Tankietki, małe i hałaśliwe pancerne pojazdy gąsienicowe, stanowiły podstawę broni pancer­nej II RP. Ich historia jest odbiciem możliwości tamtej Polski, walczącej ze skutkami wojen i zaborów, a jednocześnie starającej się nadążyć za zmienia­jącym się światem dwudziestolecia międzywojennego.

Każdy entuzjasta (i nie tylko) wie doskonale, czym były tankietki (czołgi rozpoznawcze) TK-3 czy TKS. Ilość literatury dotykającej tego tematu można mierzyć już w metrach i kilogramach, a dzięki pracy archiwistów i bibliotekarzy – także w gigabajtach danych. Wszystko to sprawia, że po prawie stu latach można w końcu podjąć próbę spojrzenia na ich historię z pewnej perspektywy.

Narodziny „Teków”

Zanim zagłębimy się w detale, jedna mała uwaga. Dostępna literatura na temat historii owych pojazdów jest niezwykle obszerna, więc, szanując Wasz czas, Szanowni Czytelnicy, skupię się wyłącznie na najważ­niej­szych elementach tak, by Was nie zanudzić, a równocześnie zachować pewien porządek rzeczy.

Historia „naszych” tankietek rozpoczyna się w 1929 roku, kiedy sprowadzono do Polski egzemplarz brytyjskiej tankietki Carden-Loyd Mk. VI. Testy wypadły na tyle zachęcająco, iż zamówiono dalsze dziesięć sztuk z pięcioma przyczepkami w celu szerszej oceny przydatności owej konstrukcji dla Wojska Polskiego. Rezultat prób można by opisać słowami: „tak, ale”.

Polscy żołnierze przy tankietce Carden-Loyd Mk. VI.
(via Wikimedia Commons)

Sama konstrukcja wydawała się obiecująca zarówno pod względem technicznym, jak również pod względem przyszłego wykorzystania w jednostkach Wojska Polskiego, niemniej w ówczes­nej postaci pojazd był nie do przyjęcia. Największą wadą okazało się zawieszenie, słabo przy­sto­so­wane do pracy w warunkach jazdy terenowej. Pisząc wprost: po kilku godzinach jazdy kierowcy Carden-Loydów doznawali napadów torsji wywołanych wstrząsami. Zrezyg­no­wano więc z produkcji licencyjnej i postawiono zamiast tego na opracowanie na podstawie tych wozów własnych tankietek o udoskonalonej konstrukcji i lepiej dopasowanych do polskich wymagań.

Prace postępowały w zadziwiającym tempie. Już w 1930 roku pojawiły się dwa prototypy, TK-1 i TK-2. Po prze­tes­to­wa­niu obu w 1931 pojawił się TK-3. 14 lipca tego samego roku przyjęto go na uzbrojenie Wojska Polskiego.

Odkąd rozpoczęliśmy finansowanie Konfliktów przez Patronite i Buycoffee, serwis pozostał dzięki Waszej hojności wolny od reklam Google. Aby utrzymać ten stan rzeczy, potrzebujemy 1700 złotych miesięcznie.

Możecie nas wspierać przez Patronite.pl i przez Buycoffee.to.

Rozumiemy, że nie każdy może sobie pozwolić na to, by nas sponsorować, ale jeśli wspomożecie nas finansowo, obiecujemy, że Wasze pieniądze się nie zmarnują. Nasze comiesięczne podsumowania sytuacji finansowej możecie przeczytać tutaj.

LUTY BEZ REKLAM GOOGLE 95%

Biorąc pod uwagę parametry tankietki, trudno było nazwać ją imponującą. TK-3 był dwu­oso­bo­wym metalowym pudeł­kiem na gąsieni­cach, uzbrojo­nym w jeden karabin maszy­nowy Hotchkiss wz. 25 kalibru 7,9 mili­metra i mieszczą­cym dwóch członków załogi. Dzięki niewielkiej masie (2,43 tony) TK-3 mógł się rozpędzić na drodze do około 46 kilometrów na godzinę, a niski profil (wysokość 1320 milimetrów, mniej od Fiata 126p!) utrudniał wykrycie „Teka” przez ewentualnego przeciwnika.

Przekrój z instrukcji Opis i wskazówki obsługi czołga TK-S.

Najważniejszą zaletą TK-3, przy­naj­mniej z punktu widzenia polskich decydentów, była łatwość produkcji i niewielki stopień skomplikowania konstrukcji. Dzięki temu nawet państwo obar­czone tak wieloma problemami finansowymi i pro­duk­cyj­nymi jak Polska mogło sobie pozwolić na krajową produkcję gąsienicowych pojazdów pancernych, choć w części nadra­bia­jąc zaległości względem europejskich sąsiadów. Łącznie w latach 1931–1934 wytwo­rzono (razem z prototypami i wozami eksperymentalnymi) 280 TK-3 i 20 TKF, czyli TK-3 z silnikiem Fiata zamiast Forda.

Równolegle z produkcją tankietek prowadzono prace nad stworzeniem bardziej zaawanso­wa­nych wersji. Naśladowano w ten sposób prace prowadzone między innymi w Wielkiej Brytanii, zmierzające do „wyciśnięcia” jak największych korzyści z relatywnie taniego podwozia gąsienicowego.

Owocem polskich prac stał się wóz TKW (TK-3 z wieżą) i TKD (otwarta od góry tankietka z działem 47-mili­met­rowym). Obie konstrukcje okazały się jednak chybionymi pomysłami. Z kronikarskiego obowiązku trzeba jeszcze wspomnieć o niewielkiej serii tankietek dostoso­wa­nych do montażu radiostacji, przeznaczonych jednak do wykorzystywania na specjalnych prowadnicach szynowych w składzie polskich pociągów pancernych.

TK-3 na auto­trans­por­te­rze, czyli specjalnym bez­na­pę­do­wym podwoziu kołowym mającym zmniejszyć zużycie układu jezdnego tankietki podczas dłuższych przemarszów. Całość jednak napędzał silnik tankietki.
(z Albumu polskiej broni pancernej)

Tankietka 2.0 – „Tekaes”

W marcu 1933 roku pojawił się prototyp zmodernizowanej tankietki, wprowadzonej niebawem – w roku następnym – do produkcji i służby jako TKS.

Największe zmiany dotyczyły kształtu nadwozia. „Pudełko” zastąpiono wielo­płasz­czyz­nową strukturą obliczoną na maksymalne zwiększenie prawdo­podo­bień­stwa ryko­sze­to­wania pocisków przeciw­nika. Poprawiono także pole widzenia załogi, dodając szczeliny obser­wa­cyjne w pokrywach otworów obserwacyjnych (TK-3 po ich zamknięciu był praktycznie „ślepy”), jak również instalując pojedynczy peryskop obserwacyjny Gundlacha (niektóre TK-3 otrzymały, w ramach modernizacji, po dwa takie peryskopy). Uzbrojenie, liczebność załogi czy ogólne rozplanowanie wnętrza pozostały praktycznie bez zmian. W latach 1934–1937 wyprodukowano 280 sztuk.

