Piszemy te słowa blisko północy z 15 na 16 czerwca. Izraelska „operacja prewencyjna”, dla której wybrano barwny biblijny kryptonim „Naród jak Lwica”, ogarnia kolejne cele na terytorium Islamskiej Republiki, ta zaś, w operacji nazwanej „Szczera Obiet­nica 3”, odpowiada Państwu Żydowskiemu kolejnymi salwami pocisków balistycznych. W obu krajach rośnie liczba ofiar, a na terenie Iranu pociski i bomby spadają także na elementy infrastruktury elektroenergetycznej i na bazy lotnicze, w których zniszczeniu ulegają zabytki aeronautyki.

Sprawozdanie przedstawia sytuację według stanu znanego około godziny 23.00 czasu polskiego.

Likwidacja najwyższego przywódcy?

Doniesienia medialne sugerują, że kiedy Izrael rozpoczynał operację „Naród jak Lwica”, w grę wchodziło wzięcie na cel także ajatollaha Alego Chameneia. Według informacji brytyjskiego kanału telewizyjnego Iran Inter­national – nadającego po persku i mającego powiązania z rządem Arabii Saudyjskiej – Izraelczycy mieli sposobność, aby zabić najwyższego przywódcę, ale odpuścili w nadziei, że da się go przekonać do ustępstw. Na dobrą sprawę tylko Chamenei może zarządzić zamknięcie programu rozwoju broni nuklearnej. Jeśli jednak faktycznie taki był zamysł, okazał się całkowicie chybiony.

Z kolei Barak Rawid z serwisu Axios informuje, że to Waszyngton wymusił na Izraelczykach oszczędzenie Chameneia. Trump jest jakoby stanowczo przeciwny zabijaniu przywódców politycznych. Podobne informacje na podstawie własnych źródeł uzyskał Reuters. Izraelski doradca do spraw bezpieczeństwa narodowego Cachi Hanegbi oświadczył jednak, iż informacje o wecie Trumpa to fake news.

Kiedy rozpoczęły się izraelskie naloty, Chamenei został ewakuowany z rodziną do schronu w podstołecznym Lawizanie. W tym samym miejscu ukrywał się także w trakcie izraelskich uderzeń w ubiegłym roku.

Przetrzebienie

Skoro już mowa o likwidowaniu prominentnych Irańczyków, możemy pokusić się o próbę podsumowania operacji wymierzonych w tamtejszą generalicję i naukowców pracujących nad rozwojem broni jądrowej.

Wśród najwyższych rangą wojskowych z życiem pożegnała się wielka trójka: generał dywizji Mohammad Bagheri (szef zintegrowanego sztabu generalnego łączącego zwierzchność nad Pasdaranami, Arteszem i policją), generał dywizji Hosejn Salami (dowódca Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej) i generał dywizji Gholam Ali Raszid (stojący na czele Chatam-al Anbija, czyli ujednoliconego dowództwa operacyjnego).

Zginął także generał brygady Amir Ali Hadżizade, dowódca sił powietrznych i kosmicznych Pasdaranów. To człowiek, który bezpośrednio zawiadywał poprzednimi atakami rakietowymi na Izrael. Hadżizade był też objęty sankcjami Unii Europejskiej za pośredniczenie w dosta­wach irańskich dronów do Rosji. Wśród ofiar śmiertelnych znaleźli się ponadto członkowie sztabu generalnego Gholamreza Mehrabi i Mehdi Rabani. Z kolei poważnie ranny został kontradmirał Ali Szamchani, obecnie doradca Chameneia i uczestnik ostatnich rozmów ze Stanami Zjednoczonymi.

Wciąż nieznany jest los dowódcy Sił Ghods, generała brygady Esmaila Ghaniego. Nieoficjalne przecieki wskazują, że Ghani także zginął, ale wciąż brakuje jakiegokolwiek oficjalnego potwierdzenia.

Oprócz generałów Izraelczycy zlikwidowali co najmniej czternastu naukowców. Sześć nazwisk znamy już z całą pewnością: Ferejduna Abbasiego, Ahmadrezę Zolfaghariego Daryaniego, Amira Hosejna Faghiego, Abdulhamida Minuszehra, Akbara Motalebizadego i Mohammada Mehdiego Tehrancziego. Izrael podał własną listę dziewięciu nazwisk, na której dodatkowo widnieją Said Bardżi, Mansur Asgari i Ali Bachoui Katirimi.

