Artyleria często nazywana jest królową lub boginią wojny. Jej ewolucja, podobnie jak i innych rodzajów broni, przebiegała setki lat. Niegdyś stanowiły ją drewniane katapulty i balisty, później prymi­tywne metalowe rury, ale prawdziwy postęp w tej dziedzinie rozpoczął się na przełomie XIX i XX wieku, kiedy zaczęto budować naprawdę potężne działa. Nowo­czesna artyleria pokazała swoje imponujące możliwości podczas pierwszej wojny światowej. Obie strony konfliktu – zarówno państwa Ententy, jak i państwa centralne – na wielką skalę użyły wtedy wielu zróżnicowanych typów dział, w tym tak ogromnych i o tak wielkiej sile rażenia, jakich świat dotąd nie widział.

Chyba najsłynniejszymi działami dysponowała armia niemiecka. Nazwy takie jak „Długi Maks”, „Działo Paryskie” czy „Gruba Berta” zapisały się z pewnością trwale w pamięci tych, którzy mieli okazję doświadczyć ich huraganowego ostrzału. Szcze­gól­nie to ostatnie, naj­po­tęż­niej­sze niemieckie działo, a właściwie moździerz oblężniczy kalibru 420 mili­metrów prze­zna­czony do niszczenia potężnych fortów i umocnień stał się niejako symbolem krótkiej epoki superpotężnych dział, która przypadała na okres obu wielkich wojen światowych.

Chociaż olbrzymie działa nie mogły realnie zaważyć na wyniku wojny, ich zdolność rozbijania w pył potężnych umocnień i druzgocące oddzia­ły­wa­nie psycho­lo­giczne na przeciwnika stano­wiło poważny atut, istotny zwłaszcza w oblężniczej, pozycyjnej wojnie, jaką była pierwsza wojna światowa. Po jej zakończeniu i podpisaniu traktatu wersalskiego, który rzucił Niemcy na kolana i zredukował ich armię do marnych 100 tysięcy ludzi, wydawało się, że w Europie zapa­nuje wreszcie trwały pokój i że agresja Niemiec została poskromiona i stępiona. Jednakże tylko dwudziestu lat potrzeba było, aby Trzecia Rzesza rozpętała najpotężniejszy i najokrut­niej­szy konflikt w historii naszej planety, nazwany drugą wojną światową.

Działo paryskie.
(domena publiczna via Wikimedia Commons)

W tej walce o hegemonię w Europie Niemcy zarzuciły taktykę walki na wykrwawienie i wojny pozycyjnej na rzecz Blitzkriegu, czyli szybkiej wojny manewrowej z użyciem silnych związków pancernych i lotnictwa. Wydawałoby się, że przy zasto­so­waniu takiej taktyki ogromne, nieruch­liwe działa, a więc broń typowo oblężnicza, nie będą już potrzebne Wehrmachtowi do niczego. Adolf Hitler jednak, człowiek o skłonnościach do patosu i mega­loman, za nic nie zamierzał porzucić koncepcji wykorzystania wielkich dział. Wręcz przeciwnie! Jeszcze kilka lat przed wybuchem wojny nakazano budowę olbrzymich armat, które miały zostać użyte w nadchodzącym konflikcie. Już wcześniej, w latach 20., rozpoczęto budowę wielkich dział kolejowych, a także potężnych moździerzy oblężniczych. Warto zapoznać się bliżej z tymi stalowymi olbrzymami.

Działo kolejowe Dora

W 1935 roku Trzecia Rzesza zaczęła pracę nad stworzeniem super­działa zdolnego do znisz­cze­nia potężnych fortyfikacji linii Maginota. Liczący około 450 kilometrów pas umocnień na granicy z Niemcami i Luksem­bur­giem składał się z około 5800 fortyfikacji, umocnień, bunk­rów i schronów. Francja w ten sposób chciała zabezpieczyć wschodnią granicę przed atakiem ze strony agresywnego sąsiada. Wehrmacht nie miał jednak artylerii na tyle silnej, aby prze­ła­mać linię Maginota. Dlatego właśnie zlecono fabryce Kruppa opracowanie i stworzenie działa, które by mogło tego dokonać.