Podobnie jak w wypadku swojego poprzednika, także i tu szybko rozpoczęto różnego rodzaju prace modernizacyjne, skupiające się przede wszystkim na kwestii uzbrojenia. Próbowano na przykład wymienić zawodne Hotchkissy na nowsze cekaemy Browning wz. 30, co jednak nie doszło do skutku ze względu na problemy techniczne i ograniczoną liczbę karabinów maszynowych tego typu, przeznaczonych w pierwszej kolejności na wyposażenie piechoty.

Czołg TKW, czyli próba stworzenia polskiej tankietki wieżowej.
(z Albumu polskiej broni pancernej)

W 1937 roku pojawił się pierwszy prototyp TKS-D (zbudowanego w oparciu o podwozie ciągnika C2P, powstałego na bazie TKS), będącego jednocześnie przeciw­pan­cer­nym działem samobieżnym uzbrojonym w armatę 37-milimetrową wz. 36, holującym jednocześnie „klasyczną” lawetę wraz z tarczą. W ten sposób pojazd pełnił funkcję holownika działa przeciw­pan­cer­nego mogącego, w razie potrzeby, otworzyć ogień prosto z pojazdu. Zbudowano jedynie dwa egzemplarze (użyte w 1939 roku) i nie podjęto produkcji seryjnej (o czym później). Istnieje także fotografia przedstawiająca tankietkę TKS z działem kalibru 37 milimetrów wz. SA Puteaux, jednak, jak się wydaje, był to zaledwie krótkotrwały eksperyment.

Dla pełności obrazu wypada jeszcze wspomnieć o TKS-B, wyposażonym w nowe sprzęgła boczne. Pojazd nie wyszedł poza stadium prototypu.

W tym miejscu zapewne oczekujecie, Szanowni Czytelnicy, opisu TKS-ów z działkami kalibru 20 milimetrów. Ten fragment znajdzie się jednak w dalszej części. Najpierw przyjrzymy się, jak na polskie tankietki zarea­go­wała polska prasa dwudziestolecia międzywojennego.

TKD – próba zbudowania pojazdu wsparcia ogniowego na podwoziu TK-3.
(z Albumu polskiej broni pancernej)

„Teki” i „Tekaesy” dziennikarskim okiem

Analiza prasy (dostępnej w zbiorach bibliotek cyfrowych) pozwala na dosyć ciekawe określenie, jaką rolę w przedwojennej propagandzie i społecznym postrzeganiu wojska odgrywały tankietki TK-3 i TKS.

Patrząc na publikacje z początku lat 30., łatwo zauważyć, iż prasa (zarówno ta popularna, jak i „branżowa”) wykazywała się dużą dozą przychylności względem tankietek. Najczęściej dzienni­ka­rze widzieli je podczas różnego rodzaju parad i przeglądów, co również miało pewien wpływ na stosowany przez nich język opisu.

W przestrzeni między 1931 a 1936 rokiem znajdziemy takie określenia jak „szybkobieżne liliputy czołgowe”, „okropnie ruchliwe i pewne siebie stworzenia”, „miniatury srogich czołgów”, „rój brzęczących, barwnych jak owady zwinnych tankietek”, „złe i kąśliwe ogary”, „broń najnowo­cześ­niej­sza”, „podobne do wielkich żuków (…) są chlubą młodego polskiego przemysłu wojennego”, „maleńkie, ale szybkie i sprawne”, „doskonale skonstruowane”, „niebezpieczne żuki”, „motorowe pchły”, „chyże tankietki”, „stado tankietek – stalowych psów wojny” czy „stalowe, groźne i zjadliwe osy”.

TK-3 na prowadnicy kolejowej. Zwraca uwagę postawiony maszt radiostacji. W tej aranżacji tankietki miały pełnić funkcję pojazdów rozpoznawczych dla pociągów pancernych.
(z Albumu polskiej broni pancernej)

Jak więc widać, do 1936 roku polska prasa wypowiadała się o tankietkach przeważnie w przychylny sposób. Gdzieniegdzie da się znaleźć artykuły z neutralnym opisem, jednak o krytyce nie ma mowy. Tankietki są „szybkie”, „groźne” i tyle. Dlaczego więc ton prasy ulega nagłej zmianie?

Odpowiedź tkwi w wydarzeniach hiszpańskiej wojny domowej, rozpoczętej w rzeczonym 1936 roku. To tam niemieckie PzKpfw I i włoskie tankietki CV35 (jedne i drugie uzbrojone w dwa karabiny maszynowe) starły się z sowieckimi pojazdami wyposażonymi w działa kalibru 45 milimetrów, przede wszystkim T-26. Rezultaty tych dosyć jednostronnych pojedynków były oczywiste – pojazdy wyposażone wyłącznie w karabiny maszynowe nie miały czego szukać na polu bitwy. To sprawiło, iż opinia publiczna zaczęła postrzegać tankietki w innym świetle.

Co więc znajdziemy w polskiej prasie po 1936 roku? Przede wszystkim temat tankietek przejawia się tu o wiele rzadziej, a jeśli już, to są opisywane innym językiem niż do tej pory. „Tankietki, z powodu małej szybkości i małej zdolności pokony­wa­nia przeszkód, są już niewys­tar­cza­jące do rozpoznania”, „lekkie czołgi w rodzaju tankietek (słabo opancerzone i słabo uzbrojone)”, „karabin 20 mm okazał się bardzo skuteczny, w szczególności przeciwko tankietkom”, „podobnymi do zabaweczek tankietkami”.

Jedna z tankietek TKS wcho­dzą­cych w skład misji reklamowej do Estonii. Zwraca uwagę Hotchkiss wz. 25 zamonto­wany z boku tankietki na uchwycie do strze­la­nia do celów powietrznych.
(z Albumu polskiej broni pancernej)

Wzmianka o broni kalibru 20 mili­metrów nie znalazła się tu przypad­kowo. W drugiej połowie lat 30. w Niemczech pojawiało się coraz więcej pojazdów opancerzonych wyposażonych w działka tego kalibru. Pisząc wprost; liczba potencjalnie nieprzyjacielskich pojazdów, które mogły bez przeszkód zniszczyć TK-3/TKS, znacząco wzrosła, co przełożyło się na prognozowaną przydatność owych pojazdów podczas wojny.

