W komentarzach do wojny rosyjsko-ukraińskiej przewijają się dwa wątki: rosnąca rola bezzałogowców i duża wrażliwość śmigłowców na współczesnym polu walki. Wciągnięcie właściwych wniosków to kluczowe zagadnienie dla formacji wykorzystujących duże liczby wiropłatów, takich jak lotnictwo amerykańskich wojsk lądowych. Przemysł już stara się odpowiedzieć na niewyartykułowane jeszcze potrzeby, oferując na przykład bezzałogową wersję Black Hawka.
– Kiedy mówimy o Ukrainie, jest wiele lekcji do odrobienia – stwierdził w rozmowie z serwisem The War Zone generał major Clair Gill, dowódca US Army Aviation, na marginesie konferencji AUSA. – Skupiamy się na odrobieniu tych właściwych.
Gęsta obrona przeciwlotnicza zawsze stanowiła duże zagrożenie dla śmigłowców. Nowością są bezzałogowce zdolne zaatakować śmigłowiec w locie i strącić go, ale jeszcze większym zagrożeniem są zaskakujące ataki bezzałogowców na bazy położone na tyłach.
Jak wynika z wypowiedzi generała Gilla, Amerykanie sporą część rosyjskich strat przypisują słabemu wyszkoleniu lotników i zwykłemu lenistwu. To ostatnie objawia się chociażby regularnym lataniem w środku dnia po tych samych trasach. Amerykańskie oceny nie różnią się tutaj bardzo od chińskich, które oprócz słabego wyszkolenia wskazują jeszcze niedostateczną dbałość o stan techniczny maszyn, niewłaściwą taktykę i brak nowoczesnego uzbrojenia pozwalającego razić przeciwnika spoza zasięgu obrony przeciwlotniczej.
Moment when -forces downed Mi-8 helicopter with FPV-drone pic.twitter.com/XcxTGYvfii
— C4H10FO2P ☠️ (@markito0171) September 29, 2025
Na różnice w taktyce wskazywał też generał Gill. – Nie planują tak jak my, nie wykorzystują wszystkich zbiorowych elementów, które my możemy wykorzystać podczas realizacji naszych operacji – powiedział generał.
US Army wychodzi z odmiennych założeń, dysponuje innym sprzętem, projektowanym w myśl innych założeń taktycznych i operacyjnych. Zmiany w sposobie walki są jednak faktem i należy poważnie przemyśleć wiele założeń. Jak jednak podkreśla Gill, „nie można wylewać dziecka z kąpielą”.
Odkąd rozpoczęliśmy finansowanie Konfliktów przez Patronite i Buycoffee, serwis pozostał dzięki Waszej hojności wolny od reklam Google. Aby utrzymać ten stan rzeczy, potrzebujemy 2000 złotych miesięcznie.
Możecie nas wspierać przez Patronite.pl i przez Buycoffee.to.
Rozumiemy, że nie każdy może sobie pozwolić na to, by nas sponsorować, ale jeśli wspomożecie nas finansowo, obiecujemy, że Wasze pieniądze się nie zmarnują. Nasze comiesięczne podsumowania sytuacji finansowej możecie przeczytać tutaj.
Najprostszym wyjściem, zapowiadanym jeszcze przed wybuchem wojny, jest uzbrojenie śmigłowców w pociski dalekiego zasięgu, takie jak Spike NLOS, umożliwiające rażenie celów spoza zasięgu obrony przeciwlotniczej, przynajmniej tej dolnego piętra. Kolejny to szersze wykorzystanie bezzałogowców. W mieszanych zespołach drony mają prowadzić rozpoznanie, wykrywać zagrożenia i je zwalczać.
W wyniku doświadczeń z Ukrainy popularności nabrał pomysł uzbrojenia śmigłowców w amunicję krążącą. US Army ukuła nawet nowy termin: launched effects oznaczający odpalane ze śmigłowców bezzałogowce. Mają one dzielić się na trzy kategorie: krótkiego, średniego i dalekiego zasięgu. Dzięki wymiennym głowicom mają wykonywać zadania rozpoznawcze, walki elektronicznej, napowietrznych stacji translacyjnych, wabików i amunicji krążącej. Zdolność do działania w roju stała się już standardowym wymogiem.