Hitler przedstawił konstruktorom szereg założeń, które miało spełniać działo. Miało być przede wszystkim zdolne do przebicia 1 metra stali, 7 metrów betonu lub 30 metrów ziemi. Zespół inżynierów rozpoczął intensywne prace nad projektem. Po długich wahaniach nad wyborem kalibru spośród 70 centy­metrów, 80 centy­metrów i 100 centy­metrów wybrano ten środkowy jako najlepiej spełniający warunki Hitlera i najbardziej efektywny. Przystąpiono do budowy wielkich zakładów zbrojeniowych i poligonu doświad­czal­nego dla nowego działa w Rügen­walde (obecnie Darłowo). Wiosną 1941 roku Hitler osobiście brał udział w pokazie pierwszych próbnych wystrzałów. Wódz był ponoć niezwykle zachwy­cony moż­li­woś­ciami swojej nowej Wunderwaffe. W 1942 roku działo ostatecznie oddano do służby.

Model Dory.
(Darkone, Creative Commons Attribution-Share Alike 2.0 Generic)

80 cm Eisenbahn Kanone 5 „Dora” to największe działo, jakie kiedykolwiek zbudowano. Jego parametry tech­niczne mogą wprawić w osłupienie: kaliber lufy 802 mm, masa samej lufy 400 ton, całkowita masa działa:1350 ton, długość lufy: 32 metry, całkowita długość działa: prawie 43 metry! Oficjalnie działo nazwano Schwerer Gustav, czyli „Ciężki Gustaw”, od imienia głównego konstruktora – Gustava Kruppa von Bohlen und Halbach. Nazwa Dora (od imienia Dorothea) została nadana przez artylerzystów z obsługi. Powszechniej spotyka się zazwyczaj właśnie tę drugą nazwę.

Należy tu rozważyć ważką kwestię. Otóż istnieje sporo rozbieżnych opinii na temat liczby wyprodukowanych „Ciężkich Gustawów”. Niektóre źródła twierdzą, że powstało wyłącznie jedno działo, nazywane zarówno Gustav (oficjalnie), jak i Dora (nieofi­cjalnie). Według innych źródeł częściowo skonstruowano także drugie, bliźniacze działo, którego budowę jednak zarzu­cono. Inne z kolei podają, że w pełni zbudowano dwa egzemplarze i w połowie ukończono trzeci.

Za pewnik należy uznać fakt, że niezależnie, czy powstało jedno, dwa czy nawet trzy działa, tylko jeden egzemplarz został użyty bojowo. Dora była potężnym stalowe monstrum, poru­sza­ją­cym się na 40-osiowym podwoziu na stanowisku ogniowym, które tworzyła para równo­leg­łych torów kolejowych. Do obsługi sformowano specjalny 672. Dywizjon Artylerii Kolejowej, liczący 500 artylerzystów dowodzonych przez generała majora. Do transportu i montażu działa niezbędne było około 1400 osób, natomiast pełne zaplecze techniczne działa, jego zabezpieczenie i cała obsługa angażowały łącznie 5 tysięcy osób!

Do składu tego zespołu zalicza się robotników przymusowych, członków organizacji Todta, żołnierzy batalionu ochrony, żołnierzy batalionu transportowego, eskortę myśliwską, jednostkę zwiadu lotniczego, komendanturę, piekarnię polową, kompanię maskującą, oddział poczty polowej, a nawet dwa polowe domy publiczne, każdy zatrudniający po dwadzieścia kobiet.

Ładowanie amunicji do Dory.
(via Wikimedia Commons)

Dorę stworzono do łamania oporu nawet najpotężniejszych umocnień. Ale już w 1940 roku – na dwa lata przed jej zbudowaniem – Niemcy dzięki śmiałemu planowi generała von Man­steina wkroczyli do Francji przez terytorium Belgii, po prostu omijając linię Maginota, którą miała złamać Dora, i w szybkim tempie pokonali armię francuską i brytyjskie siły ekspe­dy­cyjne. Tak więc zanim jeszcze ten stalowy potwór ujrzał światło dzienne, pod znakiem zapytania stanął sens dalszej jego budowy i ewentualne możliwości jego wykorzystania.