Wprowadzam do użytku służbowego…

Najważniejszym dokumentem związanym z wykorzystaniem bojowym polskich tankietek TK-3 i TKS (wyposażonych w karabiny maszynowe) we wrześniu i paź­dzier­niku 1939 roku jest wydany w 1938 roku „Regulamin broni pancernej. Czołgi rozpoznawcze – walka”. Już na samym początku dokumentu jasno określono, czym taka tankietka jest, a czym nie. Cytując:

Czołgi rozpoznawcze T.K.-3 i T.K.S. przeznaczone są do działań ruchowych. Cechują je: małe wymiary, stosunkowo duża szybkość i zwrotność, dość słabe opancerzenie i uzbrojenie, małe możliwości przekraczania przeszkód i trudna obserwacja.
Te właściwości techniczno-bojowe czołgów T.K.-3 i T.K.S. nadają im charakter sprzętu przeznaczonego do rozpoznania i ubezpieczenia, wobec czego nie można ich uważać za czynnik walki i rozstrzygającego uderzenia.

Zadanie podobne jak powyżej, ale miejsce inne – Rumunia. Ostatecznie nie sprzedano tu żadnych polskich tankietek.
(z Albumu polskiej broni pancernej)

Patrząc na pierwszy akapit, nie sposób nie dostrzec pewnej wewnętrznej sprzeczności. Jak skuteczny może być czołg „rozpoz­naw­czy” w prowadzeniu rozpoznania, skoro obserwacja z jego wnętrza jest „trudna”? Małe wymiary tankietki utrudniały zlokalizowanie jej przez przeciwnika, jednak równocześnie znakomicie ograniczały pole widzenia z wnętrza pojazdu nawet przy odsło­nię­tych otwo­rach obser­wa­cyj­nych. Krzaki, płoty czy zboże mogły zmusić załogi do stawania we włazach w celu rozejrzenia się, co jednak narażało je w walce na ogień przeciwnika. Warto też przypomnieć, iż znaczna większość tankietek nie miała radiostacji, więc o wynikach rozpoznania załogi musiały meldować osobiście. Wykluczało to na przykład możliwość zamaskowania wozu w miejscu zapewniającym dobry wgląd w pozycje przeciwnika i nadawanie meldunków przez radio, aby napro­wa­dzać choćby ogień własnej artylerii. Dlaczego więc określano je jako „czołgi rozpoznawcze”?

Odpowiedź jest banalnie prosta – bo nie nadawały się do niczego innego, lecz Wojsko Polskie nie mogło sobie pozwolić na wycofanie ich z użycia bez wprowadzenia innego pojazdu w ich miejsce. Prototyp następcy już zresztą istniał w postaci PZInż.140, który miał zostać wprowadzony do użytku jako 4TP. Istniejące TK-3/TKS miały zostać (za przeproszeniem) zajeżdżone, a potem wymienione na nowe, lepsze pojazdy. Koniec końców, podstawowym „czołgiem” WP w 1939 roku była dwuosobowa pancerna budka z jednym karabinem maszynowym.

Wróćmy jednak do samego „Regulaminu”. Informacje zawarte na dalszych stronach dokumentu potwierdzają to, co wiemy już z dwóch pierwszych akapitów. „Do natarć na pozycję umocnioną i zorganizowaną czołgów (…) nie należy używać”, „czołgi (…) nie są zdolne przekraczać umocnień w przygotowanej pozycji obronnej”, „Obserwacja: czołg T.K.S. – peryskop i szczeliny; czołg T.K.-3 tylko przez uchylenie okienka i lunetę celowniczą”, „Broń pancerną o silniejszym uzbrojeniu i opancerzeniu czołgi rozpoznawcze starają się wyminąć, dążąc do wykonania zadania”, „Czołgi rozpoznawcze nie mogą uczestniczyć w obronie stałej, ponieważ nie mają możności przekraczania rowów strzeleckich”, „Ograniczona obserwacja, niemoż­ność poruszania się w nocy poza drogami i szczególnie trudne warunki dowodzenia wyłączają używanie czołgów w walce nocnej”, „Do walki o miejscowość i do boju ulicznego czołgi rozpoznawcze się nie nadają”, „Czołgi rozpoznawcze typu T.K. – T.K.S. mają (…) niewielką siłę holowniczą”.

Zmodernizowany TK-3. Mamy tu nie tylko zainsta­lo­waną radio­sta­cję, ale i dwa peryskopy Gund­la­cha. Można zakładać, iż jest to pojazd specjalnie zapre­zen­to­wany w wersji „lux” w celu przyciągnięcia potencjalnego klienta.
(z Albumu polskiej broni pancernej)

Oczywiście, regulaminy regula­mi­nami, a życie życiem, więc w warunkach bojowych tankietki musiały próbować wykonywać zadania, do których nie zostały przewidziane. „Regulamin” pokazuje jednak, jak bardzo ograniczony był zakres ról, do których te wozy rzeczywiście się nadawały.

Szkodliwości zawodowe żołnierzy w broni pancernej

Dosyć nieortodoksyjnym źródłem wiedzy o historii polskich tankietek jest artykuł „Zagadnienia higieniczne warunków pracy żołnierzy w broni pancernej”. Traktuje on o pewnych charakterystycznych dla żołnierzy walczących pod pancerzem warunkach pracy i zagrożeniach dla ich zdrowia. Niektóre z zawartych tu uwag, postulatów czy wniosków odnoszą się jednak bezpośrednio do załóg czołgów rozpoznawczych.

Do silnego zanieczyszczenia powietrza dochodzi przede wszystkim wewnątrz małych czołgów, gdzie motor znajduje się w komorze obsługi wozów (w TK-3 i TKS silnik znajdował się pomiędzy członkami załogi – dop. Ł.M.), a pod wpływem zwiększonej pracy silnika, zwłaszcza przy zamkniętych bocznych i górnych otworach (forma bojowa) powietrze jest przesycone nie tylko gazami spalinowymi, wydostającymi się z silnika, ale jeszcze parami paliwa i produktami spalania tłuszczów (akroleina). Powietrze ma tutaj gryzące własności i w szczególności drażni spojówki oczu, wywołując łzawienie i prze­krwie­nie. Stan taki, jeśli się uwzględni jeszcze ograniczoną widoczność pola, ogromnie utrudnia zarówno skuteczne kierowanie ogniem przy strzelaniu, jak i sprawne prowadzenie czołgów przez kierowcę.

