Ziemie Odzyskane – przyjmijmy na potrzeby recenzji ten termin, historycznie i znaczeniowo nie do końca poprawny, ale dla większości z nas najbardziej zrozumiały – wreszcie, po latach traktowania po macoszemu, spotykają się z coraz większym zainteresowaniem literatów, historyków, a także filmowców. O Ziemiach Odzyskanych pisze chociażby Marek Koprowski. Każdego, kto nie czytał reportażu „Odrzania” laureata Nagrody Nike, Zbigniewa Rokity, lub nie oglądał serialu „Rojst” Jana Holoubka, zachęcam do nadrobienia zaległości. Polecam również esej „Niedopolska” Sławomira Sochaja, którego zdaniem proces integracji przejętych w 1945 roku ziem Pomorza Zachodniego, Warmii i Mazur, Ziemi Lubuskiej oraz Śląska przypominał typową kolonizację z eksploatacją gospodarczą (w tym szabrownictwem), z granicami rysowanymi od linijki (podział Prus Wschodnich między Polskę a ZSRR niczym w kolonialnej Afryce), z utrzymywaniem garnizonów pół wieku po zakończeniu wojny, z mniej lub bardziej udaną polonizacją i katolizacją przesiedlonej ze Wschodu ludności (Ukraińcy, Łemkowie, Bojkowie), ze społeczną apatią osiedleńców i poczuciem braku sprawczości, objawiającym się chociażby niską frekwencją wyborczą czy skąpą, w porównaniu z resztą kraju, liczbą… Kół Gospodyń Wiejskich.
Z dużym zainteresowaniem sięgnąłem po książkę, którą, w przeciwieństwie do powyższych, przygotował naukowczyni, doktorka habilitowana Karolina Ćwiek-Rogalska. Kulturoznawczyni, antropolożka i bohemistka związana z Polską Akademią Nauk, w pracy naukowej zajmująca się tematyką przesiedleń oraz powstawaniem nowych kultur postprzesiedleniowych w Polsce, Czechach i Słowacji. Nad pamięcią Ziem Odzyskanych pracowała od kilkunastu lat, w czym dodatkowym atutem było pochodzenie z Wałcza, również na tym terenie leżącego, choć przynależność do Polski na rzecz Prus stracił dopiero w efekcie pierwszego rozbioru. „Ziemie. Historie odzyskiwania i utraty” nie są jednak pracą stricte naukową. Zdecydowanie bliżej im do reportażu historycznego, w którym głos mają żywi ludzie, ich wspomnienia i relacje, a nie suche fakty i liczby z oficjalnych dokumentów.
Wydawnictwo Radio Naukowe przygotowało wysokiej jakości „opakowanie” dla treści. Wydanie zasługuje na pochwały. Twarda oprawa, ciekawa okładka, zszywane strony z dobrego papieru, sporo ilustracji i zdjęć oraz mój ulubiony układ przypisów – na końcu każdego z dziesięciu rozdziałów, a nie dopiero na zakończenie książki. Brawo!
Inspiracją dla Autorki były losy członków rodziny ze strony matki i ojca, którzy również znaleźli się wśród powojennych osiedleńców, szukając swojego miejsca na ziemi po wojennej zawierusze, licząc, że to właśnie Wałcz (niemiecki Deutsch Krone) i okolice będą dobrym miejscem na napisanie nowego życiowego rozdziału. Nie jest to jednak książka o odtwarzaniu losów rodziny („rodziny bez źródeł”, jak pisze sama Autorka), ale możliwych historii wielu rodzin, których losy może pozwolą dopowiedzieć coś o jej własnej. Ciekawym zabiegiem jest korzystanie z prac nadsyłanych na konkursy pamiętnikarskie, tak popularne w latach powojennych. Wyłania się z nich często Polska inna: „zamieszkana przez ludzi, którzy w nowych miejscach budowali i ją, i siebie na nowo, z kawałków, ruin i niedopowiedzianych historii”. Ćwiek-Rogalskiej lektura tych wspomnień kojarzy się z seansem spirytystycznym, w czasie którego wywoływane duchy co prawda przychodzą, ale niekoniecznie są skłonne do opowiadania na te akurat pytania, które chcemy im zadać.