Najbardziej prominentnym z tego grona był Abbasi, w przeszłości szef irańskiej agencji energii atomowej, pozornie organu cywilnego, ale w rzeczywistości uczestniczącego w programie wojskowym. Już piętnaście lat temu agenci Mosadu próbowali go zlikwidować. W ostatnich latach życia był rektorem Uniwersytetu Teherańskiego. Nie ma informacji o próbie zabicia obecnego szefa agencji, Mohammada Eslamiego.

Do polowania na naukowców Izraelczycy wykorzystują między innymi samochody pułapki. Dziś w samym Teheranie wyleciało w powietrze pięć samochodów.

Meszhed

Według Iran Inter­national nalot na Meszhed w północno-wschodnim Iranie miał być sygnałem dla Chameneia, iż w całym kraju nie znajdzie miejsca, w którym mógłby się bezpiecznie ukryć. Z lotniska w Meszhedzie do bazy Ramat Dawid w linii prostej jest 2270 kilometrów. Taka odległość to nic szczególnego, kiedy ma się do dyspozycji bombowce B-2 Spirit, ale dla sił powietrznych wyposażonych jedynie w wielozadaniowe samoloty bojowe to faktycznie ogromne wyzwanie i niebagatelne osiągnięcie. Widać tu również procentujące doświadczenie z nalotów na leżącą niewiele bliżej jemeńską Hudajdę.

Izraelczycy zniszczyli w Meszhedzie jedną z trzech latających cystern należących do irańskich sił powietrz­nych. Dostępne materiały nie pozwalają jednoznacznie ocenić, czy ofiarą nalotu padł KC-707 czy może KC-747. Jeśli ten drugi, to… szkoda. Mówimy bowiem o jedynym na świecie Jumbo Jecie skonfigurowanym do roli samolotu tankowania powietrz­nego. W przeszło­ści były wprawdzie dwa, ale jeden naj­praw­do­po­dob­niej już dawno został doszczętnie skani­ba­lizowany.

Wśród zaatakowanych baz lotniczych znalazł się też Hamadan, gdzie stacjonowała znaczna część irańskiej floty Phantomów II. Iran odebrał pierwsze F-4 (w wersji D) we wrześniu 1968 roku. Oprócz F-4D i F-4E do Iranu trafiły także rozpoznawcze RF-4E, w sumie ponad 220 sztuk. W służbie pozostawało dotąd około pięćdziesięciu egzemplarzy. Ponadto właśnie do Hamadanu miały trafić pierwsze dwa Su-35SE dostarczone z Rosji pod koniec ubiegłego roku.

Adir

Chejl ha-Awir hasa po irańskim niebie praktycznie bezkarnie. Irańskie źródła propagandowe usiłują przekonać świat, że jeden F-35I Adir został strącony przez tamtejszą obronę przeciwlotniczą, ale zdjęcia mające dowodzić tego rzekomego sukcesu są tak bezczelnie zmanipulowane, że aż wstyd je tutaj załączać.

Ale skoro już wspomnieliśmy o Adirach… Cztery lata temu pisaliśmy o tym, że Izrael pracuje nad dodatkowymi zbiornikami paliwa dla F-35I. I to nie tylko podwieszanych. Już od 2019 roku przedsiębiorstwo Israel Aerospace Industries wspólnie ze spółką Cyclone (część Elbitu) pracowało nad opracowaniem dla F-35 konforemnych zbiorników paliwa.

Wbrew pozorom zagadnienie nie jest łatwe. Nie bez powodu F-35 nie przeno­szą (nie przeno­siły?) żadnych dodatkowych zbiorników paliwa. Po pierwsze sam zbiornik, a także pylon, do którego jest podczepiony, muszą mieć kształty minimalizu­jące skuteczną powierzch­nię odbicia fal radaro­wych aby zanadto nie pogarszać właściwości stealth myśliwca. Kolejnym problemem jest to, że nawet po odrzuceniu pustego już zbiornika, a nawet pylonu, w skrzydle pozostaną odsłonięte niewielkie elementy mocujące i instalacji paliwowej, które nie są pokryte powłoką pochłaniającą fale radarowe. Gdy przeciwnik będzie stosował naj­no­wo­cześ­niej­sze systemy radarowe, nawet tak niewielka odsłonięta powierzchnia może doprowadzić do wykrycia samolotu.

Odkąd rozpoczęliśmy finansowanie Konfliktów przez Patronite i Buycoffee, serwis pozostał dzięki Waszej hojności wolny od reklam Google. Aby utrzymać ten stan rzeczy, potrzebujemy 1700 złotych miesięcznie.