Zbliżenie na peryskopy. W wypad­ku TKS uznano, że kierowcy wystarczy wizjer ze wkładką peryskopową, więc tylko strzelec dowódca dostał peryskop. Tu zarówno strzelec, jak i kierowca mają swój.
(z Albumu polskiej broni pancernej)

Spróbujmy więc sobie wyobrazić dwójkę pancerniaków prowadzących rozpoznanie (!) w stanie lekkiego podtrucia tlenkiem węgla, do tego cierpiących na podrażnienia oczu wywołane parami unoszącymi się wewnątrz pojazdu. Problemy związane z jakością powietrza nie były zresztą jedynymi, z którymi musieli się mierzyć.

Ciepło wytwarzane przez pracę silnika, nagrzewanie się latem od słonce pancerzy ochronnych wozów pancernych, oraz wadliwych lub niedostateczna wentylacja wnętrza może łatwo powodować, nawet przy krótkim pobycie wewnątrz wozów pancernych, przegrzanie ustroju i zjawienie się szeregu zaburzeń zdrowia z takim stanem związanych, przede wszystkim wskutek zbyt wysokiej temperatury, dochodzącej nieraz do 50° i wyżej. Badania kata­ter­mo­met­ryczne wykazały, że w czołgach rozpoznawczych po 2 godzinnej jeździe i pracy silnika kata­ter­mo­metr wcale nie opadał, i to w stosunkowo chłodnej porze roku przy zewnętrznej temp. +13°. Również pył, który dostaje się do czołgu, sprawia duże dolegliwości załodze.

Nie dość więc, iż załoga była podtruwana przez własny pojazd, to jeszcze groził im udar cieplny związany z siedzeniem w metalowym pudełku nagrzewanym od zewnątrz przez słońce, a od środka przez własny silnik. Możliwości wentylacji wnętrza były przy tym dość ograniczone i sprowadzające się do otwierania włazów czy otworów obserwacyjnych. To jednak prowadziło do zapylenia wnętrza (szkodliwego dla maszyny i ludzi), jak również – w sytuacji bojowej – narażało załogę na bezpośrednie trafienia odłamkami artyleryjskimi i pociskami broni strze­lec­kiej. Gwoli ścisłości, pancerz i tak nie zabez­pie­czał stuprocentowo nawet przed karabinową amunicją przeciw­pan­cerną, niemniej – po co kusić los.

„Stadko” tankietek w terenie. Zwraca uwagę niewielka przyczepka gąsienicowa.
(z Albumu polskiej broni pancernej)

Dodajmy do tego wstrząsy wywołane jazdą terenową tak niewielkim pojazdem, męczące załogę i utrud­nia­jące obserwację prze­strzeni, stres i zmęczenie, by zacząć rozumieć, w jak trudnych warunkach musieli działać żołnierze walczący w tankietkach.

Jak wspominał Edward Mariusz Sokopp, dowódca TK-3:

Między mną i kierowcą, tuż jakby pod naszymi pachami, silnik Fiata, chłodzony powietrzem (jeśli Autor się nie pomylił, byłby to TKF – dop. Ł.M). Nadrabiał słabą moc dużymi obrotami. Stąd jego hałaśliwość. Jedynym środkiem porozumiewania się z innymi czołgami były dla dowódcy plutonu chorągiewki różnych kolorów. Każda, wysuwana poza pancerz, przekazywała jakiś rozkaz. Niestety, rzadko były widoczne w tumanach kurzu, które towarzyszyły jeździe czołgów w otwartym terenie. TK dostarczał wielu innych problemów. Nawet po krótkiej jeździe człowiek wychodził z niego pokryty kurzem, wsysanym do środka przez wiatraczek elektryczny chłodzący silnik. Co gorsza, także wysmarowany oliwą z zawsze przegrzanego silnika, z zasady o nieszczelnych, sfatygowanych elementach.

Zasięgnijmy innej opinii, tym razem w postaci wspomnień Tomasza Kostucha.

Początkowo czułem się w tankietce jak w zamkniętej na głucho stalowej trumnie. Przede wszystkim straszna ciasnota, bo całą środkową część kabiny zajmował pokaźny blok silnika benzynowego, po którego obu stronach upchnięto siedzenia dla dwuosobowej załogi. Gorąco, duszą wyziewy rozgrzanych smarów. Męczy nieustanny warkot silnika tuż nad uchem, do tego załogą miotają twarde wstrząsy podczas jazdy terenowej. Niełatwo w takich warunkach kierować pojazdem, wykrywać stanowiska nieprzyjaciela, celnie strzelać, obserwować i utrzymywać łączność. Ciężka to, chwilami wprost niemal katorżna, praca.

Czołg rozpoznawczy? Raczej pomagający załodze rozpoznać granice własnej wytrzymałości…

TK-3 na manewrach. Dobrze widać tablice, służące do identyfikacji pojazdów w strukturze jednostki.
(Witold Pikiel via Narodowe Archiwum Cyfrowe)

Tankietki z pazurem?

Zanim przejdziemy do kwestii użycia tankietek w walkach 1939 roku, trzeba wspomnieć o najbardziej znanej modyfikacji czołgów rozpoznawczych typu TKS, czyli o wozach z działkami (w ówczes­nej terminologii – najcięż­szymi karabi­nami maszy­no­wymi, nkm) kalibru 20 mili­metrów. Z góry ostrzegam – to opowieść o wiele mniej pasjonująca, niż jest to przedstawiane w nagraniach czy opisach dostępnych na różnych platformach wirtualnych.

Chcąc zacząć od samego początku, trzeba cofnąć się aż do 1931 roku, czyli praktycznie do samego początku służby tankietek w Wojsku Polskim. Już wtedy zauważono, iż jeden karabin maszynowy jest dosyć skromnym uzbrojeniem, i przydało by się zainstalować coś mocniej­szego. Początkowo zastanawiano się nad zainstalowaniem francuskich nkm-ów Hotchkiss wz. 30 kalibru 13,2 milimetra, aczkolwiek po testach zrezygnowano z takiego pomysłu, idąc w stronę broni o większym kalibrze i zdolnościach rażenia celu.

Pierwszym działkiem 20-mili­met­ro­wym w polskiej tankietce był S18-100 firmy Solothurn, zainstalowany (testowo) w czołgu TKS w 1936 roku. Testy wypadły dosyć obiecująco, potrzebne były jednak dalsze modyfikacje dotyczące zarówno konstrukcji samego pojazdu, jak i broni (problem numer 1: zwiększenie szybkostrzelności). Z racji oporu ze strony jej zagranicznego producenta strona polska zdecydowała się na rozpoczęcie prac nad własną bronią tego rodzaju.

Biorąc pod uwagę historię polskich tankietek, 1936 rok ma dosyć duże znaczenie. Stało się w nim kilka rzeczy na raz:

  • zakończono produkcję czołgów rozpoznawczych TKS;
  • rozpoczęto próby z działkami kalibru 20 mm;
  • rozpoczęto prace nad PZInż.140 (następcą tankietek).