Rozważano między innymi użycie go do zniszczenia brytyjskich umocnień na Gibraltarze. Ale i ta koncepcja upadła, a to w wyniku sprzeciwu dyktatora Hiszpanii, generała Francisca Franco, który nie udzielił zgody Niemcom na zainstalowanie Dory na terenie Hiszpanii. Spaliły na panewce również plany użycia jej do ostrzeliwania brytyjskich wybrzeży. Działo miało co prawda imponującą (przy tak wielkiej masie pocisków) donośność około 47 kilometrów, ale niewystarczającą do rażenia ważniejszych celów na brytyjskim brzegu. Cele pozostające w zasięgu działa uznano natomiast za niewarte zachodu i żmudnego wysiłku związanego z przygotowaniem armaty i oddawaniem strzałów. Samo rozmontowanie działa do transportu przy użyciu dźwigów kolejowych trwało całe sześć tygodni.

Okazja do pierwszego bojowego użycia Dory pojawiła się latem 1942 roku podczas oblężenia Sewastopola – najpotężniejszej i najsilniej umoc­nio­nej twierdzy z tamtego okresu. Niezwykle silnie ufor­ty­fi­ko­wana, obsa­dzona przez 106 tysięcy żołnierzy i 8 tysięcy marynarzy, stanowiła twardy orzech do zgryzie­nia dla Wehrmachtu. Po wielu miesiącach oblężenia postano­wiono zmieść Sewasto­pol z powierzchni ziemi przy wykorzystaniu zmasowa­nego ostrzału arty­le­ryj­skiego. Było to najbardziej „klasyczne” oblężenie podczas całej drugiej wojny światowej – z wykorzysta­niem wielkiej liczby dział i ciągłym ostrzeliwaniem silnych fortyfikacji.

3 czerwca 1942 roku Niemcy rozpoczęli ostrzał miasta i twierdzy przy użyciu 1300 dział różnego kalibru, w tym 33 najcięższych dział i moździerzy kalibru od 28 centy­metrów do 80 centy­metrów . Był to prawdziwy huragan ognia i stali. Wtedy właśnie Dora przeszła chrzest bojowy, oddając swoje pierwsze strzały. Tutaj mogła wreszcie pokazać, po co została stworzona. Potrafiła wystrzelić w ciągu godziny dwa lub trzy pociski o masie 4,75 tony na odległość 47 kilometrów lub dwa pociski o monstrualnej masie 7,1 tony na odległość 38 kilometrów.

800-milimetrowy pocisk Dory.
(Daniel Perez Sutil, Creative Commons Attribution-Share Alike 2.0 Generic)

Podczas oblężenia Sewastopola wystrzelono w ciągu pięciu dni 48 pocisków kalibru 802 mili­metry z odległości ponad 30 kilometrów. Szczególnie spektakularnym osiągnięciem było zniszczenie wielkiego rosyjskiego magazynu amunicji pod dnem zatoki Siewiernaja. W tym celu wystrzelono dziewięć pocisków, które przebiły się przez niezwykle grubą 30-metrową warstwę ziemi i kompletnie zniszczyły magazyn. Niejako przy okazji pociski Dory zatopiły też niewielki okręt rosyjski znajdujący się w pobliżu.

3 lipca po intensywnym miesięcznym ostrzale twierdza padła, a „Ciężkiego Gustawa” odesłano z powrotem na poligon w Darłowie. Tam konieczna okazała się wymiana lufy, która bardzo źle znosiła ogromną siłę wystrzału. Już wcześniej ustalono, że może ona wytrzymać maksymalnie sto strzałów, tymczasem po niecałych pięćdziesięciu konieczne stało się zamontowanie nowej lufy.

Krupp po doświadczeniach bojowych z oblężenia Sewastopola rozpoczął pracę nad polep­sze­niem celności działa i zmniejszeniem rozrzutu. W styczniu 1944 roku super­działo prze­trans­por­to­wano pod Leningrad, ale z powodu kontrofensywy sowieckiej i wyparcia Niemców z tego rejonu nie dotarło ono po prostu na stanowisko bojowe. Krążą informacje, jakoby Dory użyto ponownie we wrześniu 1944 roku podczas powstania warszawskiego. Około 30 pocisków wystrzelonych przez Dziecko Hitlera (jak czasem ironicznie określano działo) spadło na Warszawę, powodując wiele dotkliwych zniszczeń. W rzeczywistości naszą stolicę ostrzeliwał jednak moździerz oblężniczy Karl Gerät 040.