Możecie nas wspierać przez Patronite.pl i przez Buycoffee.to.

Rozumiemy, że nie każdy może sobie pozwolić na to, by nas sponsorować, ale jeśli wspomożecie nas finansowo, obiecujemy, że Wasze pieniądze się nie zmarnują. Nasze comiesięczne podsumowania sytuacji finansowej możecie przeczytać tutaj.

LIPIEC BEZ REKLAM GOOGLE 90%

Izrael chciał wyposażyć swoje F-35 w dodatkowe zbiorniki paliwa o pojemności 2270 litrów (600 galonów) aby mieć większe możliwości atakowania celów położonych w tak zwanej trzeciej strefie. Pierwsza strefa obejmuje niewielkie cele położone najbliżej samego Izraela, na przykład obiekty należące do Hamasu w Strefie Gazy. Druga strefa to poważniejsze cele znajdujące się na przykład w Libanie czy Syrii. Cele z trzeciej strefy leżą w państwach, które nie mają bezpośredniej granicy z Izraelem, na przykład w Iranie czy Iraku. Myśliwce z dodatko­wymi zbiornikami paliwa mogłyby osiągać cele w dalszej odległości bez wykorzystania latających cystern.

Według oficjalnych danych Lockheeda F-35A, a więc i wywodzący się z niego F-35I Adir ma taktyczny promień działania około 1100 kilometrów i zabiera 8278 kilogramów paliwa. Doło­że­nie dwóch zbiorników o pojemności 2270 litrów każdy zwiększy­łoby zapas paliwa o 40%. Dzięki temu izraelskie siły powietrzne mogłyby zaatako­wać cele w Iranie (nawet w rejonie Teheranu) na zasadzie podobnej, jak przepro­wa­dzona w 1981 roku operacja „Opera”, która zakończyła się zniszcze­niem irackiego reaktora jądro­wego. Samoloty mogłyby odrzucić dodat­kowe zbiorniki przed wlece­niem w irańską przestrzeń powietrzną i kontynuo­wać zadanie wykorzys­tu­jąc zalety konfiguracji stealth. Zmniejszyłoby to również ryzyko dla latających cystern, które nie musiałyby operować w bezpośred­nim sąsiedz­twie wrogiej przestrzeni powietrznej.

Izrael ma obecnie w służbie jedynie Boeingi 707, a choć od dawna dopomina się o KC-46A, minie sporo czasu, zanim je dostanie. Stare maszyny są awaryjne. Operacja nie mogłaby się obyć bez nich, ale choćby częściowe ograniczenie zależności od tych staruszków byłoby pożądane.

Notabene również w 1981 roku Izraelczycy byli pionierami w użyciu myśliwców F-16 w konfiguracji z dodatkowymi zbiornikami paliwa i bombami. Wcześniej Amerykanie uważali, że zrzut bomb w takiej konfiguracji jest niebezpieczny i nie był jeszcze testowany, ale po izraelskich osiągnięciach sami zaczęli powszechnie stosować taką konfigurację podwieszeń.

Do prac nad tymi rozwiązaniami Izrael wykorzystuje specjalny egzemplarz doświadczalny myśliwca. Eksperymentalny F-35I jest maszyną unikatową – powstał na wyraźne życzenie Izraela, jest przystosowany do integracji uzbrojenia i wyposażenia pochodzącego z krajowych przedsiębiorstw. Mogą one instalować własną awionikę i systemy łączności, ale również będą integrować i testować lokalne uzbrojenie czy właśnie zbiorniki paliwa.

Dalsze izraelskie naloty

Siły powietrzne Izraela w kółko wracają nad Iran, aby razić coraz to nowe cele, zwłaszcza teraz, kiedy irańskie uderzenia odwetowe także przynoszą krwawy skutek (o czym niżej). O godzinie 22.00 czasu polskiego służba prasowa Cahalu wydała komunikat o zakończeniu kolejnej zakrojonej na dużą skalę fali nalotów. Celem miałyby być obiekty o charakterze ściśle wojskowym. Według danych przedstawionych wczoraj przez ambasadora Iranu przy ONZ zginęło łącznie 78 osób, a 320 zostało rannych. Od tego czasu obie liczby na pewno wzrosły.