TKS taranujący słup graniczny na granicy polsko-czecho­sło­wac­kiej. Opis z drugiej strony fotografii: „Ostatnie chwile słupa granicznego (27.XI.38)”.
(via Muzeum Fotografii w Krakowie)

Oddajmy w tym momencie głos generałowi Wacławowi Stachiewiczowi, szefowi Sztabu Generalnego w latach 1935–1939:

Oprócz czołgów bojowych KSUS (Komitet do Spraw Uzbrojenia i Sprzętu – dop. Ł.M.) uznał za potrzebne posiadanie czołgów małych i szybkich, o słabym opancerzeniu, do zadań rozpoznania. Jako sprzęt typowy tej kategorii miał być skon­stru­o­wany u nas i produkowany czołg o tonażu około 4 ton (4TP – dop. Ł.M.), uzbrojony w nkm 20 mm sprzężony z ckm, większy i z silniejszym opancerzeniem aniżeli istniejące 2,5 tonnowe tankietki TKS. Te ostatnie uznał KSUS za zbyt słabe dla zadań rozpoznania, ze względu na bardzo cienki pancerz i mały promień działania. Jednakowoż, jako jedyny posiadany sprzęt rozpoznawczy, miały one pozostać do czasu wprowadzenia nowych czołgów 4‑tonnowych i miały zostać przezbrojone w nkm 20 mm.

Patrząc na wspomniany opis, można uznać, że sprawa jest całkowicie jasna. TKS-y z działkami 20-mili­met­ro­wymi były wyłącznie rozwiązaniem pomostowym, wypełniającym lukę pomiędzy „zwykłymi” tankietkami a przyszłym „docelowym” lekkim czołgiem 4TP. W podobny sposób potraktowano także kwestię przerobienia C2P/TKS na niszczyciel czołgów/ciągnik działa przeciw­pan­cer­nego (TKS-D), rezygnując z niego na rzecz przyszłego PZInż.160. Wydawało się, że wszystko jest na dobrej drodze do uzyskania funkcjonalnego, dobrze zapro­jek­to­wa­nego pojazdu, nadającego się równocześnie do wykorzystania jako baza dla innych pojazdów gąsienicowych.

Malowanie TK-3 w warsztacie.
(z Albumu polskiej broni pancernej)

W listopadzie 1937 roku pojawił się pierwszy prototyp nkm FK‑A (późniejszy nkm wz. 38 FK‑A) kalibru 20 mili­metrów. Broń ta (w różnych wariantach) miała stać się podstawową lekką bronią przeciw­pan­cerną i przeciw­lot­ni­czą stosowaną w całych polskich siłach zbrojnych. Zbudowanie jej, wraz z niezbędnymi podstawami, modyfikacjami, oprzyrządowaniem i tak dalej, zajmowało wiele czasu, jednak ówcześni decydenci uważali, że nie ma powodu do pośpiechu.

W powszechnym przekonaniu polsko-niemiecka deklaracja o niestosowaniu przemocy miała obowiązywać zgodnie z założeniami aż do 1944 roku, co przełożyło się na brak pośpiechu w dziedzinie przezbrajania Wojska Polskiego. Najpierw planowano rozbudowę krajowego przemysłu zbrojeniowego (między innymi COP), a następnie prze­pro­wa­dze­nie modernizacji wojska w oparciu o krajowy potencjał. Według 15-letniego planu rozwoju Polski zapre­zen­to­wa­nego w grudniu 1938 roku, rozbudowa polskiego „potencjału obronnego” miała przypaść na lata 1939–1942.

Dzięki niewielkim rozmiarom, tankietki łatwo było ukryć w terenie. Pojazd wyposażony w radiostację mógłby doskonale pełnić funkcję mobilnego punktu obserwacyjnego.
(z Albumu polskiej broni pancernej)

W 1939 roku doszło jednak do pewnych modyfikacji tego dosyć sielankowego programu. I nie chodzi tu o wybuch wojny. Przede wszystkim w pierwszej połowie 1939 roku projekt PZInż.140 uznano za nieperspektywiczny wobec zwiększającego się opancerzenia i uzbrojenia maszyn potencjalnych przeciwników, a wobec tego nie podjęto decyzji o dopuszczeniu pojazdu do produkcji seryjnej. To sprawiło, iż starzejące się TK-3 i nieco młodsze TKS pozostały bez następcy. Co gorsza, 4TP miały w pierwszej kolejności zastępować TK-3, co w praktyce dało by nam mieszankę wozów z działkiem 20-milimetrowym w obrotowej wieży i TKS, wspierających ich ogniem karabinu maszynowego (lub też działka zamontowanego w jego miejscu). Skaso­wanie programu oznaczało pozostawienie TK-3 w linii na czas nieokreślony, a jedyną szansą na pojawienie się na polu bitwy wozów z działkiem kalibru 20 milimetrów było jak najszybsze przezbrojenie TKS-sów w nkm wz. 38 FK‑A. Nagle wszystkim zaczęło się spieszyć.

Zdążyć przed wojną

Według pierwotnych założeń, konwersja miała dotyczyć 326 czołgów rozpoznawczych, co potem zredukowano do 150 sztuk. Zrezygnowano także z planów przezbrajania TK-3, choć zbudowano pojedynczy prototyp takiego wozu.

Prace nad przezbrojeniem tankietek rozpoczęto wiosną 1938 roku. 4 maja roku następnego zamówiono pierwszą pilotażową partię 10 wozów. Czas jednak płynął nieubłaganie. Okazało się też, że najbardziej problematyczną częścią całego programu jest produkcja samych działek i amunicji do nich. Pojawiły się także, jak się wydaje, pewne trudności natury biurokratycznej.

Doły i rowy zawsze sprawiały problemy TK-3 i TKS-om.
(via Muzeum Fotografii w Krakowie)

Oddajmy głos podpułkownikowi Józefowi Sarneckiemu, szefowi Wydziału Broni Departa­mentu Uzbrojenia M.S.Wojsk. od 6 maja 1938 roku.

W przededniu wykończenia pierwszej serji tych nkm. /⁠zamówio­nych przed rokiem dla uzbrojenia czołgów/ w maju 1939 r. przedstawiciel Biura Studjów Broni Pancernej wyrażał wątpliwość czy zostaną one przyjęte na uzbrojenie czołgów, a w dwa miesiące później na gwałt żądano dostawy jaknajwiększej ilości tych nkm., co oczywiście fizycznie nie było możliwym. Przyczyną tego była spóźniena decyzja odnośnie sprzętu czołgowego.

