W roku igrzysk olimpijskich w Pekinie na celowniku mediów ponownie znalazła się sprawa jednej z chińskich prowincji, Tybetu, od pięćdziesięciu lat walczącego o niepodległość. Jak to jednak często bywa, media w swoich przekazach nie zagłębiają się i nie docierają do sedna problemu, koncentrując się jedynie na aktualnych i medialnych sprawach – zamieszki w tybetańskich miastach, protesty w Europie, zgaszenie znicza olimpijskiego. Z czego jednak te protesty wynikają? Co kieruje tymi Tybetańczykami i jakie mają powody ku temu, aby organizować protesty i pokojowo walczyć przeciwko potężnemu państwu chińskiemu?
Na te wszystkie pytania odpowiada książka autorstwa Thomasa Lairda wydana nakładem wydawnictwa Rebis. Autor był korespondentem zachodnich czasopism z tego regionu świata i napisał wiele artykułów o Tybecie. Prace nad książką trwały kilka lat, w czasie których autor prowadził własne badania w archiwach, ale także podróżował po Chinach i Tybecie, a przede wszystkim odbył wiele osobistych rozmów z XIV dalajlamą; z tego wszystkiego powstała całkiem pokaźna książka traktująca o historii Tybetu od najdawniejszych czasów, aż do obecnego roku.
Historia ta jest bardzo ciekawa. Wydawać by się mogło, że w niedostępnej, górskiej krainie, gdzie aż do lat 60. dwudziestego wieku nie było ani jednej drogi, po której do Tybetu mogłyby się dostać samochody, ani nawet linii kolejowej, w krainie, gdzie życie koncentruje się na religii buddyjskiej i rolnictwie, nie mogło się dziać nic ciekawego. Dopóki nie zacząłem czytać tej książki, myślałem tak samo. Byłem w wielkim błędzie.
Wbrew temu, co twierdzą obecnie władze w Pekinie, Tybet nie jest zbuntowaną prowincją, bo de facto nigdy przed 1950 rokiem do Chin nie należał. Więcej nawet, do tego czasu było to w pełni niepodległe państwo, które zostało najechane przez silniejszego sąsiada, a z powodu sytuacji politycznej na świecie nie znalazło się żadne mocarstwo, które chciałoby się przeciwstawić Państwu Środka. Jakby tego było jeszcze mało, były w historii Azji takie momenty, że Tybet był państwem znacznie potężniejszym od obecnych Chin, a terytorium rozciągał od dzisiejszego Iranu aż do chińskich nizin. Splot różnych okoliczności sprawił, że tracił stopniowo siłę, aż stał się całkowicie niezdolny do obrony granic, co zachęciło Pekin do inwazji i trwającej do dzisiaj okupacji.
Książka nie ma przy tym formy typowej dla opracowań historycznych, ale zgodnie z tytułem jest właśnie opowieścią. Autor swobodnie porusza się po całym zagadnieniu, choć oczywiście zachowuje chronologię wydarzeń, jednak daty nie są tu najistotniejsze. Jest to bowiem nie tylko kronika wydarzeń mających miejsce w Tybecie, ale również próba uchwycenia specyficznego klimatu, ducha Tybetu. Najważniejszą dla Tybetańczyków sprawą jest bowiem buddyzm. Było tak, od kiedy stał się religią dominującą w tym regionie. Można powiedzieć, że było to państwo do pewnego stopnia wyznaniowe, choć z samej natury buddyzmu wynika, że wyglądało to inaczej niż w państwach wyznaniowych, gdzie panowało chrześcijaństwo czy islam. Buddyzm jest otwarty, a nie dogmatyczny, więc w samym Tybecie istniało kilkanaście różnych szkół buddyjskich różniących się co do interpretacji jego zasad.
Z buddyzmem wiążą się też największe tragedie narodu tybetańskiego. Jest to bowiem religia z gruntu pokojowa, przez co w ostatnich czasach przed utratą niepodległości Tybet nie dysponował niemal żadnymi silami zbrojnymi. Wpływowi buddyjscy duchowni, którzy praktycznie rządzili tym państwem, uważali, że sama silna wiara jago mieszkańców uchroni państwo od wrogów. Obecny dalajlama, który już wtedy przygotowywał się pod opieką regenta do objęcia pełni władzy miał na ten temat inne zdanie, ale nie miał wtedy jeszcze wpływu na wydarzenia.
Wypowiedzi dalajlamy stanowią integralną część książki. Opowiada on o tybetańskiej duszy, o interpretacji wydarzeń z historii swojego narodu z punktu widzenia buddyzmu, dzięki czemu zachodni czytelnik lepiej może zrozumieć sprawy, które przedstawione bez takiego komentarza jednego z największych ludzi naszych czasów mogłyby wydać się zupełnie niezrozumiałe. Tybetańczycy bowiem żyją stale w dwóch przenikających się wzajemnie porządkach – zwykłym i duchowym, choć nie jest to najwłaściwsze określenie. Jest to dla człowieka Zachodu trudne do zrozumienia, ale dla nich – zupełnie naturalne. Dalajlama opowiadania nie tylko o narodzie, którego jest przywódcą, i jego historii, ale także o samym sobie. Swoim pochodzeniu, o tym, jakie odebrał wykształcenie, o duchowych związkach ze swoimi poprzednikami (musimy pamiętać, że według buddyjskich wierzeń dalajlama jest reinkarnacją poprzednich przywódców Tybetu), a także o wielu innych sprawach, jak na przykład poglądach buddyzmu na wiedzę naukową, którą dalajlama nie tylko popiera, ale jest jej gorącym zwolennikiem. Poznamy także jego zabiegi na rzecz niepodległości Tybetu lub przynajmniej rzeczywistej autonomii. Był to dla mnie jeden z najciekawszych fragmentów.
Na koniec poruszona jest kwestia współczesnego Tybetu i chińskiej polityki wobec niego. Zauważmy, że z powodu wyznawanej religii tybetańskie działania zmierzające do niepodległości rzadko mają charakter agresywny. Jednak dalajlama zauważa, że jeśli świat nadal będzie lekceważył problem tybetański, wkrótce mogą się zacząć formy walki narodowowyzwoleńczej, jakie znamy z innych rejonów świata – samobójcze zamachy terrorystyczne.
Całość jest uzupełniona dwoma wkładkami ze zdjęciami oraz odpowiednimi mapami. Książka została wydana na, typowym dla Rebisu, wysokim poziomie. Do pracy przyłożyła się także korekta, dawno już nie spotkałem się z książką, do której dołączona by była errata. A przydałaby się ona do wielu książek, jakie ostatnio czytałem.
Moim zdaniem świadczy to o szacunku dla czytelnika, bo poprawiono te błędy, które przepuściła korekta za pierwszym razem, a książka poszła już do druku.
Poruszony temat jest bardzo aktualny, a jednocześnie zaprezentowany w ciekawy sposób, który powinien zainteresować nie tylko zagorzałych zwolenników niepodległości Tybetu, ale wszystkich, którzy interesują się historią, bo jest to temat mało znany w naszym kraju. A także tych, którzy chcieliby poznać XIV dalajlamę od nieco innej, mniej oficjalnej strony niż ta, którą widzimy co jakiś czas w mediach.