Zawsze jeden. Tak brzmi niepodważalna zasada brytyjskiego systemu odstraszania nuklearnego. Zawsze jeden podwodny nosiciel pocisków balistycznych musi pozostawać na patrolu, skryty w otchłani Morza Północnego lub Atlantyku, i czekać na apokaliptyczny rozkaz wykonania uderzenia odwetowego. W 150-metrowym kadłubie okrętu typu Vanguard zamkniętych jest około 140 oficerów i marynarzy, do szesnastu pocisków Trident D5 i… list.

Zapieczętowana koperta

W najlepszym z najgorszych scenariuszy osoba stojąca w danej chwili na czele rządu jej królewskiej mości zdąży zareagować na atak nuklearny wymierzony w Wielką Brytanię i zadysponować uruchomienie brytyjskiego arsenału broni nuklearnej. Ale w najgorszym z najgorszych scenariuszy wszystkie ośrodki władzy zostaną unicestwione, zanim ktokolwiek zdoła wydać jakikolwiek rozkaz. W takiej sytuacji pojedynczy okręt podwodny będzie zdany na siebie, być może jako ostatni zorganizowany i sprawnie funkcjonujący organ brytyjskiej państwowości.

Jeżeli jego dowódca uzyska pewność, że „tam na górze już nikogo nie ma”, uda się wraz ze swoim zastępcą na stanowisko dowodzenia, otworzy sejf, następnie otworzy drugi sejf umieszczony wewnątrz pierwszego i wyciągnie zapieczętowaną kopertę skrywającą list ostateczny. To z niego dowie się, jak ma dalej postępować.

Letter of last resort – jak brzmi jego anglojęzyczna nazwa – lub letter from the grave (list z grobu) jest wiadomością od premiera do dowódcy okrętu. Szef rządu pisze go tuż po objęciu urzędu, zwykle w ciągu pierwszej doby, po audiencji u królowej i konsultacji z szefem sztabu.

Ze względu na charakter okoliczności, w których będzie czytany, można przypuszczać, że jest czymś więcej niż tylko suchym rozkazem, że jest w całości napisany odręcznie i że treść dla każdego okrętu typu Vanguard symbolicznie się różni, ale jaka jest prawda – można tylko spekulować. Nikt nigdy nie otworzył koperty z listem ostatecznym. Gdy następuje zmiana na stanowisku premiera, koperty – wciąż zapieczętowane – są palone przez urzędników Cabinet Office, a na ich miejsce w sejfach trafiają nowe, z listami od nowego lokatora 10 Downing Street.

Cztery drogi

Z tego samego powodu nie wiadomo, jakie rozkazy mogą być zawarte w liście ostatecznym. Powszechnie jednak się przyjmuje, że premier może wybrać jedną z czterech opcji. Pierwsza i najbardziej oczywista: przeprowadzić atak odwetowy zgodnie z planem. Druga: znaleźć schronienie w kraju sojuszniczym i oddać pod rozkazy tamtejszych struktur wojskowych (takim krajem byłyby zapewne Stany Zjednoczone lub – w myśl Shute’owskiego „Ostatniego brzegu” – Australia). Trzecia: podjąć dalsze działania wedle osądu samego dowódcy. Czwarta: powstrzymać się od dalszych działań bojowych.

Ta ostatnia opcja może się wydawać dziwna, wręcz szaleńcza. Jaki jest sens – zapyta ktoś – rezygnowania z uderzenia odwetowego, skoro cały sens odstraszania nuklearnego opiera się na pewności, że odwet nastąpi? Pamiętajmy jednak, w jakiej sytuacji dowódca okrętu ma otworzyć list ostateczny. Przede wszystkim musi zginąć premier. Zginąć muszą także osoby wskazane przez premiera jako alternate decision-takers, czyli decydenci rezerwowi (może być w tym gronie sekretarz obrony, ale nie musi, a tożsamość tych osób ze zrozumiałych względów pozostaje tajna). Mielibyśmy do czynienia z sytuacją, w której z pewnością pomknęłyby w niebo pociski balistyczne amerykańskie, rosyjskie, może także francuskie i chińskie. Nastąpiłby nuklearny holokaust.