Próbując osadzić powyższą wypowiedź w odpowiednim kontekście – owo „wyrażenie wątpliwości” mogło być związane z anulowaniem programu PZInż.140, a późniejsze żądania produkcji jak największej liczby nkm-ów byłoby odbiciem pewnego pośpiechu, jaki defini­tyw­nie pojawił się latem 1939 roku. Niestety, przyjęty harmonogram prac zakładał zakończenie przezbrojenia 150 TKS-ów dopiero w styczniu 1940 roku, a na razie, latem 1939 roku, produkcja nkm-ów i części niezbędnych do modyfikacji samych tankietek dopiero się rozkręcała.

Ile pojazdów udało się rzeczywiście zmodyfikować przed rozpoczęciem działań wojennych? W literaturze znajdziemy różne dane, od 19 do 32 wozów. Zawsze też można pójść za generałem Józefem Wiatrem i stwierdzić:

W ostatnich tygodniach zaczęto zaopatrywać tankietki w 20 mm działka ppanc. naszej produkcji, jednak ze względu na trudności fabryczne zdołano ich zaopatrzyć do chwili wybuchu wojny zaledwie kilkadziesiąt sztuk.

Tankietki idą na wojnę

15 lipca 1939 roku w jednostkach Wojska Polskiego znajdowały się łącznie 574 czołgi rozpoznawcze TK-3, TKF i TKS, wliczając w to również tankietki szkolne i składowane w magazynach. W walkach we wrześniu i październiku 1930 roku wzięły udział co najmniej 403 egzemplarze.

TK-3 jako element barykady (stanowisko ogniowe?) w Warszawie na ulicy Grochowskiej w rejonie nrów 341–345.
(Riemann Helmut via Muzeum Fotografii w Krakowie)

Najgorzej sprawowały się najstarsze TK-3. Brakowało do nich (niewy­twa­rza­nych już) części zamiennych, a część wozów trafiła do jednostek liniowych prosto po zakończeniu letnich manewrów bez niezbędnych przeglądów i konser­wacji. To przełożyło się na duże straty marszowe wywołane awariami. TKS‑y, jak się wydaje, znosiły trudy wojny trochę lepiej.

Z racji krótkiego czasu trwania kampanii, jak również ograniczonej możliwości prowadzenia badań naukowych (śmierć wielu uczestników, brak relacji, powojenna sytuacja polityczna) trudno jest zbudować kompletny obraz udziału polskich czołgów rozpoznawczych w walkach 1939 roku. Możemy tylko korzystać z nielicznych „okienek”, pozostawionych nam we wspomnieniach czy wczesnych opracowaniach.

Patrząc na dostępny materiał, wydaje się, iż użyciem bojowym tych wozów kierowało stare powiedzenie: „jak się nie ma, co się lubi, to się lubi co się ma”. Wspomniany „Regulamin” odłożono tak jakby na bok. Tankietki służyły jako stałe punkty ogniowe, maszyny łącznikowe, używano ich także do bezpośredniego wsparcia piechoty jako opancerzone stanowiska ckm. Co ciekawe, jeszcze przed wojną generał Kutrzeba rozważał wykorzystanie tankietek jako opancerzonych ciągników dział przeciw­pan­cer­nych. Jak się jednak wydaje, nie doszło to do skutku.

Niemiecki żołnierz przy opuszczonej tankietce TKS.
(via waralbum.ru)

Najlepsze wyniki osiągały, co oczy­wiste, TKS-y wyposażone w działka kalibru 20 milimetrów. Było ich jednak, w skali frontu, stanowczo zbyt mało, by osiągnąć coś więcej niż lokalny sukces taktyczny. Stałym problemem był też brak amunicji do nkm-ów.

Część z Was oczekuje teraz zapewne fragmentu poświęconego walce plutonowego Edmunda Orlika z niemieckimi czołgami. Przykro mi, w świetle nowszej literatury całą tę opowieść wypada określić jako mającą bardzo niewiele wspólnego z prawdą, a powojenne zachowanie Orlika jest przykładem tego, co po angielsku nazywa się Stolen Valor – przypisywania sobie zasług kolegów w celu uzyskania osobistej chwiały i sławy. Po detale odsyłam Was do bibliografii niniejszego artykułu. Równie nieprawdopodobnie brzmią twierdzenia o tym, że TKS-y z działkami zainspirowały Niemców przez do produkcji własnych niszczycieli czołgów.

Jak więc można podsumować udział tankietek w kampanii polskiej? Ponownie oddam głos innym autorom, posiadającym większą wiedzę na temat czołgów roz­poz­naw­czych i ich sprawowania się w boju. Jednym z nich jest ówczesny puł­kow­nik Stanisław Maczek, dowódca 10. Brygady Kawalerii, jedynej dużej polskiej jednostki zmotoryzowanej w 1939 roku. Cytując: „…tankietki, tj. raczej nowoczesne taczanki niż broń pancerną”; „…jedną kompanię T.K.S., którą słusznie uważaliśmy raczej za «taczanki» niż czołgi.”. Co ma zaś w tej sprawie do powiedzenia ówczesny major Franciszek Skibiński, w 1939 roku szef sztabu 10. BK? „Zostały nam tylko TKS, których przecież nie można było uważać za poważne wozy bojowe”; „trudno uważać za czołgi TKS”.

Polskie tankietki na Węgrzech.
(Fortepan / Berkó Pál)

Żeby jednak nie kończyć tej części artykułu w zbyt minorowym tonie, pozwolę sobie na trochę szerszy cytat, dotyczący rzeczywistej akcji polskiej tankietki uzbrojonej w nkm.

Pierwszy niemiecki samochód pancerny wyjechał na minę i wyleciał w powietrze. Wybuch zniszczył mu podwozie tak, że chłodnicą zarył się w ziemi. Wjechanie na minę było sygnałem do otwarcia ognia dla n.k.m., który kilkoma strzałami rozbił drugi samochód niemiecki. (…) Miny i posiadany n.k.m. pozwoliły por. Z. zmierzyć się z dobrze opancerzonym wrogiem. Dobre zamaskowanie i ukrycie pozwoliło całkowicie zaskoczyć przeciwnika celnym ogniem z małej odległości. Dla lepszego zmylenia wroga por. Z. zastosował również pozorny sprzęt. Oto skrzynia ze wsi, nakryta dwiema gałęziami, skutecznie udawała czołg i na nią Niemcy przede wszystkim skierowali ogień.

Jak widać, połączenie dobrego doboru stanowiska, przemyśla­nego mas­ko­wa­nia i rozsądne gos­po­da­ro­wa­nie posia­da­nymi siłami mogło przynieść pożądane efekty, niestety tylko w skali taktycznej. Na więcej dozbrojone TKS-y po prostu nie było stać.

