Gdyby w ulicznej sondzie zadać przechodniom pytanie, który wiek został najbardziej zdominowany przez polsko-niemieckie konflikty zbrojne, zdecydowana większość odpowiedzi dotyczyłaby minionego stulecia. Jednak miesięczna kampania wrześniowa nijak ma się tylko do pierwszego trzydziestolecia XI wieku, kiedy to państwa z obu stron Odry stawały przeciwko sobie aż czterokrotnie! Paweł Rochala w swojej książce – wydanej w serii wydawnictwa Bellona „Historyczne Bitwy” – zabiera nas pod Niemczę, najważniejszy militarny epizod wojny z lat 1015–1018. „Niemcza 1017” to wznowienie pozycji wydanej po raz pierwszy osiem lat temu. Rochala – zawodowy strażak – pisał już dla serii Bellony o bitwach pod Cedynią i w Lesie Teutoburskim.
Osobista przyjaźń Bolesława Chrobrego i Ottona III zaowocowała tym, że stosunki polsko–niemieckie chyba nigdy później w historii nie były tak dobre. Jednak wśród praprzyczyn zmagań z następcą Ottona, Henrykiem II, był zjazd gnieźnieński – fetowany jako wielki dyplomatyczny sukces polskiego księcia – a konkretniej, jego niewprowadzone w życie postanowienia. Do tego doszły osobiste animozje między Chrobrym a niemieckim królem, wkrótce cesarzem. Henryk przyłożył nawet rękę do próby zamachu na Chrobrego podczas zjazdu koronacyjnego w Merseburgu w 1002 roku. Chrobry też nie był bez winy, dowolnie interpretując – zresztą historycy robią to do dzisiaj – postanowienia spotkania z Ottonem w Gnieźnie, uzurpując sobie prawo do odgrywania przewodniej roli na Słowiańszczyźnie, z czym niemiecki władca oczywiście nie mógł się pogodzić. Tak wybuchła pierwsza wojna z lat 1002–1005, potem kolejna (1007–1013) i jeszcze jedna (1015–1018). Chrobremu łatwo było najeżdżać niemieckie marchie nad Łabą, gdzie władza Henryka była dość słaba, a lokalni wielmoże mocno ze sobą skłóceni, ale gdy tylko ruszała niemiecka wyprawa odwetowa, wolał „ugościć” agresorów na własnej ziemi.
Wyprawa z 1017 roku od początku nie układała się zgodnie z cesarskimi planami. Zaatakowanie Niemczy wymusili na nim czescy i luciccy sojusznicy: ci pierwsi, licząc, że opanowanie potężnego grodu ułatwi podbój Śląska i powrót tej dzielnicy – dzięki łasce Henryka – do domeny Przemyślidów, ci drudzy, oczekując sporych łupów. Walki o Niemczę zakończyły się niepowodzeniem atakujących, a zwycięstwo Chrobrego potwierdziły ustalenia pokoju w Budziszynie w 1018 roku. Łużyce i Milsko przypadły Polsce, a jej władcy udało się wywalczyć niezależność od cesarza.
Autor w dużej mierze opiera się – jest do tego zmuszony – na kronikach biskupa merseburskiego Thietmara, ale do tego źródła podchodzi z należnym krytycyzmem. Thietmar znany był z przejaskrawiania zasług swoich rodaków i zwycięstw, traktując wszystkich Słowian jako gorszy gatunek, który bezwzględnie musi się podporządkować niemieckim spadkobiercom wiecznego Rzymu. Wzorem innych pozycji z serii znajdziemy w książce Rochali rozdział poświęcony siłom stron, ich uzbrojeniu i taktyce, a także przydatne mapy i ilustracje. Gdyby autor skupił się na samej wojnie roku 1017, zamiast książki ukazałaby się niedługa broszura, dlatego dobrym posunięciem było przedstawienie wszystkich konfliktów między Bolesławem i Henrykiem. Szkoda, że brakuje krótkiego, choćby kilkunastozdaniowego wstępu. Rochala od razu rzuca nas w wir stosunków polsko-niemieckich, które – nawiasem mówiąc – są niczym huśtawka: od kontaktów przyjacielsko-sojuszniczych przez zależność w postaci trybutu po jawną wrogość i coroczne kampanie wojenne. Zdarza się Autorowi potraktować Czytelnika po macoszemu, wyjaśniając mu na przykład kim są… Lachy. Jednak nie zmieni to mojego dobrego zdania po lekturze „Niemczy 1017”.