Podobnie jak w przypadku czołgów czy lotniskowców zasadnicze pytanie brzmi nie „czy śmigłowce są już przestarzałe?”, lecz „w jaki sposób można je wykorzystać najefektywniej?”. Stąd Amerykanie kładą duży nacisk na nowe systemy dowodzenia, takie jak NGC2 (Next Generation Command and Control), zapewniające integrację danych pozyskiwanych przez wszystkie systemy bojowe i rozpoznawcze. Dzięki wykorzystaniu elementów sztucznej inteligencji ma to umożliwić zupełnie nową jakość w planowaniu i prowadzeniu misji.
Kolejny punkt to wprowadzenie maszyn nowej generacji. Jedną z nich jest tiltrotor V-280 Valor, który wejdzie do służby pod oznaczeniem MV-75. W rozwoju tej maszyny już wykorzystano doświadczenia z wojny rosyjsko-ukraińskiej. W rozmowie z The War Zone odpowiadający za program MV-75 generał David Phillips wskazał dość ogólnikowo na punkty, którym poświęcono najwięcej uwagi. Znalazły się wśród nich integracja launched effects, zwiększona przeżywalność maszyny i desantu na polu walki czy wdrożenie nowych rozwiązań sieciocentrycznych.
Unmatched Speed. Exceptional Agility. Maneuverability.
Learn more about the MV-75 FLRAA: https://t.co/LQzkZ2Zks3#MV75 #FLRAA #ArmyModernization #TiltRotorTechnology pic.twitter.com/BYeM5PoG6b— Bell (@BellFlight) October 10, 2025
Co istotne, sporo uwagi poświęcono logistyce i stworzeniu mobilnego zaplecza naprawczo-remontowego. Generał Phillips stwierdził, że należy unikać gromadzenia zbyt dużej ilości sprzętu w jednym miejscu. Tutaj jednak widać bardziej wpływ koncepcji operacji rozproszonych i przygotowań do ewentualnej konfrontacji z Chinami na rozległych obszarach Pacyfiku. Krytyczny przegląd projektu MV-75 zaplanowany jest na wiosnę przyszłego i wówczas oceniony zostanie stopień wdrożenia koncepcji wyciągniętych z doświadczeń wojny rosyjsko-ukraińskiej.
I got to see Bell’s MV-75 today at AUSA. I would describe it as a cross between a Blackhawk and a V-22 Osprey. pic.twitter.com/KHRIfVQy9o
— Jim LaPorta (@JimLaPorta) October 13, 2025
U-Hawk
Co jednak zrobić ze starszymi maszynami, których duża liczba, jeśli nie pozostaje ciągle w służbie, to zalega w magazynach? Ich modernizacja do najnowszych standardów często jest nieopłacalna. Jednocześnie rośnie zapotrzebowanie na bezzałogowe systemy logistyczne. Są one nie tylko tańsze, rozwiązują też problem braku pilotów. Szkolenie do obsługi drona, nawet bardzo dużego, zajmuje mniej czasu, obniża koszty, a postępująca autonomizacja ułatwia sprawę.
Sikorsky rozpoczął wspólnie z DARPA prace nad opcjonalnie załogową wersją Black Hawka jeszcze w ubiegłej dekadzie. Rezultaty prób były zachęcające, jednak US Army nie zdecydowała się na wdrożenie tego projektu. Na początku tego roku zapadła decyzja o znacznym ograniczeniu liczby eksploatowanych UH-60L. W służbie pozostaje ich około 800. To duża liczba względnie nowoczesnych maszyn, a wielu z nich daleko jeszcze do wyczerpania resursów.
Jak przyznają przedstawiciele firmy, decyzja Pentagonu była impulsem, który doprowadził do realizacji pomysłu już od kilku miesięcy krążącego wśród inżynierów i menadżerów. Podczas ubiegłorocznej konferencji AUSA wojskowi mieli poruszyć temat zapotrzebowania na duży transportowy bezzałogowiec, zdolny masowo dostarczyć ładunki prosto na pole walki. Obecnie dostępne drony kompletnie nie rozwiązywały tego problemu. U Sikorsky’ego pojawił się wówczas pomysł przerobienia UH-60L na w pełni bezzałogowe statki powietrzne.
