Kiedy przychodzi zmierzyć się z recenzją książki takiej jak ta, napotyka się na nie lada trudność. Niezręcznie jest bowiem wypowiadać się o tego kalibru Autorze, a tym bardziej w jakikolwiek sposób oceniać jego tak bardzo osobiste relacje i przemyślenia. Jednak warto, ba, nawet więcej: trzeba wypowiedzieć o niej kilka słów tytułem komentarza.

„Historie kobiet z gułagu” pod redakcją Siemiona Wileńskiego to obszerny zbiór wspomnień przetrzymywanych w więzieniach i łagrach Rosji lat 30. ubiegłego stulecia. Wileński, współautor innej pozycji z kanonu literatury łagrowej („Dzieci gułagu”, wraz z C.A. Prierson) poza wspomnieniami osób represjonowanych (które zresztą starał się wydawać przez ostatnie 25 lat) zawarł w niniejszej publikacji również fragmenty zapisków nieznanych z nazwisk współtowarzyszek naszych bohaterek, a także relacje ich przyjaciół z czasów po rehabilitacji w latach 50., wiersze, słowa piosenek itp. W większości po raz pierwszy ujrzały one światło dzienne.

Tytułowe kobiety z gułagu, pochodzące z różnych środowisk i rodzin, prowadzące zgoła różne życie (wśród nich były działaczki partyjne, nauczycielki, gospodynie domowe, kobiety walczące na froncie), połączył wspólny los stalinowskich więzień i łagrów. Ten los był z góry ustalony i przesądzony. Uznane za „wroga ludu” (z absurdalnych powodów – bo znały obcy język, bo były żonami cudzoziemców…), w myśl powszechnie wyznawanej wtedy w Rosji zasady „dajcie mi człowieka, a paragraf zawsze się znajdzie”, bez możliwości obrony, otrzymywały długoletnie wyroki.

Zmuszone do życia w skrajnie trudnych warunkach, opisują swoją egzystencję, a także egzystencję towarzyszy niedoli, tak przyjaciół, jak i wrogów; w miejscu, gdzie ludzie rządzili się własnymi prawami, i w czasach, gdy zawieszeniu ulegały wszelkie prawa (nie tylko karne, ale przede wszystkim moralne), zasady i więzi społeczne, gdy ludzie żyjący w głębokim przekonaniu, że „niewinnych nie wsadzają do obozu”, sami do nich trafiają. Jedna z bohaterek, Zoja, na pytanie swojej słuchaczki, dlaczego została aresztowana i skazana, odpowiada pytaniem: „Czy pani nie rozumie, że w naszym kraju takie pytanie jest nie na miejscu?” Wyraźnie widać, jak krajobraz i atmosfera tego miejsca wpływały na każdą autorkę wspomnień, jak kształtowały ich osobowość i wrażliwość, jak odciskały na każdej piętno, z którym przyszło im żyć jeszcze wiele lat, nawet po zwolnieniu i rehabilitacji w latach 50.

Czy warto przeczytać? Oczywiście, że tak. Choćby dlatego, iż książek takich jak „Historie kobiet…”, zawierających, co ważne, nieocenzurowane wspomnienia z zesłania, jest niewiele. Ale nie to jest najważniejsze. Najistotniejszym jest bodaj fakt, iż każda z tych historii stanowi niezwykłą opowieść o zmaganiu się człowieka z przeciwnościami losu, zmusza nas, Czytelników, do refleksji nad tym, jak my byśmy się zachowali w takim miejscu i czasie. Cała książka stanowi zaś wyjątkowe przemyślenie nad tym tragicznym fragmentem historii XX stulecia, który miał być zapomniany, ale właśnie dzięki naszym Autorkom, a po części i staraniom Wileńskiego, pozostał utrwalony za zawsze. Aby, jak mówi jedna z Autorek wspomnień, „nasi współcześni usłyszeli głos nielicznych ocalałych”. Dlatego właśnie warto przeczytać tę książkę.