Mniej więcej w tym okresie działo zostało rozebrane i przewiezione do Grafenwöhr w Niemczech. Dalsze losy gigantycznej armaty są dość mgliste. W 1945 roku amerykańscy żołnierze z 417. Dywizjonu Artylerii Polowej odnaleźli wiele części Dory w pociągu w Bawarii. Działo zostało zapewne rozebrane na części przez uciekające wojska niemieckie.

Wieża baterii Maksim Gorki I w Sewastopolu – bezskutecznie ostrzeliwanej przez Dorę i zniszczonej ostatecznie przez saperów szturmowych.
(Bundesarchiv, N 1603 Bild-117 / Horst Grund / CC-BY-SA 3.0)

Jak wypada ogólna ocena tego superdziała kolejowego? Dory użyto w boju bardzo niewiele razy i, pomijając pewne sukcesy podczas oblężenia Sewastopola, okazała się zupełnie niepo­trzebna. Marnotrawstwem wręcz można nazwać siły i środki, jakie pochłonęło jej stworzenie i obsługa, w stosunku do braku wymiernych korzyści płynących z posiadania tak olbrzymiej armaty. 5 tysięcy ludzi zajmujących się jedynie pracą przy dziale, ogromna ilość zużytej stali, materiałów wybuchowych do pocisków i czasu potrzebnego do montażu i transportu działa, zbyt szybkie zużywanie się lufy – wszystko to (i jeszcze więcej) przemawia wybitnie na niekorzyść Dory. Została zbudowana właściwie głównie z powodu zaspokojenia mega­lo­mań­skich ambicji Hitlera, który chciał i musiał mieć wszystko „naj”, w tym oczywiście działo, jakiego nie posiada nikt na świecie. Technicznej dominacji „rasy panów”, również na artyleryjskim polu, musiało po prostu stać się zadość.

Po upadku linii Maginota i Paryża, po wprowadzeniu rewolucyjnej w stosunku do poprzedniej wojny taktyki Blitzkiregu i w ogóle po zmianie sposobu prowadzenia wojny budowa tak wielkich dział jak Dora okazała się całkowicie bezsensowna. Druga wojna nie była wojną oblężnicza i pozycyjną, nie potrzebowano już wielkich dział. W tej sytuacji całkiem bezzasadne stało się istnienie gigantycznego działa. Wielce wymowny jest tu komentarz generała pułkow­nika Franza Haldera, który umieścił w swoim dzienniku służbowym pod datą 7 grudnia 1941 roku: „Dora: kaliber 800 milimetrów, masa pocisku 7 ton. Niezwykłe arcydzieło, lecz bezużyteczne”.

Dora: główne parametry
Kaliber: 802 mm
Masa całkowita: 1350 ton
Masa lufy: 400 ton
Długość całkowita: 42,9 metra
Długość lufy: 32,3 metra
Wysokość: 12 metrów
Szerokość: 7 metrów
Kąt podniesienia: od 10 stopni do 65 stopni
Masa pocisków i donośność: 4175 kg – 38 km; 7100 kg – 47 km
Szybkostrzelność: 2–3 pociski/godz.
Prędkość początkowa pocisku: 710–820 m/s
Obsługa: 5000 osób

Odkąd rozpoczęliśmy finansowanie Konfliktów przez Patronite i Buycoffee, serwis pozostał dzięki Waszej hojności wolny od reklam Google. Aby utrzymać ten stan rzeczy, potrzebujemy 1600 złotych miesięcznie.

Możecie nas wspierać przez Patronite.pl i przez Buycoffee.to.

Rozumiemy, że nie każdy może sobie pozwolić na to, by nas sponsorować, ale jeśli wspomożecie nas finansowo, obiecujemy, że Wasze pieniądze się nie zmarnują. Nasze comiesięczne podsumowania sytuacji finansowej możecie przeczytać tutaj.

