W filmowej rzeczywistości sprzed lat wszystko wygląda ładnie: Maverick i Goose jako jedna ze wzajemnie uzupełniających się i zgranych dwuosobowych załóg F-14, które czyniły amerykańskich lotników morskich niezwyciężonymi. Jak opisuje to we wrześniowym numerze miesięcznika „Proceedings” kapitan Stephen Walsh, dzisiejsze realia walki na myśliwcach US Navy wcale nie są takie same.

Według danych cytowanych przez wspomnianego oficera o ile dwumiejscowy Super Hornet sprawdza się przy atakach na cele naziemne, o tyle możliwości operatora uzbrojenia w F/A-18F nie są odpowiednio wykorzystywane do walki powietrznej. Do tego stopnia, że Walsh sugeruje ponowny rozdział eskadr myśliwsko-szturmowych na szturmowe, wyposażone w F/A-18F, i myśliwskie, wyposażone w F/A-18E.

Głównym źródłem kłopotów, paradoksalnie, stał się postęp techniczny. W epoce wprowadzania do służby Tomcata potężny radar AN/AWG-9 i pociski powietrze–powietrze AIM-54 Phoenix były zestawem na tyle skomplikowanym, że należało do ich obsługi wyznaczyć drugiego członka załogi. Teraz zarówno w jednomiejscowym, jak i w dwumiejscowym Super Hornecie, głównym operatorem radaru jest pilot.

Upraszcza ten fakt zarówno szkolenie, jak i migrację pilotów między różnymi wersjami maszyn. Daje też pewne oszczędności, gdyż operatorzy uzbrojenia przechodzą bardzo podobną ścieżkę edukacji. Niestety, z tego samego powodu w misjach myśliwskich drugi członek załogi w F/A-18F jest bardziej dodatkowym bagażem niż pomocą – raczej dubluje niektóre czynności pilota, niźli go wspiera.

Kapitan Walsh proponuje powrót do systemu szkolenia z czasów F-4 Phantoma czy A-6 Intrudera, w którym role członków załogi były ściśle rozdzielone. Może to być jednak też znak, że era dwumiejscowych myśliwców powoli dobiega końca – w czasach, gdy USMC chce zrezygnować z operatorów uzbrojenia w swoich F/A-18D, a nowym typem myśliwca sił morskich ma być jednomiejscowy F-35.

Zobacz też: Wreszcie więcej sprawnych F/A-18 w US Marine Corps?

(„Proceedings” 9/2019)

US Navy / VFA-94