Wśród zaatakowanych celów znalazły się rafinerie gazu w Buszehrze i Fadżr-e Dżam oraz baza paliw w Szahranie na północ od Teheranu. Z kolei podczas nalotów na sam Teheran uszkodzone zostały budynki należące do irańskiego MSZ oraz biblioteka Instytutu Politologii i Stosunków Międzynarodowych. Nie doszło natomiast, wbrew niektórym doniesieniom medialnym, do ataku na elektrownię jądrową w Buszehrze.

Izraelskie lotnictwo poluje także na wyrzutnie pocisków balistycz­nych, które mogą być użyte do ataku na Izrael. Przypomina to polowanie na Scudy Saddama Husajna w 1991 roku (skądinąd wtedy też chodziło o obronę Izraela). I podob­nie jak wtedy, tak i teraz strona polująca cieszy się całkowitym panowaniem w powie­trzu. Operacja sabotażowa Mosadu, która miała sparaliżować irańską obronę przeciwlotniczą dzięki użyciu „dronów kamikadze”, okazała się sukcesem.

Jako marginalną ciekawostkę odnotujmy, że spółka Rafael zaczęła promo­wać pocisk aero­balis­tyczny Rocks jako Combat Proven (sprawdzony w boju). Naj­praw­do­po­dob­niej to właśnie Rocks jest bohaterem tego słynnego już zdjęcia z Teheranu. Wciąż nie ma pewności, kto zginął w tym mieszkaniu.

Natanz i Fordo

Dwa kluczowe obiekty w irańskim programie rozwoju broni atomowej miały w ostatnich dniach diametralnie odmienne doświadczenia. Natanz stał się celem uderzeń już w pierwszych minutach operacji „Naród jak Lwica”. Jest to rozległa instalacja, której kluczowe elementy znajdują się zarówno nad ziemią, jak i pod ziemią. I właśnie nadziemną część zniszczyli Izraelczycy. Skala uszkodzeń nie jest jeszcze znana, ale część podziemna prawdopodobnie nie została uszkodzona. Tymczasem według przedstawicieli Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej obiekt wzbogacający uran w Fordo opodal świętego miasta Kom – znajdujący się praktycznie w całości pod ziemią – w ogóle nie został zaatakowany.

Oprócz tego ważną instalacją jest ośrodek badań nuklearnych w Isfahanie. Tam uszkodzone zostały cztery budynki, między innymi zakład oczyszczania rudy uranu.

Notabene szef irańskiej dyplomacji Abbas Araghczi zapowiedział, że Teheran zerwie wszelką współpracę z MAEA.

Ataki na Izrael

Najważniejszy irański atak rozpoczął się wczoraj w godzinach wieczornych. Pociski spadały przede wszystkim na centralną i północną część Izraela. Jednym z prawdopodobnych celów ataków mogły być instalacje gazowe w Hajfie. Biorąc pod uwagę irańskie zdolności, bardzo prawdopodobne, że celami były całe miasta. Irańskie środki rażenia były przechwytywane, jeszcze zanim weszły w przestrzeń powietrzną Izraela. Oprócz Cahalu w strącenia zaangażowane były również Stany Zjednoczone i Jordania. Arabskie królestwo już w trakcie poprzedniej eskalacji uczestniczyło w zwalczaniu irańskich pocisków i dronów. Decyzję Jordańczycy argumentują ochroną własnej przestrzeni powietrznej.

W trakcie tej fali Iranowi udało się osiągnąć kilka trafień, które bardzo szybko trafiły do mediów społecznościowych. Największe straty poniosła przede wszystkim aglomeracja Tel Awiwu. W miejscowościach Bat Jam i Ramat Gan trafione został budynki mieszkalne. Według burmistrza Bat Jam irańskie uderzenie uszkodziło 61 budynków, z których sześć nadaje się do rozbiórki. W Rechowocie pocisk trafił w Instytut Naukowy Weizmanna, który jest uczelnią państwową. Zniszczone miało zostać co najmniej jedno laboratorium. Część działań poszukiwawczych nadal trwa.

Według służby ratowniczej Magen Dawid Adom w irańskich atakach zginęło szesnaście osób: trzy 13 czerwca i trzynaście 14 czerwca, w tym dwoje dzieci. Aż dziewięć osób z tych trzynastu straciło życie w jednym budynku w Bat Jam. Rannych zostało blisko 500 osób, w tym fala pocisków, która nadleciała nad Izrael 15 września wieczorem, spowodowała obrażenia u ośmiu osób.