Moździerz oblężniczy Karl-Gerät 040/041

W czasie pierwszej wojny światowej siłom Ententy szczególnie dał się we znaki potężny moź­dzierz Gamma, znany powszechnie pod nazwą „Gruba Bertha”, nadaną na cześć właś­ci­cielki koncernu Krupp i żony Gustava Kruppa (to ona była w prostej linii potom­ki­nią zało­ży­ciela przed­się­bior­stwa, Friedricha Kruppa). Gamma był stacjonarnym moździerzem kalibru 42 centy­metry, zdolnym do wystrzeliwania przeszło tonowych pocisków na odległość ponad 14 kilometrów. „Gruba Bertha” była z pewnością szczytowym osiągnięciem niemieckiej arty­le­ryj­skiej myśli technicznej tamtych czasów. Powstała także wersja ciągniona „Grubej Berty”, oznaczona M-Gerät. Moździerze te należały do najcięższych i naj­po­tęż­niej­szych machin artyleryjskich użytych bojowo w ciągu Wielkiej Wojny. Przewyższyło je tylko francuskie działo kolejowe Schneider Obusier de 520 mm modèle 1916 o masie pocisków ponad 1400 kilogramów.

Moździerz Karl w Muzeum Czołgów w Kubince.
(Alf van Beem, domena publiczna)

Niemieccy konstruktorzy po skonstruowaniu „Grubej Berty” nie spoczęli bynajmniej na laurach. W 1937 roku Urząd Uzbrojenia Wojsk Lądowych (Heereswaffenamnt) złożył zamówienie w zakładach Rhein­metall-Borsig na produkcję nowego olbrzymiego moździerza samobieżnego, zdolnego przyćmić swoją chlubną poprzedniczkę. W maju 1940 roku na poligonie w Unterlüss przeprowadzono szereg prób układu jezdnego. W listopadzie tego roku rozpoczęto produkcję i do sierpnia 1941 roku sześć seryjnych egzemplarzy dostarczono Wehr­machtowi. Trafiły do jednostki 628 Schwere Artillerie-Abteilung. Moździerz otrzymał nazwę Karl na cześć jego głównego konstruktora – generała Karla Beckera. Poszczególnym egzemplarzom nadano natomiast imiona bogów germańskich:

  • Adam – przekazany wojsku 5 listopada 1940, pod koniec wojny nazwę zmieniono na Baldur;
  • Eva – przekazany wojsku 7 listopada 1940, pod koniec wojny nazwę zmieniono na Wotan;
  • Thor – przekazany wojsku 20 lutego 1941;
  • Odin – przekazany armii 14 kwietnia 1941;
  • Loki – przekazany armii 11 czerwca 1941;
  • Ziu – przekazany armii 28 sierpnia 1941.

Karla, podobnie jak Dorę, skonstruowano w celu przełamania linii Maginota, ale zanim został wyprodukowany, Francja upadła. Został więc użyty dopiero podczas operacji „Barbarossa”. W lipcu 1941 roku cztery moździerze wysłano na front wschodni.

Thor i Odin brały udział w ostrzale twierdzy sewastopolskiej. Ich 600‑mili­met­rowe pociski zdemo­lo­wały kazamaty rosyjskiego fortu numer 30 (Maksim Gorki I), zniszczyły opancerzoną wieżę mieszczącą 305‑mili­met­rowe działa, rozbiły mniejsze wieże opancerzone wyposażone w dalmierze. Od 2 do 13 czerwca moździerze wystrzeliły 118 pocisków, a teren fortu został trafiony do 12 czerwca 86 razy. Pod koniec oblężenia, gdy dosłano amunicję, wystrzelono jeszcze 75 pocisków.

Wyżej: Karl-Gerät 040 Ziu ostrzeliwujący Warszawę. Niżej: gmach Prudentialu trafiony pociskiem Karla.
(domena publiczna | Sylwester Braun, domena publiczna)

Karl oznaczony nume­rem 6 (Ziu) od 15 sierpnia brał udział w bombardowaniu Warszawy podczas powstania. Jego stanowisko bojowe znajdowało się koło pomnika generała Sowiń­skiego, w parku na Woli. Stamtąd do 21 września Ziu ostrzeliwał Śródmieście. Następnego dnia został rozmontowany i odesłany pociągiem do miejscowości na południe od Berlina.

