kolejnych). Zabezpieczanie się przed nieprzyjacielskimi UAV-ami (tak bojowymi, jak i rozpoznawczymi) wyrosło na jeden z priorytetów wojsk lądowych obu stron.

US Marine Corps / Cpl. Lauren Whitney