O ile pociski balistyczne zbierają krwawe żniwo, o tyle samoloty pociski w ogóle sobie nie radzą z izraelską obroną powietrzną. Według służby prasowej Cahalu od 13 czerwca siły powietrzne i marynarka wojenna strąciły razem ponad sto dronów. Jedyną, zupełnie przypadkową, ofiarą dronów została Syryjka, która zginęła we własnym domu w muhafazie Tartus. Nie wiadomo, czy irański dron, który spadł jej na głowę, został zestrzelony czy też doznał awarii.

Ataki te, jakkolwiek stanowią nędzny ułamek strat, które ponosi Iran, stanowią najbardziej niszczycielskie bombardowanie Izraela od czasów wojny Jom Kipur. Zniszczenia zostały wykorzystane przez polityków. Zarówno Binjamin Netanjahu, jak i prezydent Izraela Jicchak Hercog pojechali dzisiaj odwiedzić zniszczone przez Irańczyków miejsca. W trakcie wizyty w Bat Jam Herzog wezwał państwa G7 do współpracy z Izraelem w celu uniemożliwienia Iranowi osiągnięcia zdolności nuklearnych, co pozwoli regionowi na pokój i normalizację.

– Naszym celem jest zmiana rzeczywistości na Bliskim Wschodzie – powiedział Hercog, – Nie może być tak, że imperium zła będzie kontynuować ataki, nasyłać swoje proxy, pociski i rozwijać swoje zdolności nuklearne, które są najbardziej niebezpieczną bronią ludzkości. Nie bronimy tylko Izraela, ale całego Bliskiego Wschodu, samej ludzkości i pokoju światowego.

I jeszcze refleksja, którą przywołujemy nie pierwszy raz: media, nazwijmy je delikatnie, niebranżowe odmieniają przez wszystkie przypadki nazwę Żelazna Kopuła. No więc nie, Kipat Bar’zel nie służy do przechwytywania pocisków balistycznych nadlatujących z odległości ponad tysiąca kilometrów. Pamiętajmy, że pocisk balistyczny, jak sama nazwa wskazuje, porusza się po krzywej balistycznej. Jeśli zbliża się do Izraela aż z Iranu, jego trajektoria sprawia, iż Żelazna Kopuła jest bezradna. Do radzenia sobie z takimi zagrożeniami Izrael opracował systemy Kela Dawid i – przede wszystkim – Chec.

Dalsze negocjacje? Upadek reżimu?

Prezydent Donald Trump nadal ma nadzieję – a przynajmniej publicznie wyraża nadzieję – na wznowienie rozmów z Iranem i zawarcie dealu. Ale irańscy dyplomaci zakomunikowali mediatorom z Omanu i Kataru, że dopóki ich kraj jest celem izraelskiego ataku, o żadnych negocjacjach nie może być mowy. Notabene sam Trump zasugerował, że mediatorem mogłaby być Rosja.

Izrael w ciągu ostatnich dni dokonał majstersztyku, przy którym wybuchające pagery w Libanie wydają się jedynie niewielką, poboczną operacją. Irański program nuklearny po raz kolejny zaliczył istotny regres, a odbudowanie strat może zająć długie lata. Pewnym limitem izraelskiej operacji jest jednak niemożliwość ścięcia „głowy bestii”. Ośrodki nuklearne kiedyś zostaną odbudowane, nowi naukowcy zdobędą doświadczenie, a kolejne pociski opuszczą odnowione fabryki.

Prawdziwym rozwiązaniem problemu byłoby obalenie całej Islamskiej Republiki lub znacząca zmiana mentalna wewnątrz systemu. Izrael wyraźnie ma taką nadzieję, Bibi apeluje do ludności irańskiej, przypominając o dumnym dziedzictwie Persów i brutalności rządów ajatollahów.

To jednak jest mało prawdopodobne. Nawet zabicie przywództwa politycznego Iranu spowodowałoby objęcie władzy przez ich następców, którzy mogliby być jeszcze bardziej radykalni. Jednocześnie w obecnej chwili nie widać realnej alternatywy wobec władzy ajatollahów. Głośne fale protestów z 2022 roku są już historią, a ich trakcie nie wykształciły się rozwinięte struktury opozycyjne. Te istnieją przede wszystkim na emigracji, są jednak podzielone i nie mają dużego autorytetu wewnątrz kraju. Zmuszenie siłą władzy w Teheranie do porzucenia ambicji nuklearnych również wydaje się mało prawdopodobne. Izrael na ten moment jest w stanie jedynie opóźniać projekt nuklearny Iranu, co jednak robi całkiem skutecznie.

Shahram Sharifi, Creative Commons Attribution-Share Alike 4.0 International