Była to olbrzymia machina, ale zdolna do poruszania się na własnych gąsienicach w obrębie swojego stanowiska ogniowego. 12-cylindrowy silnik o mocy 580 koni mechanicznych pozwalał na osiągnięcie prędkości 10 kilometrów na godzinę. Do przemieszczania ważącego 124 tony kolosa na większe odległości nieodzowne było jednakże transportowanie go koleją, po uprzednim rozłożeniu na kilka elementów.

Podwozie dzieliło się na 3 części – przednią, gdzie mieścił się silnik, środkową, gdzie był umieszczony sam moździerz, i tylną, zawierającą mechanizm opuszczania i podnoszenia podwozia. Do bezpośredniej obsługi Karla potrzeba było siedemnastu żołnierzy i dwóch bezwieżowych transporterów amunicyjnych na podwoziu PzKpfw IV (Muni­tions­schlep­per), mogących przewozić do czterech pocisków kalibru 60 centymetrów. Ogółem wyprodukowano trzynaście tego typu pojazdów.

Moździerz Karl-Gerät 040 potrafił wystrzelić 600-milimetrowy pocisk przeciw­beto­nowy o masie 2170 kilogramów, zawierający 348 kilogramów ładunku kruszą­cego, na odległość 4300 metrów, lub pocisk odłamkowy o masie 1700 kilogramów z 460 kilogramami ładunku kruszą­cego na odległość 6600 metrów. W maju 1942 roku zamówiono dla wszystkich egzemplarzy dłuższą lufę o mniejszym kalibrze 540 milimetrów (Karl-Gerät 041), co pozwoliło na zwięk­sze­nie donośności do 10,5 kilometra. Modyfikacji poddano jednak tylko trzy moździerze. Pociski do nowej lufy ważyły odpowiednio 1,58 i 1,25 tony. Szybkostrzelność wynosiła 6 strzałów na godzinę.

Trzy moździerze Karl-Gerät 041 i Munitions­schlepper.
(domena publiczna)

Karl okazał się bronią równie nieporęczną i mało skuteczną – w stosunku do nakładu sił i środków przy budowie, transporcie i obsłudze – co potężna Dora. Nadawał się jedynie do bom­bar­do­wania umocnień i fortyfikacji. Nowoczesna wojna położyła kres istnieniu takich machin bojowych, a niekwestionowana dominacja lotnictwa i kres wojny pozycyjnej na zawsze usunęły w cień Karla, Ciężkiego Gustawa i inne „pancerne mastodonty”. Superpotężne działa i moździerze po zakończeniu drugiej wojny światowej i upadku Trzeciej Rzeszy – kraju przo­du­ją­cego niewątpliwie w ich produkcji i użyciu – nieodwołalnie odeszły do lamusa, pozostawiając jednak po sobie swoisty podziw dla myśli technicznej i sztuki konstruktorskiej, dzięki której powstały.

Karl Gerät 040/041: główne parametry
Kaliber (040/041): 600 mm / 540 mm
Masa bojowa: 124 tony
Długość: 11,15 m
Szerokość: 3,16 m
Wysokość: 4,78 m
Silnik: Daimler Benz V12, 42.3l, 580 KM
Prędkość maksymalna: 10 km/h
Zasięg: 25-40 km
Pancerz: 8 mm
Masa pocisków: (040/041): 2,17 t, 1,7t / 1,58 t, 1,25 t

K5

28-cm-Kanone 5 (E) – w skrócie: K5 – uważane jest przez wielu ekspertów za najlepsze niemieckie działo kolejowe drugiej wojny światowej. Ta udana konstrukcja była całkowicie nowa i oryginalna w stosunku do innych dział tego typu. Produkcję rozpoczęto w 1936 roku, a już cztery lata później Niemcy dysponowali ośmioma takimi armatami. Konstrukcję ciągle poddawano ulepszeniom, powstawały też wersje eksperymentalne, na przykład K5 Glatt – armata zdolna do strzelania amunicją podkalibrową, o gładkiej lufie rozwierconej do 310 mili­metrów.