At the AUSA 2025 exhibition, Lockheed Martin unveiled an unmanned version of the UH-60L helicopter called the S-70UAS U-Hawk.
The pilot’s cockpit has been replaced with folding doors and a ramp, while pilots use autonomous navigation technology from MATRIX, allowing a ground… pic.twitter.com/6uGyxBL4t7
— OSINTWarfare (@OSINTWarfare) October 14, 2025
Doświadczenie z wcześniejszych projektów i łatwo dostępne kadłuby zagwarantowały szybkie tempo prac. U-Hawk był gotowy w ciągu niecałych dziesięciu miesięcy. Jego nazwa wyraźnie nawiązuje do firmy U-Haul, zajmującej się wynajmem samochodów ciężarowych, przyczep i magazynów.
Rozwiązanie jest tyleż proste, co pomysłowe. Dzięki usunięciu kokpitu udało się zwiększyć przestrzeń ładunkową o 25%. Przeszklony nos zastąpiono dzielonymi pionowo wrotami, a miejsca wystarczyło jeszcze na instalację rampy ładunkowej. Według producenta ładowność U-Hawka to 3175 kilogramów ładunku wewnętrznego lub 4 tysiące ładunku podwieszanego. Możliwa jest też kombinacja obu tych opcji, wówczas ładowność wzrasta do 4536 kilogramów. Zasięg maksymalny ma wynosić około 2900 kilometrów, a długotrwałość przebywania w powietrzu – do 14 godzin.
Na tym nie koniec nowości. W obliczu krystalizujących się wymagań wobec launched effects w kabinie ładunkowej za przesuwnymi drzwiami umieszczono wyrzutnię dronów i amunicji krążącej. Nazwana roboczo „kołczanem”, może pomieścić od 24 do 50 efektorów. Konstrukcja wyrzutni umożliwia zabieranie kombinacji różnych systemów. Docelowo „kołczan” może umożliwić wykorzystanie U-Hawków nie tylko do misji transportowych, ale także zwalczania bezzałogowców przeciwnika.
S-70 UAS U-HAWK, 2025 pic.twitter.com/kOuxwlPCpi
— ᴅᴇᴡ (@Remnantize) October 13, 2025
Kwestia transportu żołnierzy na pokładzie bezzałogowych statków powietrznych jest dyskusyjna. Na razie Sikorsky koncentruje się na przewożeniu ładunków. Bezzałogowy Black Hawk może przewieźć pojedynczy pakiet amunicji dla wyrzutni HIMARS lub MLRS, albo dwa pojemniki transportowo-startowe pocisków przeciwokrętowych NSM. To kolejna odpowiedź na zapotrzebowania wynikające z doktryny operacji rozproszonych i operowania w warunkach silnego przeciwdziałania ze strony przeciwnika.
Docelowo jednak U-Hawki mają desantować roboty bojowe. To z kolei próba sprostania koncepcji „pierwszego kontaktu metal na metal” ukutej przez generała Jamesa Raineya z Dowództwa Przyszłościowego. W jej myśli w przyszłych konfliktach pierwsze starcia będą bezpośrednią walką systemów bezzałogowych. Innymi słowy: to drony mają torować drogę żołnierzom.
U-Hawk jeszcze nie wzbił się w powietrze. Pierwszy lot planowany jest na przyszły rok. Nie wydaje się to jednak największym problemem. Sikorsky działa z własnej inicjatywy, bez żadnego zamówienia, a nawet jakiejkolwiek koncepcji Pentagonu. Projekt może więc zakończyć się spektakularnym sukcesem albo równie spektakularną porażką, jeśli Departament Wojny stwierdzi, że nie tędy droga.
Lojalny skrzydłowy dla śmigłowców
Sikorsky nie jest jedyną firmą usiłującą pomóc wojsku „odrobić właściwe lekcje”. Launched effects nie są w stanie wypełniać wszystkich zadań na polu walki. Ich główne zadanie w praktyce to zapewnienie dzięki niskim kosztom jednostkowym odpowiedniej „masy”. Logiczne wydaje się więc, aby śmigłowce, podobnie jak wielozadaniowe samoloty bojowe, otrzymały bezzałogowego lojalnego skrzydłowego. Tak przynajmniej uważa przemysł. Sam pomysł nie jest nowy. Już w roku 2017 Bell rozpoczął prace nad tiltrotorem V-247 Vigilant, który miał być bezzałogową wersją V-280/MV-75. Prace zakończyły się na etapie makiety. Na początku 2023 roku BAE Systems Australia i Innovareo przedstawiły z kolei Strixa, charakteryzującego się nieortodoksyjnym układem konstrukcyjnym.
