Amerykańska generał Lori Robinson ujawniła, że toczą się negocjacje w sprawie utworzenia na terytorium Australii tymczasowej bazy dla amerykańskich bombowców strategicznych i latających cystern do ich obsługi. Baza miałaby zostać utworzona w północnej części kraju.
Oficjalnym uzasadnieniem jest chęć lepszego poznania regionu południowo-wschodniej Azji przez amerykańskich pilotów oraz dalsze zacieśnianie więzi i współpracy wojskowej z Australią – tradycyjnie jednym z najbliższych amerykańskich sojuszników. Jednak prawdziwym powodem takiego ruchu jest wzrastające napięcie w relacjach z Chinami, co już wcześniej spowodowało utworzenie, również w Australii, bazy dla jednostki amerykańskiej piechoty morskiej w Darwinie.
Chińczycy już zdążyli wyrazić zaniepokojenie tymi doniesieniami. Stwierdzili, że taka kooperacja w regionie jest co prawda naturalna i pożądana, bo przyczynia się do utrzymania pokoju, jednak nie powinna ona godzić w interesy stron trzecich.
Australijski premier Malcolm Turnbull nie odniósł się bezpośrednio do sprawy bazowania bombowców B-1B, ale przyznał, że jego kraj ma bardzo bliskie związki wojskowe ze Stanami Zjednoczonymi. Podkreślił przy tym, że wszystko, co robią oba kraje jest dobrze przemyślane i ma służyć poprawie bezpieczeństwa obu stron.
Wzrost napięcia w stosunkach między Stanami Zjednoczonymi a Chinami dotyczy budowy sztucznych wysp przez to drugie państwo na Morzu Południowochińskim, przez które odbywa się transport niemal jednej trzeciej światowego handlu ropą naftową. Od pewnego czasu Chińczycy budują na morzu sztuczne wyspy, na których powstają kolejne instalacje wojskowe, i domagają się respektowania dwunastomilowej strefy wód terytorialnych wokół nich. W odpowiedzi Amerykanie co pewien czas wysyłają w pobliże tych wysp – na mniej niż dwanaście mil – swoje okręty wojenne i samoloty w celu zagwarantowania wolności żeglugi i zachęcają inne państwa, by czyniły to samo (zobacz też: Coraz goręcej na Morzu Południowochińskim).
(defencetalk.com; fot. US Air Force / Desiree N. Palacios)