Podsumowanie

Koniec kampanii polskiej nie oznaczał końca wykorzystywania tankietek. Niemcy wprowadzili (w ogra­ni­czo­nym zakresie) część z nich do służby w formacjach porządkowych lub też w charakterze ciągników. Część z nich przekazano Chorwatom. Te, które ewakuowano na Węgry, weszły w skład tamtejszych sił zbrojnych. Nieznaną liczbę zdobył ZSRS i praw­do­po­dob­nie wykorzystał je w celach szkoleniowych. Koniec końców, warto też wspomnieć o sześciu TKS kupio­nych przez Estonię w 1935 roku. Wozy te zostały później przejęte przez ZSRS.

Estoński TKS z numerem taktycznym 158 w ładnym śnieżnym krajobrazie, 1936 rok.
(via Eesti sõjamuuseum – kindral Laidoneri muuseum)

Historia TK-3, TKF czy TKS to opowieść o pojazdach, które powstały jako odbicie możliwości finansowych i technicznych państwa polskiego na początku lat 30., a pozostały w służbie dłużej, niż planowano, i musiały ruszyć na pole bitwy wyglądające inaczej, niż prezentowało się ono w wyobra­że­niach konstruktorów polskich tankietek. Nie bez powodu na początku drugiej wojny światowej tankietki stosowane były na polu bitwy wyłącznie przez państwa, które nie miały innego wyjścia (Włochy), lub też świadomie relegowały je do zadań wyłącznie pomocniczych (ZSRS).

Niektóre państwa poszły na wojnę, mając na wyposażeniu „tankietki wieżowe” (choćby japoński typ 94, niektórzy zaliczają tu również niemieckie PzKpfw I), które jednak również nie osiągnęły sukcesów, przynajmniej nie w starciu z odpo­wied­nio wypo­sa­żonym przeciw­ni­kiem. Co godne odno­to­wa­nia, twórcy tego rodzaju pojazdów bojowych – Brytyjczycy – zrezyg­no­wali z ich wykorzystywania jeszcze przed rozpoczęciem drugiej wojny światowej, idąc w kierunku wykorzystania czołgów lekkich.

Kończąc artykuł, wypada stwierdzić, że – moim zdaniem – historia polskich tankietek jest przede wszystkim opowieścią o niewykorzystanych szansach. Gdyby uzbrojono je w Solo­thurny, mielibyśmy o wiele więcej wozów z działkami 20-mili­met­ro­wymi. Gdyby pod­trzy­my­wano pro­duk­cję TKS, wymieniając wszystkie TK-3/TKF, park maszynowy tankietek byłby w 1939 roku w znacznie lepszym stanie. Gdyby choćby w niektórych „niekolejowych” wozach instalowano radiostację… Gdyby.

Odkąd rozpoczęliśmy finansowanie Konfliktów przez Patronite i Buycoffee, serwis pozostał dzięki Waszej hojności wolny od reklam Google. Aby utrzymać ten stan rzeczy, potrzebujemy 1700 złotych miesięcznie.

Możecie nas wspierać przez Patronite.pl i przez Buycoffee.to.

Rozumiemy, że nie każdy może sobie pozwolić na to, by nas sponsorować, ale jeśli wspomożecie nas finansowo, obiecujemy, że Wasze pieniądze się nie zmarnują. Nasze comiesięczne podsumowania sytuacji finansowej możecie przeczytać tutaj.

LUTY BEZ REKLAM GOOGLE 95%

Bibliografia

Dokumenty z zasobu Instytut Polski i Muzeum im. gen. Sikorskiego:
B.I. 2a, Relacje z 1939. Szef Sztabu NW – gen. Wacław Stachiewicz, cz.1.
B.I. 2a Relacje z 1939. Szef Sztabu NW – gen. Wacław Stachiewicz, cz.2.
B.I. 4a Relacje z 1939. Naczelny Kwatermistrz i II zca szefa Sztabu NW – płk dypl J. Wiatr.
B.I. 5a – Oddział I. Sztabu N.W.
B.I. 11d – Ministerstwo Spraw Wojskowych – Korpus Kontrolerów cz.3.
B.I. 12d – Uzbrojenie, przemysł wojenny.
B.I. 17a – Dowódca i dtwo Podlaskiej Brygady Kawalerii.
B.I. 23c – 26 P.Uł.
B.I.36b – 17 dp. Sztab, komp. kolarzy.
B.I. 33a – Armia „Poznań”. D-ca.
B.I.33b – Armia „Poznań”. Sztab.

Archiwalia inne:
Regulamin Broni Pancernej. Czołgi rozpoznawcze – Walka, Warszawa 1938.
Opis i wskazówki obsługi czołga TK-S, b.r.m.w.

Książki:
Roman Abraham, Wspomnienia wojenne znad Warty i Bzury, Warszawa 1969.
Zbigniew Gwóźdź, Piotr Zarzycki, Polskie konstrukcje broni strzeleckiej, Warszawa 1993.
Tomasz Kostuch, Podwójna pętla, Warszawa 1988.
Eugeniusz Kozłowski, Wojsko Polskie 1936-1939. Próby modernizacji i rozbudowy, Warszawa 1974.
Janusz Ledwoch, Tankietki TK-3/TK-S 1939, Tank Power 321, Warszawa 2009.
Stanisław Maczek, Od podwody do czołga. Wspomnienia wojenne 1918–1945, Londyn 1984.
Janusz Magnuski, Czołg rozpoznawczy TK (TKS), TBiU 36, Warszawa 1975.
Janusz Magnuski, Karaluchy przeciw Panzerom, Czołgi w boju 1, Warszawa 1995.
Jerzy Nowakowski, Z proporczykiem na antenie, Warszawa 1986.
Edward Mariusz Sokopp, Pisane na kolanie. Pamiętniki bez patosu, Warszawa 1997.
Franciszek Skibiński, Pierwsza pancerna, Warszawa 1959.
Rajmund Szubański, Polska broń pancerna 1939, Warszawa 1982.

Seria „Wielki Leksykon Uzbrojenia”:
Adam Jońca, Tankietki TK-3 i TKS, Tom 18, Warszawa 2013.
Jędrzej Korbal, Armaty czołgowe 20–75 mm, Tom 230, Warszawa 2021.
Jędrzej Korbal, Czołg TKS i wyposażenie, Wyd. Spec. 5/2019, Warszawa 2019.
Jędrzej Korbal, Najcięższe karabiny maszynowe kalibru 20 mm, Wyd. Spec. 7/2021, Warszawa 2021
Jędrzej Korbal, Prototypy broni pancernej cz.1, Wyd. Spec. 1/2021, Warszawa 2021.
Jędrzej Korbal, Prototypy broni pancernej cz.2, Wyd. Spec. 2/2021, Warszawa 2021.
Krzysztof Jan Margasiński, Zagraniczne tankietki, tom 228, Warszawa 2021.

