Jak to w życiu bywa, okrągłe liczby – dni, lat – mają wymiar symboliczny, ale nie przekładają się na wydarzenia w świecie rzeczywistym. Ot, kolejny dzień bezsensownego i zbrodniczego najazdu, nieszczególnie się różniący od dnia numer 99 i zapewne także od dnia numer 101. Trzy zasadnicze fronty wojny w Ukrainie pozostają aktywne. Nawet odcinek charkowski ożył w ciągu minionych dwudziestu czterech godzin – Ukraińcy zaczęli nacierać w stronę granicy rosyjskiej na wschód od miejscowości Łypci, ale jeszcze dalej na wschód (bliżej Dońca) Rosjanie ruszyli na południu pod Ternową. Przy samym Dońcu linia kontaktu biegnie przy Rubiżnem charkowskim.

Odcinek charkowski ma jednak w ostatecznym rozrachunku minimalne znaczenie. Najważniejszy cel obrońców to odepchnąć rosyjską artylerię od metropolii charkowskiej i utrzymać ją na tyle daleko, aby nad mieszkańcami przestała wisieć ciągła groźba ostrzału. Całkowite oczyszczenie z orków terenu na zachód od Dońca byłoby pożądanym zwycięstwem propagandowym, ale to, że okupanci zajmują pozycje kilka kilometrów na południe od granicy, nie ma znaczenia w sensie operacyjno-taktycznym.

Znaczenie ma za to trwająca od kilku dni kontrofensywa na froncie południowym. Po sforsowaniu Ingulca na południe od Dawidywego Bridu rozszerzyli przyczółek i posunęli się około siedmiu kilometrów na południowy wschód. Nie jest to błyskawiczne natarcie zapowiadane przez niektóre media, kiedy zaczęły spływać pierwsze doniesienia o walkach na lewym brzegu Ingulca, ale postępy są. Wiadomo również, że Rosjanie ściągają posiłki na linię Czkałowe–Nowa Kubań. Samo to działa na korzyść Ukrainy. Każdy żołnierz, którego trzeba będzie wysłać do obwodu chersońskiego, nie będzie mógł walczyć o Donbas.



No i właśnie: Donbas. Rosjanie utrzymują inicjatywę na froncie donbaskim. Na całym odcinku od Rubiżnego ługańskiego do Łymanu stoją już nad Dońcem. Na północnym/wschodnim brzegu aż do samego Iziumu Ukraińcom pozostał już tylko jeden ośrodek oporu – wokół Swiatohirśka. Normalnie w pobliżu tego miasta znaleźć można dwa interesujące miejsca, XVI‑wieczną Ławrę Zaśnięcia Bogurodzicy (wielokrotnie już ostrzelaną przez Rosjan; niedawno zginęło tam dwóch mnichów) i narodowy park przyrody Swiati Hory (Święte Góry), ale w ostatnich tygodniach pojawiło się i trzecie: rozbudowany zespół umocnień, dzięki któremu, przy wsparciu warunków terenowych, Ukraińcy chcą powstrzymać nieprzyjaciela przed zajęciem tego ostatniego skrawka brzegu Dońca.

Tu akurat ryzyko forsowania rzeki w kierunku zachodnim jest niewielkie (Rosjanom przeszkodzą dokładnie te same warunki terenowe, które pomagają Ukraińcom), ale utrzymanie łuku światohirśkiego ma takie same znaczenie jak utrzymanie Siewierodoniecka. Chodzi o zabezpieczenie sobie na przyszłość miejsca, z którego można będzie wyprowadzić dużą kontrofensywę. Wycofanie się z takiego miejsca nie oznacza jednak klęski samo w sobie. Najeźdźcy podeszli już do Swiatohirśka od wschodu, ale nie dają rady przedrzeć się przez las, aby zaatakować miasto także od północy.

To piękne zdjęcie Ławry Świętogórskiej dobrze pokazuje, dlaczego nie może być mowy o forsowaniu Dońca w tym miejscu. W układzie tego kadru Rosjanie kontrolują prawy brzeg rzeki, a Ukraińcy – lewy wraz z ławrą. Tak się po prostu nie da walczyć.
(Konstantin Brizhnichenko, Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 4.0 Międzynarodowe)



Sytuacja w Siewierodoniecku jest zagadkowa. Jeszcze wczoraj po południu wydawało się, że niemal całe miasto jest w rękach najeźdźców, a pododdziały ukraińskie wycofują się przez rzekę do Lisiczańska i prowadzą jedynie działania opóźniające. Wieczorem Ołeksij Arestowycz, szef kancelarii prezydenta Ukrainy, poinformował jednak, iż odwrót był pozorowany, Ukraińcy wciągnęli nieprzyjaciela w pułapkę w Siewierodoniecku i rozpoczęli kontrnatarcie, które zmusiło Rosjan do ściągnięcia posiłków w rozpaczliwej próbie utrzymania miasta.