Działa K5, nazywane dzięki długiej i stosunkowo cienkiej lufie Schlanke Bertha („Chuda Bertha”), przeszły chrzest bojowy we Francji. Następnie weszły w skład umocnień Wału Atlantyckiego, gdzie były używane między innymi do ostrzeliwania okrętów alianckich i wybrzeży Wielkiej Brytanii. W kampanii rosyjskiej użyto ich do ostrzału Leningradu i Stalingradu oraz przy oblężeniu Sewastopola. Planowano także przetransportowanie ich do Tunezji, jednakże wojska marszałka Rommla skapitulowały, nim udało się tego dokonać.

Spory sukces działa K5 odniosły w walkach we Włoszech. 22 stycznia 1944 roku w wyniku operacji „Shingle” wojska alianckie wylądowały na plażach w okolicach miast Anzio i Nettuno. Amerykański VI Korpus, w którego skład wchodziły amerykańska 3. Dywizja Piechoty, batalion Rangersów i brytyjska 1. Dywizja Piechoty, szybko zdołał wywalczyć solidny przyczółek na włoskiej ziemi przy znikomych stratach własnych. Niemcy nie mieli w tamtym rejonie żadnych poważniejszych sił przez czterdzieści osiem godzin. Dopiero po tym czasie zaczęły tam nadciągać silne jednostki Wehrmachtu.

K5 w muzeum w Stanach Zjednoczonych.
(Superx308 Jeffrey Jung, Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0 Unported)

Alianci jednak, głównie przez nieudolność i niezdecydowanie dowódcy operacji, generała Johna Lucasa, zamiast zdecydowanie ruszyć do przodu, wykorzystując element zaskoczenia i szybkości, zaczęli się okopywać i umacniać w obawie przed silnym kontrnatarciem i likwidacją przyczółków. Rezultatem stało się zablokowanie sił sprzymierzonych przez stale rosnące siły niemieckie, które wkrótce rzeczywiście rozpoczęły silne natarcia na przyczółki w rejonie Anzio/Nettuno. Ostatecznie siłom brytyjsko-amerykańskim nie udało się wyrwać z okrążenia aż do 23 maja, kiedy wreszcie wzmocniony VI Korpus przełamał linie niemieckie.

Niemałą zasługę w trzymaniu w szachu wojsk alianckich miały właśnie dwa działa K5, które na początku lutego rozpoczęły intensywny ostrzał przyczółków. Działa przybyły przez Rzym pod koniec stycznia w rejon miasta Albano, położonego w odległości około 50 kilometrów od Anzio. Tam zostały umieszczone w tunelach, gdzie były dobrze zabezpieczone przed atakami lotnictwa. Wytaczano je tylko podczas strzelania.

Oba działa dzięki ogromnej sile ognia i celności spowodowały wiele strat w szeregach aliantów, ale przede wszystkim przyczyniły się do zamarcia praktycznie całego ruchu na plażach, zabijając wszelkie przejawy aktywności aliantów. Bezustannie prowadzony ogień nękający trwale zapisał się w pamięci żołnierzy sił sprzymierzonych, którzy nadali działom nazwy: Anzio Anne i Anzio Express. Ta druga wzięła się z tego, że odgłos i świst nadlatujących olbrzymich, ponad­ćwierć­to­no­wych pocisków kojarzył się z nadjeżdżającym w szybkim tempie pociągiem ekspresowym.

Niemieccy artylerzyści na własny użytek ochrzcili działa: Leopold i Robert. Przez cały okres oblężenia rejonu Anzio/Nettuno lotnictwu sprzymierzonych nie udało się zniszczyć dział, mimo posiadania informacji o ich położeniu. Zostały przechwycone dopiero po zdobyciu Rzymu w czerwcu 1944 roku. Żołnierze alianccy odnaleźli je w miejscowości Civitavecchia. Robert został tak mocno uszkodzony przez niemieckich artylerzystów, że w rezultacie pozos­tało tylko pocięcie go na złom, natomiast Leopold został odrestaurowany i umieszczony w Muzeum Uzbrojenia Wojsk Lądowych w Aberdeen w stanie Maryland, gdzie wciąż można go oglądać. Działa K5 powstały w liczbie 25–28 sztuk, a ich produkcja trwała do końca wojny. Brały udział w walkach prawie na wszystkich frontach.