Czy w takiej sytuacji, kiedy odstraszanie nuklearne zawiodłoby w sposób ostateczny, miałoby sens dołożenie do tego bezmiaru cierpienia kilku albo kilkunastu brytyjskich pocisków? Czy cele zaprogramowane w ich pamięci w ogóle jeszcze by istniały?

Odpalenie pocisku balistycznego Trident II z okrętu typu Vanguard

Odpalenie pocisku balistycznego Trident II z okrętu typu Vanguard. Od 1998 roku i wycofania ze służby bomb WE.177 Tridenty są jedyną brytyjską bronią jądrową.

W odstraszaniu nuklearnym ważne jest przede wszystkim to, aby potencjalny nieprzyjaciel w i e r z y ł, że odwet nastąpi. Dopóki nie ma pewności, i to absolutnie niepodważalnej pewności, że aktualny premier rozkazał nie wypuszczać pocisków, przywódca wrogiego kraju musi zakładać, że owe szesnaście Tridentów jednak spadnie mu na głowę. A dopóki tak zakłada, dopóty sam nie rozpocznie wojny atomowej.

Emerytowany komodor Eric Thompson, który swego czasu służył między innymi na okręcie podwodnym HMS Revenge typu Resolution – poprzedniku Vanguardów – i był zaangażowany między innymi we wprowadzanie systemu Trident w miejsce starych Polarisów, a niedawno wydał książkę o swojej podwodnej służbie, podkreśla znaczenie tego faktu w kontekście możliwości objęcia funkcji premiera na przykład przez zadeklarowanego przeciwnika broni jądrowej Jeremy’ego Corbyna.

– Jeśli Corbyn zostałby premierem, mógłby teoretycznie napisać z liście, aby nie przeprowadzać atomowego kontruderzenia – mówi Thompson. – Jeśliby przeciwnik się o tym dowiedział, nasz narodowy system odstraszania nuklearnego straciłby całą swoją wartość. Dlatego treść listu musi zawsze pozostać tajna, tak by agresor zawsze musiał brać pod uwagę możliwość atomowego odwetu.

Znaki zapytania

Jak to zwykle bywa, szczegóły procedur rządzących użyciem broni „A” pozostają ściśle tajne. To zaś rodzi pytania, na które nie da się odpowiedzieć, chyba że z użyciem kwalifikatorów „być może” albo „prawdopodobnie”.

Skąd wiadomo, że należy otworzyć list ostateczny? Niejako z definicji nie można liczyć na bezpośrednią informację w tej sprawie. Brak komunikatów radiowych z ośrodków dowodzenia oznaczałby prawdopodobne uderzenie strategiczne głowicami nuklearnymi na terytorium brytyjskie, ale niekoniecznie uderzenie na skalę apokaliptyczną. Może nieprzyjaciel wystrzelił tylko kilka pocisków, sparaliżował siły zbrojne pozostające na powierzchni, ale darował ośrodkom miejskim, a premier wciąż żyje i stara się doprowadzić do rozejmu? Taki scenariusz jest wydumany, ale z pewnością możliwy. Trzeba więc dopuścić tę możliwość, zwłaszcza że stawką jest życie setek milionów niewinnych ludzi.

W takim razie jak stwierdzić, że nieprzyjaciel starł z powierzchni ziemi całe państwo? Ważną rolę odgrywa tutaj niezawodność Brytyjskiej Korporacji Nadawczej. Jeśli program 4 brytyjskiego radia zamilknie na co najmniej cztery godziny, będzie spełniony jeden z szeregu warunków. Bodaj jedyny, o którym wiadomo, że jest właśnie taki. Inne wciąż skrywa mgła tajemnicy.

