Minie jeszcze wiele czasu, zanim będziemy mogli ocenić, czy kontrofensywa zaporoska zakończyła się klęską czy sukcesem, a jeśli sukcesem – czy aby nie było to zwycięstwo pyrrusowe. Sztab ZSU na pewno oczekiwał lepszych rezultatów, oczekiwali ich także zachodni sojusznicy Ukrainy. Strzępy wiadomości przebijające się przez embargo informacyjne pozwalają jednak na odrobinę optymizmu.

Dziewięć dni temu pisaliśmy, że Amerykanie wątpią w sukces kontrofensywy. Tamtejsi analitycy przewidują, że Ukraińcy nie zdołają odbić Melitopola i przeciąć korytarza lądowego łączącego okupowany Krym z Federacją Rosyjską. I faktycznie, odbicie Melitopola latem 2023 roku okaże się najprawdopodobniej ponad siły Ukraińców. Na szczęście mniejsze, ale i tak potencjalnie przełomowe sukcesy są w zasięgu ręki.

Przez południową część Tokmaku – stosunkowo niewielkiego miasta, liczącego przed wojną około 30 tysięcy mieszkańców – biegnie linia kolejowa. Na niej opiera się logistyka rosyjskich sił okupacyjnych w tej części Ukrainy. Jeśli Tokmak zostanie okrążony, nawet nie zdobyty, ale jedynie okrążony, Moskale będą skazani na użycie transportu kołowego. Droga M14 biegnąca z Melitopola do Berdiańska wzdłuż wybrzeża Morza Azowskiego jest odległa od Tokmaku na najbliższym odcinku o 50–60 kilometrów.



To oczywiście za daleko, żeby efektywnie pokryć drogę ogniem artyleryjskim. Nie będzie więc mowy o całkowitym odcięciu sił rosyjskich w tym sektorze (przynajmniej na razie). Brak transportu kolejowego wywoła jednak niedobory dla kilkudziesięciu tysięcy stacjonujących tam żołnierzy – albo amunicji, albo żywności, albo paliwa, albo i wszystkiego razem.

Po zajęciu Robotynego – co oficjalnie ogłoszone cztery dni temu – Ukraińcy posuwają się naprzód wachlarzem, atakując jednocześnie Werbowe i Nowoprokopiwkę. Z tej drugiej do Tokmaku jest szesnaście kilometrów i trzy wsie. Na razie ciężar walk skupia się jednak nie na tych dwu wsiach, ale na leżącym pomiędzy nimi wzgórzu, opatrzonym numerem 166, taka jest bowiem jego wysokość nad poziomem morza. Przewyższa ono cały teren między Robotynem a Tokmakiem.

Pojawiają się informacje (przesadzone) o przerwaniu drugiej z trzech linii obrony rosyjskiej. Prokremlowskie kanały na Telegramie zaliczają jednak Robotyne do tak zwanej szarej strefy, co znaczy, że wieś nie jest kontrolowana w całości przez żadną ze stron.

Ukraiński żołnierz Ołeksandr Sołońko zwraca uwagę, że walki toczą się na otwartym terenie. Wszystko, w czym można się ukryć (drzewa, żywopłoty), jest na wagę złota, ale pojazdów w ruchu praktycznie nie da się ukryć. Dróg jest mało, a artyleria już od dawna jest w nie wstrzelana – dotyczy to oczywiście dróg po obu stronach frontu. Sołońko daje również do zrozumienia, że realia rosyjskich umocnień polowych są jeszcze trudniejsze, niż podają media. Okupanci stworzyli sieć okopów rodem z pierwszej wojny światowej oraz rozmieścili tam sieć gniazd karabinów maszynowych, granatników automatycznych i przeciwpancernych pocisków kierowanych po miny „od zwykłych TM-oków i POM-oków po bardziej «wyrafinowane» miny, które czekają na piechotę”.



Sołońko zapewnia, że wyparcie Rosjan z Robotynego było wielkim osiągnięciem w kontekście siły ich oporu. Zachęcamy do lektury całego powyższego wątku na Twitterze. Nieznający ukraińskiego mogą skorzystać z funkcji tłumaczenia automatycznego.