Prasa i periodyki:

Współczesne:
Jacek Szafrański, TKS-polski lekki czołg rozpoznawczy [w:] Militaria 2/2018.
Jędrzej Korbal, Enkaem 20 mm – śladami legendy [w:] Technika Wojskowa Historia Nr. Spec. 4/2023.
Jędrzej Korbal, Legenda Orlika. „I on mi wtedy mówi, że zniszczył te czołgi” [w:] Technika Wojskowa Historia Nr. Spec. 4/2024.
Militaria i Fakty 6/2005, nr 31.
Militaria i Fakty 2/2006, nr 33.

Historyczne:
ABC : pismo codzienne informuje wszystkich o wszystkim R.9, nr 216 (6 sierpnia 1934)
ABC : pismo codzienne informuje wszystkich o wszystkim R.9, nr 317 (12 listopada 1934)
ABC : pismo codzienne informuje wszystkich o wszystkim R.9, nr 348 (13 grudnia 1934)
Bellona : miesięcznik wojskowy wydawany przez Sztab Naczelnego Wodza R. 23, z. 6 (czerwiec 1941)
Czas : dziennik poświęcony polityce krajowej i zagranicznej oraz wiadomościom literackim, rolniczym i przemysłowym R.89, nr 229 (21 sierpnia 1936)
Czas : dziennik poświęcony polityce krajowej i zagranicznej oraz wiadomościom literackim, rolniczym i przemysłowym R.91, nr 80 (22 marca 1938)
Czas : dziennik poświęcony polityce krajowej i zagranicznej oraz wiadomościom literackim, rolniczym i przemysłowym R.89, nr 131 (13 maja 1936)
Czas : dziennik poświęcony polityce krajowej i zagranicznej oraz wiadomościom literackim, rolniczym i przemysłowym R.89, nr 122 (4 maja 1936)
Czas : dziennik poświęcony polityce krajowej i zagranicznej oraz wiadomościom literackim, rolniczym i przemysłowym R.87 [i.e. 88], nr 78 (20 marca 1935)
Dziennik Białostocki 1932.11.12 R. 10 nr 313
Dziennik Kujawski R. 42, nr 291 (20 grudnia 1934)
Dziennik Kujawski R. 44, nr 199 (28 sierpnia 1936)
Dziennik Poznański : wychodzi codziennie z wyjątkiem poniedziałków i dni poświętnych R.78, nr 194 (22 sierpnia 1936)
Dziennik Poznański : wychodzi codziennie z wyjątkiem poniedziałków i dni poświętnych R.76, nr 189 (21 sierpnia 1934)
Dziennik Wileński R.19, nr 318 (18 listopada 1935)
Dzień Dobry R.2, nr 123 (4 maja 1932)
Express Mazowiecki : dziennik ilustrowany. R. 6, 1935, nr 314 (3426)
Express Poranny. R. 11, 1932, nr 315
Express Poranny. R. 12, 1933, nr 314
Express Poranny. R. 15, 1936, nr 123
Jednodniówka Szkoły Podchorążych Broni Pancernych Komp. Podchor. Rezerwy : sierpień 1939
Kurjer Nowogródzki R.5, nr 251 (13 września 1935)
Kurjer Poranny. R. 57, 1933, no 122
Kurjer Poranny. R. 60, 1936, nr 315
Kurjer Poranny. R. 61, 1937, nr 184
Kurjer Poznański R.31, nr 528 (13 listopada 1936) – wyd. główne
Kurjer Poznański R.33, nr 380 (23 sierpnia 1938) – wyd. wieczorne
Kurjer Warszawski : wydanie poranne. R. 118, 1938, no 279
Kurjer Warszawski : wydanie wieczorne. R. 117, 1937, no 50
Kurjer Warszawski : wydanie wieczorne. R. 118, 1938, no 7
Kurjer Warszawski R.118, nr 7 (8 stycznia 1938) – wyd. wieczorne
Na Posterunku. R. 19, 1937, nr 38
Na Posterunku. R. 20, 1938, nr 21
Nasza Chodzież: organ poświęcony obronie interesów narodowych na zachodnich ziemiach Polski 1936.08.23 R.7 Nr195
Nowy Kurjer 1935.03.13 R.46 Nr60
Orędownik: ilustrowane pismo narodowe i katolickie 1936.11.13 R.66 Nr265
Pielgrzym : pismo religijne dla ludu R. 70, nr 146 (6 grudnia 1938)
Polska Zbrojna ; pismo codzienne R.11 [i.e.12] , nr 309 (8 listopada 1932) + dod.
Polska Zbrojna ; pismo codzienne R.11 [i.e.12] , nr 42 (11 luty 1932)
Polska Zbrojna ; pismo codzienne R.12 [i.e.13], nr 234 (24 sierpnia 1933)
Polska Zbrojna ; pismo codzienne R.13 [i.e.14], nr 174 (28 czerwca 1934)
Polska Zbrojna ; pismo codzienne R.15 [i.e.16], nr 267 (29 września 1936)
Polska Zbrojna ; pismo codzienne R.17 [i.e.18], nr 128 (10 maja 1938)
Przegląd Kawaleryjski 1936 luty R.13 Nr 2 (124)
Przegląd Kawaleryjski 1939 sierpień R.16 Nr 8 (166)
Przegląd Piechoty: miesięcznik wydawany przez Departament Piechoty 1935 R.8 Z.7/12
Taran : jednodniówka Podchorążych Broni Pancernej : Irak 1943 : Zawsze wierna broń pancerna
Tygodnik Illustrowany R.72, nr 36 (5 września 1931)
Warszawski Dziennik Narodowy. R. 4, 1938, nr 81B
Wiarus na Obczyźnie 1939, nr 18 (29 listopada)
Wielkopolanin R. 9, nr 51 (8 maja 1938)
Żołnierz Polski : pismo poświęcone czynowi i doli żołnierza polskiego R.21, nr 9 (21 marca 1939)
Żołnierz Polski : pismo poświęcone czynowi i doli żołnierza polskiego R.13, nr 42 (18 października 1931)
Żołnierz Polski : pismo poświęcone czynowi i doli żołnierza polskiego R.18, nr 29 (21 listopada 1936)
Żołnierz Polski : pismo poświęcone czynowi i doli żołnierza polskiego R.14, nr 11 (13 marca 1932)
Żołnierz Polski : pismo poświęcone czynowi i doli żołnierza polskiego R.13, nr 42 (18 października 1931)

Łukasz Męczykowski