Można jednak przypuszczać, że weryfikacja za pomocą radia ma kluczowe znaczenie. „Czwórkę” wybrano z dwóch powodów. Po pierwsze: nadaje między innymi na falach długich, które rozchodzą się na bardzo duże odległości. Po drugie: ze względu na charakter tamtejszych audycji słuchacz szybko stwierdzi, czy faktycznie słucha transmisji na żywo, czy też ma do czynienia z nagraniem mającym go zmylić (prezenterzy „Czwórki” zaliczają się do największych brytyjskich osobistości radiowych, ich głosy są powszechnie znane, toteż puszczenie „pirackiej” audycji na żywo mającej udawać prawdziwą jest praktycznie niemożliwe). Dodajmy jeszcze, że antena nadająca taki fałszywy sygnał musiałaby się znajdować w pobliżu rzeczywistego nadajnika, tak aby zgadzał się kierunek nadejścia fal.

Nie wiadomo także, czy dowódca musi pokazać list komukolwiek innemu. Jego zastępca musi uczestniczyć w otwarciu sejfu – ale co dalej?

Najciekawsze pytanie brzmi: co się dzieje w chwili zmiany na stanowisku premiera? W przypadku okrętów stojących w porcie sytuacja jest oczywista. Nowy premier pisze listy, te zaś są zawożone do Faslane, gdzie stacjonują Vanguardy, i umieszczane w sejfach. Stare listy są już w tym momencie zniszczone. Sprawa zamknięta. Tyle że, jako się rzekło, fundamentalna zasada brzmi: „zawsze jeden”. Co się dzieje z listem ostatecznym od byłego już premiera na pokładzie okrętu będącego na patrolu? Czy dowódca pali rozkazy na morzu, niczym Marko Ramius w „Polowaniu na Czerwony Październik”? Czy stary list ostateczny obowiązuje aż do chwili wejścia do portu, nawet jeśli jego treść może stać w sprzeczności z poglądami nowego szefa rządu? A czy premier rządzący ponad dziesięć lat (Tony Blair, Margaret Thatcher) ma okazję sporządzić nowe listy, jeśli zmieni się sytuacja geopolityczna i jego/jej poglądy?

List ostateczny i wyjątkowy

Brytyjski system listu ostatecznego jest (najprawdopodobniej) ewenementem w skali świata. Istnieje od czasów, w których pod banderą Royal Navy pływały okręty typu Resolution i zapewne pozostanie przy życiu po wejściu do służby typu Dreadnought, czyli następcy Vanguardów. Jego istnienie przebiło się jednak do powszechnej świadomości dopiero kilkanaście lat temu, głównie dzięki pracy Petera Hennesy’ego i pewnemu rozluźnieniu atmosfery w rzeczywistości pozimnowojennej.

Ron Rosenbaum nazywa list ostateczny systemem szalonym i sprawiającym wrażenie, jakby pochodził z dziewiętnastowiecznych powieści Wilkiego Collinsa. Przede wszystkim jednak list ostateczny jaskrawo podkreśla paradoksy wiążące się z samą koncepcją odstraszania nuklearnego, a zwłaszcza koncepcją odwetu zza grobu za czyn, któremu groźba odwetu miała zapobiec, ale nie zapobiegła. Jeśli nie zapobiegła, to może nie ma sensu jej spełniać. Ale jeśli z góry założymy, że nie będzie spełniona, groźby de facto nie ma.

Zobacz też: YAL-1 – laserowy łowca rakiet

Bibliografia

Peter Hennessy, The Human Button, BBC Radio 4, 7 grudnia 2008.
Richard Norton-Taylor, Theresa May’s first job: decide on UK’s nuclear response, theguardian.com, 12 lipca 2016, dostęp: 6 marca 2018.
Ron Rosenbaum, The Letter of Last Resort, slate.com, 9 stycznia 2009, dostęp: 6 marca 2018.
Stephen Stewart, Scottish submarine captain who had finger on nuclear button reveals chilling Cold War secrets, dailyrecord.co.uk, 5 marca 2018, dostęp: 6 marca 2018.

CPOA(Phot) Tam McDonald, Open Government Licence
US Department of Defense