Francuski rząd przyznał, że znalezione w Libii pociski przeciwpancerne FGM-148 Javelin należały do francuskich sił specjalnych. Jednocześnie zaprzeczył, jakoby miał dostarczyć te pociski jednej ze stron konfliktu i tym samym złamać embargo Organizacji Narodów Zjednoczonych.

Ujawnione przez rząd libijski zdjęcia wskazywały, że pociski należą do Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Mimo zapewnień Abu Zabi, że broń nie pochodzi z ZEA, sprawa wywołała duże poruszenie w Stanach Zjednoczonych, gdzie dyskutowano nie tylko o ewentualnym naruszeniu międzynarodowego embarga, ale również o złamaniu amerykańskich przepisów dotyczących eksportu uzbrojenia.

9 lipca anonimowy przedstawiciel francuskiego rządu przyznał, że w 2010 roku Francja kupiła cztery Javeliny za 700 tysięcy dolarów. 10 lipca ukazało się oficjalne oświadczenie francuskiego ministerstwa obrony potwierdzające zakup czterech pocisków i ich wysłanie do Libii. Według Francuzów pociski nie zostały tam wysłane jako zaopatrzenie dla wojsk generała Haftara, ale jako uzbrojenie do obrony francuskich sił specjalnych zwalczających w Libii terrorystów.

Tym samym Francja oficjalnie przyznała, że w Libii działają jej oddziały specjalne, mimo że oficjalnie w Libii nie ma żadnych francuskich żołnierzy. Z drugiej strony oznacza to, że skoro uzbrojenie było przeznaczone dla francuskich żołnierzy, nie doszło do złamania embarga.

Francuzi tłumaczą pozostawienie pocisków w bazie pod Trypolisem tym, że Javeliny okazały się wadliwe. Zostały przeznaczone do zniszczenia i odpowiednio oznaczone. Nie miały wpaść w ręce wojsk generała Haftara, ale – jak całe uszkodzone wyposażenie – były tymczasowo składowane w oczekiwaniu na zniszczenie.

Zobacz też: Oddziały Haftara przejęły kontrolę nad libijskimi polami naftowymi

(intelnews.org, france24.com)

US Army / Sgt. 1st Class Ben Houtkooper