Irackie siły bezpieczeństwa, wspierane przez amerykańskie wojska lotnicze i setki doradców, planują wielką ofensywę przeciwko bojownikom islamskim. Działania mają ruszyć wiosną przyszłego roku. Mimo odległego terminu zadanie nie wydaje się łatwe. Zarówno sami Irakijczycy, jak i amerykańscy doradcy staną przed nie lada wyzwaniem. Aby przeprowadzić efektywne działania zaczepne, należy odpowiednio się przygotować. Obecnie stan irackiego wojska jest nie do pozazdroszczenia. Podstawową barierą będzie przeszkolenie ponad dwudziestu tysięcy ludzi (trzy dywizje), aby stworzyć z nich żołnierzy gotowych stawić czoła fanatycznemu przeciwnikowi.

Celem operacji jest przerwanie okupacji północnej i zachodniej części terytorium irackiego, a następnie przywrócenie irackiej władzy nad Mosulem i głównymi arteriami komunikacyjnymi aż do granicy z Syrią. Ostanie zadanie ma być wykonane do końca 2015 roku. Najważniejsza będzie likwidacja linii zaopatrzenia z Syrii, głównie poprzez ataki z powietrza.

Nadzorem amerykańskiego wysiłku w Iraku – szkoleniowego i operacyjnego – zajmie się nowo utworzona grupa zadaniowa, na której czele stoi generał broni James L. Terry, nadzorujący wojska amerykańskie na Bliskim Wschodzie. Wykonawcą wszelkich planów będzie generał dywizji Paul E. Funk, który ma siedzibę w Bagdadzie, skąd może na bieżąco trzymać pieczę nad działaniami amerykańskich doradców. Generał Martin E. Dempsey, przewodniczący Kolegium Połączonych Szefów Sztabów, oświadczył, że nie ustalono jeszcze, jak będzie wyglądać amerykańska pomoc, szczególnie na polu bitwy. Stany Zjednoczone będą szkolić siły irackie na poziomie brygady. Nie jest więc jasne, czy amerykańscy żołnierze będą doradzać Irakijczykom, znajdując się bezpośrednio na polu walki.

Istnieje jednak kilka warunków powodzenia misji. Zdaniem dziennikarzy „New York Timesa” ważna będzie synchronizacja szkolenia sił syryjskich w Turcji i Arabii Saudyjskiej. Program Pentagonu zakłada szkolenie rocznie pięciu tysięcy Syryjczyków, którzy byliby zdolni przeciwstawić się bojownikom Państwa Islamskiego. Kolejnym warunkiem jest zwiększenie liczby amerykańskich doradców, którą prezydent Barack Obama ograniczył jednak do tysiąca sześciuset osób. Wstępne szacunki wskazują na liczbę trzech tysięcy pięciuset potrzebnych ludzi. Ostatnim wymienionym warunkiem jest rozwiązanie szyickich milicji w Iraku. Antony J. Blinken, zastępca doradcy do spraw bezpieczeństwa narodowego amerykańskiego prezydenta, oświadczył, że działalność milicji nie pomaga irackim siłom bezpieczeństwa, a wręcz przeciwnie. Niektóre z nich wspierane są przez Iran, a ich wartość bojowa jest wątpliwa.

(stripes.com; fot. Staff Sgt. Jason T. Bailey, U.S. Air Force)