Karolina Ćwiek-Rogalska – Ziemie. Historie odzyskiwania i utraty. Wydawnictwo RN, 2024. Stron: 432. ISBN: 9788397275102.
Kopalnią informacji o nowo przybyłych na Ziemie Odzyskane są także archiwa Państwowych Urzędów Repatriacyjnych, które – choć mocno niekompletne – dają pogląd na to, kto przyjeżdżał, co przywoził, jakie miał potrzeby i co otrzymywał „na start”. Swoje opowieści snują pierwsi urzędnicy i nauczyciele, pionierzy, żołnierze z obu stron „Wału Pomorskiego”, ale także andersowcy oraz Niemcy, wracający myślami, a wreszcie także osobiście, do swojego „Heimatu”. Są Polacy z centrum kraju i repatrianci z Kresów Wschodnich oraz przesiedleńcy z akcji „Wisła”. Akcja toczy się w ministerialnych gabinetach w Warszawie, w tym w Ministerstwie Ziem Odzyskanych z Władysławem Gomułką na czele, oraz w zagubionych w lasach Pomorza Środkowego osadach. Przypatrujemy się zjawisku szabrownictwa i walkom na szybko przesuwającym się w tej części Europy froncie. Dowiadujemy się, w jaki sposób Kościół katolicki zapuszczał tutaj korzenie, wysłuchujemy historii autochtonów i dowiadujemy się, czy historię Ziem Odzyskanych „da się opowiedzieć do końca”.
Duchów, które przybywają na seans spirytystyczny, jest więc sporo. Duchów osób, które niegdyś tutaj mieszkały, tych, które przywieźli nowi mieszkańcy, oraz tych, które narodziły się już na miejscu. Z pewnością z ich relacji nie da się ułożyć jednej historii. Trudno nawet o jej ramy, bo na dobrą sprawę nie wiadomo, kiedy wyznaczyć początek i koniec. Jest to więc potężne wyzwanie dla badaczy, zmuszonych poruszać się w gąszczu przypuszczeń, gdybań, domniemań, zmyśleń, plotek, powtórzeń, prawdopodobieństw i wyjaśnień bez przypisów. To historia, w której „to samo miejsce ma kilka, jeśli nie kilkanaście znaczeń i wszystkie mogą współistnieć, niekoniecznie sobie przecząc, ale równocześnie się nawzajem nie potwierdzając”.
Czy Karolina Ćwiek-Rogalska podołała wyzwaniu napisania książki o pamięci i zapominaniu Ziem Odzyskanych? Nie mam co do tego wątpliwości. Nie chciałbym, aby zabrzmiało to zbyt górnolotnie, ale może ten temat, który dotyczy kilkunastu milionów ludzi po obu stronach Odry, czekał właśnie na tę Autorkę? Pisanie o mitach nie jest proste. Wydawałoby się, że w tym przypadku poszukiwania genezy mitu Ziem Odzyskanych będą łatwiejsze, że uda się jego elementy odszukać – i poskładać niczym puzzle – na już nieużywanych cmentarzach, w przedmiotach, które pierwsi właściciele zostawili podczas ucieczek i przymusowych wyjazdów, w pomnikach, które po 1945 roku zaczęły upamiętniać zupełnie inne wydarzenia, w domach z czerwonej cegły, których nowi właściciele przez lata obawiali się, że ich poprzednicy powrócą po swoje, w szkołach z nowym językiem wykładowym i kościołach, gdzie śpiewa się już inne pieśni.
Mit Ziem Odzyskanych nie jest jednak monolitem – „budowany starannie, choć w pośpiechu, porzucony w połowie, dobudowywany potem z doskoku w ramach ograniczonego ideowo budżetu, powracający w kolejnych wcieleniach”. To idealna pozycja, aby zweryfikować spostrzeżenia i stereotypy dotyczące tych terenów, najsilniejsze zwłaszcza wśród tych osób, które tam nigdy nie mieszkały. Może już nie z naszego pokolenia, ale z pokolenia naszych rodziców na pewno. To ważna książka, której prędko kolejne pozycje w tej tematyce nie dorównają.