Możliwe, że Rosjanom zaczyna brakować sensownych rezerw. Do walk na odcinku tokmackim skierowano pododdziały 76. Gwardyjskiej Czernihowskiej Dywizji Desantowo-Szturmowej Orderu Czerwonego Sztandaru i Orderu Suworowa. W przypadku wielu tamtejszych dywizji pompatyczne nazwy to już tylko pusta tradycja, ale 76. Dywizja zasługuje na tytuł gwardyjski. Jeżeli Putin ma do dyspozycji jeszcze jakieś jednostki elitarne, to jest to właśnie ta dywizja (która zarazem, jak to w Rosji, ma na koncie szereg zbrodni wojennych – głównie w Buczy). Od wielu miesięcy trzymano ją w głębokim odwodzie.

Ale także Ukraina posłała rezerwy w rejon Robotynego. Niedawno wprowadzono do walki między innymi 82. Samodzielną Brygadę Desantowo-Szturmową, wykorzystującą w dużej mierze sprzęt zachodni.

W pobliżu Tokmaku ukraiński dron nagrał dziś poniższą scenę. Rosyjscy żołnierze tak się spieszyli, że zostawili na poboczu nie tylko samochód, ale także karabin i dziecko. Dezerterzy? Zwiastun większego odwrotu?



Kursk

Służba Bezpieczeństwa Ukrainy pochwaliła się udanym atakiem na bazę lotniczą Kursk-Wostocznyj. Według oficjalnego komunikatu zniszczono cztery Su-30, jednego MiG-a-29, a także uszkodzono dwa zestawy przeciwlotnicze Pancyr i stację radiolokacyjną systemu S-300. Dostępne nagrania nie potwierdzają jednak tak oszałamiającego sukcesu. W gruncie rzeczy nie mamy żadnych dowodów na to, że atak wyrządził wymierne szkody. Na pewno coś w Kursku się stało, ale z jakim skutkiem – dowiemy się pewnie dopiero za jakiś czas.

Ukraińcy twierdzą, że wysłali nad Kursk piętnaście dronów, z których Moskale strącili trzy. W ataku wykorzystano podobno drony PPDS (Precision Payload Delivery System), produkowane przez australijską firmę Sypaq Corvo. Płatowiec drona wykonany jest z woskowanego kartonu, co ma go czynić skrajnie trudnym do wykrycia przez tradycyjne systemy dozoru przestrzeni powietrznej. Zależnie od wersji PPDS może przenosić głowicę o masie do 5 kilogramów na odległość do 120 kilometrów.



Co nowego w lotnictwie?

Dziś ukraińskie siły powietrzne pożegnały jednego ze swoich najsłynniejszych lotników – majora Andrija Borysowycza Pilszczykowa, pseudo Dżus (od angielskiego Juice, tak też podpisywał się po angielsku). Jeszcze przed wojną udzielał on wielu wywiadów zachodnim mediom, a po rosyjskiej napaści stał się swoistym rzecznikiem ukraińskich sił powietrznych. Bywało, że udzielał wywiadów wprost z kabiny swojego MiG-a-29. Latem ubiegłego roku wespół z innym pilotem odwiedził Waszyngton.

Wieczorem 25 sierpnia Pilszczykow razem z dwoma innymi pilotami – majorem Wiaczesławem Minką i majorem Serhijem Prokazinem – zginął w zderzeniu pary szkolno-bojowych L-39 nad obwodem żytomierskim. Nie wiadomo, jaki był charakter lotu, który zakończył się taką tragedią. Pilszczykow służył w 40. Brygadzie Lotnictwa Taktycznego, odpowiedzialnej między innymi za obronę Kijowa.

Dowiedzieliśmy się również, że Pentagon zatwierdził szkolenie ukraińskiego personelu w USA – dotyczy to zarówno pilotów, jak i techników wybranych do służby na F-16. Kursy językowe odbędą się w teksaskiej bazie Lackland we wrześniu, po czym w październiku Ukraińcy trafią do bazy gwardii narodowej Morris w Arizonie na szkolenie. Łącznie ma ono objąć kilkadziesiąt osób.



I na koniec

Kilka ciekawych migawek. Eksplozja rosyjskiego BMD-4. Skorzystamy z tej okazji, aby przypomnieć nasz artykuł o słabości opancerzenia bewupów i transporterów rosyjskich wojsk desantowych.

Pięknie pomalowany śmigłowiec szturmowy Mi-24 prowadzący ostrzał za pomocą niekierowanych pocisków rakietowych.

Ukraińcy z 73. Morskiego Ośrodka Operacji Specjalnych walczący pod Robotynem.

Heneralnyj sztab ZSU