Czerwiec był miesiącem ożywionych polsko-francuskich kontaktów morskich. Najpierw na ćwiczenia Baltops zawinęła fregata Commandant Blaison, w połowie miesiąca gościł w Polsce dowódca Francuskich Sił Morskich admirał Bernard Rogel, a tydzień później odbyły się kolejne ćwiczenia, w których udział wzięła polska fregata rakietowa i francuski niszczyciel De Grasse (we Francji jednostka klasyfikowana jest również jako fregata), który 22 czerwca zawinął do gdyńskiego portu, a dzień później został udostępniony do zwiedzania. Byliśmy na jego pokładzie.
Nazwa okrętu pochodzi od François-Josepha Paula, markiza de Grasse Tilly, hrabiego de Grasse, który był osiemnastowiecznym francuskim admirałem, zwycięzcą nad Anglikami w bitwie w Zatoce Chesapeake, która walnie przyczyniała się do wygrania przez zbuntowane kolonie amerykańskiej wojny o niepodległość. Jest to więc postać ważna zarówno dla floty francuskiej, jak i amerykańskiej, dlatego jego imieniem nazwano dwa okręty francuskie i aż trzy amerykańskie, a ponadto francuski transatlantyk.
Obecny De Grasse to niszczyciel typu F67 wyspecjalizowany w zwalczaniu okrętów podwodnych, chociaż posiada również duże zdolności walki z innymi przeciwnikami na morzu i w powietrzu. Łącznie powstały trzy jednostki typu F67: Tourville, Duguay-Trouin i właśnie De Grasse, który wszedł do służby w 1977 roku. Nie jest to więc jednostka najnowsza, ale była stale modernizowana i ciągle ma duże możliwości bojowe, co potwierdza, biorąc udział w licznych operacjach w Afganistanie i Libii czy misjach antypirackich. Głośnym echem we Francji odbił się incydent z 2006 roku, kiedy to okręt utracił w czasie ćwiczeń na pełnym morzu wart trzy miliony euro holowany sonar. Został on zastąpiony takim samym urządzeniem wymontowanym z wycofanej, siostrzanej jednostki Duguay-Trouin.
Uzbrojenie okrętu składa się z:
– 6 wyrzutni rakiet woda–woda Exocet
– 2 wyrzutni torped L5 z zapasem 10 torped
– zestawu przeciwlotniczego Crotale
– artylerii 2 × 100 mm, 2 × 20mm, 4 × 12,7 mm
– 2 śmigłowców Lynx, które mają do dyspozycji hangar.
Ponieważ okręt ma już swoje lata i nie jest wyposażony w najnowsze zdobycze techniki, które wymagałyby ochrony, zwiedzających wpuszczono w więcej miejsc niż to jest zwykle spotykane. Nikt nie robił problemów, jeśli chodzi o robienie zdjęć na mostku czy w jakimkolwiek innym miejscu udostępnionym do zwiedzania. Pokazano nawet mesę oficerską i kajutę dowódcy okrętu. Momentami można było poczuć się jak w domu, bo ściany na niektórych korytarzach przyozdobione są zdjęciami i obrazami odnoszącymi się do historii francuskiej floty i postaci hrabiego De Grasse. Jak to mówią: elegancja Francja.
Zwiedzało się cały okręt, od dziobu po znajdujący się na rufie pokład lotniczy wraz z hangarem, w którym stał Lynx. Zawsze jest to ciekawostka móc zobaczyć helikopter ze złożonym ogonem i wirnikiem. Chętni mogli też zasiąść w wieży działa artylerii głównej, a załoga chętnie udzielała wyjaśnień w języku angielskim, co zasługuje na szczególne podkreślenie, jeśli weźmie się pod uwagę awersję Francuzów do tego języka.
Pogoda dopisała, a odbywające się tego samego dnia w Gdyni uroczystości związane z trzydziestoleciem wejścia do służby Daru Młodzieży, pokaz lotniczego ratownictwa morskiego i początek obchodów Dni Morza sprawiły, że można było spędzić w centrum Gdyni kilka bardzo przyjemnych godzin.

Widok na śródokręcie. Przy głównym maszcie widoczne białe wyrzutnie celów pozorowanych
Maciej Hypś, Konflikty.pl