Tak jakoś z przyczyn niezależnych wynikło, że książka, która w księgarniach znalazła się na rocznicę zakończenia II wojny światowej, u nas pojawia się bliżej rocznicy zakończenia kampanii wrześniowej. Berlin 1945 trafił bowiem w moje ręce bardzo późno, warto jednak było czekać na kawał tak świetnej literatury faktu.

Nazwisko Antony’ego Beevora powinno być znane Czytelnikom naszego serwisu z książek Stalingrad i Walka o Hiszpanię wydanych w czarnej serii wydawnictwa Znak, w której ukazały się też dzieła takich autorów jak Norman Davies czy Rodric Braithwaite. Już samo to wraz z nazwiskiem Beevor może posłużyć za wystarczającą rekomendację dla Berlina 1945. Jak być może pamiętacie, jakiś czas temu opowiadałem Wam o innej pozycji na podobny temat, o Ostatnim rozdziale Davida Stafforda, która doskonale uzupełnia się z książką Beevora. O ile bowiem ten pierwszy opowiada o końcówce II wojny światowej głównie z perspektywy aliantów zachodnich, a więc skupia się na Włoszech, Holandii i zachodniej części Niemiec, o tyle drugi, zgodnie z tytułem zresztą, opowiada głównie o drodze Armii Czerwonej z Prus Wschodnich i linii Wisły do stolicy III Rzeszy, jedynie sporadycznie zerkając na front zachodni.

Ci spośród Was, którzy czytali już Stalingrad i Walkę o Hiszpanię, mogą sobie w tym momencie odpuścić resztę recenzji. Jeśli te dwie książki przypadły Wam do gustu, również Berlin uznacie za pozycję udaną, jeśli jednak taki sposób pisania o historii Wam nie odpowiada… to nie. Dla mnie osobiście 63-letni brytyjski historyk jest jednym z najlepszych i najciekawszych autorów w swoim sektorze rynku i w swojej dziedzinie nauki, przede wszystkim dlatego, że znalazł optymalną proporcję między historią popularną a historią naukową.

Berlin, jak wszystkie jego książki, czyta się błyskawicznie, chociaż co ciekawe, szybciej idzie to na początku niż pod koniec. Na ponad pół tysiącu stron otrzymujemy szczegółowy opis ostatniego rozdziału walk na froncie wschodnim, w którym bezustannie mieszają się opisy działań wojsk radzieckich i niemieckich oraz życia w Berlinie i okolicach. Główny wątek stanowią jednakże… gwałty. Beevor wraca to tego zagadnienia kilka razy, podkreślając tym samym barbarzyńską brutalność Armii Czerwonej. Trzeba podkreślić, że ani przez chwilę nie sugeruje, iż naród niemiecki był tylko jedną z wielu ofiar II wojny światowej, bezwolną (i niewinną) marionetką w rękach szalonego przywódcy. Nic z tych rzeczy. No więc można pisać o cierpieniach Niemców w sposób wyważony i obiektywny? Oczywiście, że można. Wystarczy chcieć i, drobnostka, potrafić.

Tradycyjnie już do poziomu autora dostosowało się wydawnictwo Znak, które przygotowało książkę w sposób jak najbardziej miły dla oka, a przy tym starannie dopracowało ją pod względem redakcyjnym. W gruncie rzeczy jest nawet lepiej niż bywało do tej pory. Poprzednie pozycje z carnej serii zawsze skalane były nielicznymi, ale irytującymi wpadkami w rodzaju pancernika Hood czy Iljuszyna w roli producenta myśliwców I-16. Tym razem jest lepiej i chociaż nie idealnie, to wreszcie ani razu nie stanąłem na skraju załamania nerwowego.

Zakładam, że fani Beevora naprawdę odpuścili sobie czytanie tej recenzji na trzecim akapicie, zwracam się więc w podsumowaniu tylko do tych, którzy jeszcze nie mieli styczności z pracami tego autora. Antony Beevor jest w moim odczuciu autorem wybitnym – świetnym pisarzem, świetnym popularyzatorem, a przede wszystkim świetnym historykiem, który potrafi zaskoczyć Czytelnika trafnymi i odkrywczymi spostrzeżeniami. Jego książki skierowane są więc nie tylko do zainteresowanych tematem poruszanym w danej pozycji. Berlin 1945 mogą wziąć do ręki dosłownie wszyscy. Dosłownie wszyscy, nie tylko ci niezainteresowani historią II wojny światowej, ale i niezainteresowani historią w ogóle.