Z dowództwa ukraińskich sił zbrojnych płyną niepotwierdzone jeszcze informacje o wyzwoleniu miasteczka Metiołkine (zajęte 1 czerwca), leżącego na wschodnich przedmieściach Siewierodoniecka. Jeśli są prawdziwe, oznaczałoby to, że Ukraińcy obeszli Siewierodonieck od południa i próbują oskrzydlić Rosjan walczących w mieście, tak aby przycisnąć ich do rzeki (po której drugiej stronie stoją oczywiście również pododdziały ukraińskie).

Strategicznie ważna droga Bachmut–Lisiczańsk pozostaje w rękach ukraińskich, ale wciąż jest ostrzeliwana, co radykalnie ogranicza jej przydatność. Wciąż jednak to ona, a nie droga z Siewierska, pozostaje główną arterią zaopatrującą Lisiczańsk i Siewierodonieck.

Nie wiadomo również, co się dzieje pod Awdijiwką. Rzekomo najeźdźcom udało się osiągnąć lokalne przełamanie obrony (zwróćmy uwagę, że tam również Ukraińcy mieli doskonale przygotowane pozycje) i wyprowadzić atak na północ, w kierunku Konstantynówki, a dalej – Bachmutu. Inna opcja to szybkie wbicie klina na zachód, ku Pokrowskowi, nawet nie po to, aby zdobyć miasto, ale po to, żeby zmusić obrońców do awaryjnego przemieszczenia sił, podobnie jak czynią to Ukraińcy nad Ingulcem.

Tymczasem w statystykach mamy oryxowy zawrót głowy – liczba zneutralizowanych rosyjskich czołgów potwierdzona materiałami wizualnymi przekroczyła już 750. Z kolei liczba zneutralizowanych wozów pancernych i opancerzonych (bewupów i pokrewnych) zbliża się do 1400. Oczywiście przy czytaniu listy Oryxa trzeba mieć na uwadze jeden fakt: przedstawia ona dolny próg strat. Jeśli pominąć przypadki błędnej identyfikacji czy podwójnego zliczenia jednego egzemplarza – powiedzmy, że odliczamy na tę ewentualność 5% – oznacza to, że Rosja straciła co najmniej 710 czołgów. Rzeczywiste straty będą wyższe, prawdopodobnie nawet dużo wyższe, ale na pewno nie będą niższe. Oficjalne dane ukraińskiego sztabu generalnego mówią o 1367 straconych rosyjskich czołgach.



Na koniec odnotujmy, że w Rosji prawdopodobnie doszło do rotacji (kolejnej!) na najwyższych szczeblach dowódczych. Conflict Intelligence Team informuje, że głównodowodzący wojsk rosyjskich w Ukrainie Aleksandr Dwornikow został usunięty ze stanowiska, a jego miejsce zajął Giennadij Walerijewicz Żydko. Podobnie jak Dwornikow ma on doświadczenie z wojny domowej w Syrii, co nie wróży dobrze ani ukraińskim cywilom, ani rosyjskim żołnierzom. Ciekawe, czy podobnie jak Dwornikow wytrzyma w Ukrainie aż dwa miesiące.

Aktualizacja (22.00): Kontrofensywa w Siewierodoniecku przynosi skutki. Do zachodu słońca Ukraińcom udało się odbić około jednej trzeciej miasta, głównie w dzielnicach robotniczych, czyli na południu i zachodzie miasta. Po zmroku wciąż trwały krwawe zmagania o centrum Siewierodoniecka; prawdopodobnie wciąż trwają i nie ustaną do rana. Zasadniczo Ukraińcy dysponują większymi możliwościami w zakresie obserwacji w podczerwieni, toteż walka na małym dystansie w ciemności powinna im sprzyjać.

Informacje o rosyjskich stratach wskazują, że nawet jeśli ostatecznie najeźdźcy zdołają ustabilizować sytuację i za jakiś czas opanują miasto, trudno im będzie zebrać dość sił, aby forsować Doniec (już nie wspominając, że musieliby forsować pod ostrzałem) i zaatakować Lisiczańsk. Wydaje się, że Rosjanie są świadomi tego zagrożenia, i zwiększają presję na kierunkach popasnieńskim i światohirśkim.

Aktualizacja (00.50): W internecie pojawił się ciekawy materiał przygotowany przez „dziennikarzy” telewizji Izwiestija pod Wasyliwką. Miała to być zapewne pochwała potęgi wyrzutni pocisków termobarycznych TOS-1A ostrzeliwującej Ukraińców pod Awdijiwką. W praktyce stał się pochwałą sprawności ukraińskiego ognia kontrbateryjnego.

Przy tej okazji chcemy serdecznie podziękować wszystkim Czytelnikom, którzy uprzejmie dzielą się w komentarzach tropami co do przebiegu działań bojowych. Ogromnie ułatwia nam to pracę.

Heneralnyj sztab ZSU