"The Bell V-247 Vigilant is leveraging combat-proven technology making the future of aviation a reality today – it's a testament to the power and versatility of #tiltrotor flight."
️ Todd Worden, @BellFlight Sr. Manager, Global Military Business Development speaks at #MDM2018. pic.twitter.com/8Ryk2yU0OY— Bell (@BellFlight) September 25, 2018
Sęk w tym, że główny użytkownik śmigłowców w siłach zbrojnych USA, czyli wojska lądowe, dopiero zaczyna myśleć o takiej maszynie. US Army wystosowała do przemysłu zapytanie, co może dostarczyć w kategorii bezzałogowych statków powietrznych pionowego startu i lądowania o masie do 600 kilogramów i pułapie 18 tysięcy stóp (5500 metrów).
Najważniejsi gracze odpowiedzieli bardzo chętnie i na AUSA przedstawili swoje dotychczasowe projekty. Boeing pokazał Collaborative Transformational Rotorcraft (CTR), modułowy bezzałogowy tiltrotor z usterzeniem tylnym w układzie „V”. Projekt przewiduje zastosowanie pojedynczego silnika turbowałowego, napędzającego dwa śmigła. W przyszłości CTR może otrzymać napęd hybrydowy złożony z turbiny gazowej i silników elektrycznych. Ładunek użyteczny ma wynosić od 454 do 907 kilogramów. Na poglądowej animacji bezzałogowiec przenosi na wysięgnikach po obu stronach kadłuba podwójne wyrzutnie. Na chwilę obecną trudno stwierdzić, czy będą z nich odpalane pociski kierowane czy raczej launched effects.
Meet our Collaborative Transformational Rotorcraft — also known as CxR.
CxR is a modular, unmanned, autonomous tiltrotor concept that can act as a loyal wingman and serve a vast range of current and future military missions.
See how: https://t.co/Oa9RTdZdus #AUSA2025
Shown :… pic.twitter.com/5f1Io2S890
— Boeing Defense (@BoeingDefense) October 14, 2025
Sikorsky wybrał inne podejście do sprawy. Firma przedstawiła całą rodzinę bezzałogowców Nomad różniących się wielkością, ale dzielących ten sam układ konstrukcyjny: rotor blown wing (układ z płatem omywanym powietrzem zawirnikowym). W układzie tym wirniki są umieszczone w płacie na stałe, tak jak w samolotach. Strumień powietrza przepływa nad powierzchnią skrzydła z wystarczającą energią, aby wytworzyć dodatkową siłę nośną podczas lotu pionowego. W ten sposób skrzydło nie tylko pomaga w pionowym starcie, ale także zapewnia siłę nośną podczas przejścia z lotu pionowego do poziomego. Podobne rozwiązanie zastosowano w Strixe. Dzięki temu można było zrezygnować z układu tiltrotora, co upraszcza konstrukcję i obniża koszty.
Co istotne, Nomad istnieje już w metalu. Testy w locie przechodzi najmniejszy z członków rodziny, Nomad 50 o rozpiętości skrzydeł nieco ponad 3 metrów. Trwa budowa Nomada 100 o rozpiętości skrzydeł 5,5 metra. Większe Nomady, przewidziane do roli bezzałogowych skrzydłowych, będą mogły przenosić uzbrojenie w postaci pocisków Hellfire, bomb SDB i launched effects.
Istotnymi atutami rodziny Nomad mają być małe zapotrzebowanie na logistykę i oprogramowanie. Bezzałogowce mają wykorzystywać technologię autonomiczną MATRIX, opracowaną przez Sikorsky’ego i DARP‑ę, która jest wykorzystywana także w U‑Hawku. Wygląda więc na to, że Sikorsky będzie chciał zaproponować klientom kompleksowe rozwiązanie obejmujące wzajemnie uzupełniające się bezzałogowe statki powietrzne różnej wielkości wykorzystujące ten sam software i cechujące się małymi potrzebami logistycznymi.