28-cm-Kanone 5 (E): główne parametry
Kaliber: 283 mm
Ciężar całkowity: 218 ton
Ciężar lufy: 85 ton
Długość całkowita: 32 metry
Długość lufy: 21,5 metra
Kąt ostrzału: do 55 stopni
Masa i zasięg pocisków: 255,5 kg – 62,4 km; 248 kg – 86,5 km
Szybkostrzelność: 8-12 pocisków/godzinę
Prędkość początkowa pocisków: 1120 m/s

Działo V-3

W czasie drugiej wojny światowej owa niemiecka myśl konstruktorska spłodziła, poza „kla­sycz­nymi” olbrzymimi działami, również niezwykłą armatę znaną jako V-3. Należała ona do tak zwanych broni odwetowych (Vergeltungswaffen). Pod tym samym hasłem Niemcy opracowali i stworzyli także bezpilotowe samoloty odrzutowe (latając bomby) V-1 oraz rakietowe pociski balistyczne V-2.

Działo V-3 z wyglądu nie przypominało zwykłych dział kolejowych czy morskich. Miało 127-metrowej (!) długości lufę kalibru 150 milimetrów. Niezwykle innowacyjny był sam proces oddawania strzałów. 3-metrowej długości pocisk miał, w miarę posuwania się w stronę wylotu lufy, być napędzany przez eksplozje małych ładunków prochowych rozmieszczonych co trzy metry wzdłuż całej lufy. Nadawało to pociskowi prędkość wylotową 1550 metrów na sekundę i donośność nawet 160 kilometrów!

Tak mogłaby wyglądać docelowa „baza” V3 w Mimoyecques.
(T.R.B. Sanders)

Prace nad V-3 zainicjowano w 1943 roku w miejscowości Hillersleben koło Magdeburga i na wyspie Wolin. Główny kompleks zlokalizowano we Francji, w Mimoyecques opodal Calais. W betonowych szybach na głębokości około 130 metrów, biegnących pod kątem w głąb ziemi, miały znajdować się magazyny amunicji i miało się tam odbywać ładowanie dział. Na mniejszej głębokości 25 metrów miały istnieć magazyny z zaopatrzeniem i schrony dla załogi. Planowano, że do lipca 1944 roku w pięciu podziemnych tunelach zostaną umieszczone baterie po pięć dział każda. Ponieważ celowanie w azymucie byłoby praktycznie niemożliwe, wszystkie działa miały być na stałe zwrócone na stolicę Wielkiej Brytanii, stąd też V-3 nazywana bywa działem londyńskim. Zespół dwudziestu pięciu dział mógł być w stanie zasypywać Londyn gradem 600 pocisków na dobę.

Brytyjczycy wykryli budowę kompleksu V-3 – angażującą 5 tysięcy ludzi, głównie więźniów obozów i robotników przymusowych – we wrześniu 1943 roku. Pierwszy nalot prze­pro­wa­dzono 9 maja, jednak bez rezultatów. 6 lipca podczas kolejnego nalotu na Mimo­yecques Avro Lancastery z 617. Eskadry Royal Air Force (tej samej, która rok wcześniej zbombardowała niemieckie zapory wodne w zagłębiu Ruhry) zrzuciły na kompleks olbrzymie bomby Tallboy o masie 5 ton. Jedna z nich eksplodowała bardzo blisko wylotu pierwszego szybu, powodując jego zawalenie. Kolejne bomby wbiły się w skałę wapienną z takim impetem, że zapadły się inne, nieumocnione tunele, a w najniższym korytarzu na głębokości 130 metrów zginęło zasypanych i zalanych wodą kilkuset znajdujących się tam ludzi.

Usunięcie tak rozległych zniszczeń okazało się już niemożliwie i wkrótce, pod koniec sierpnia, Niemcy opuścili Mimoyecques. „Projekt nr 51” – bo tak nazwano pracę nad kompleksem V-3 we Francji – upadł. Program V-3 jednakże kontynuowano, używając dwóch mniejszych dział zainstalowanych w Lampaden koło Trewiru w Niemczech. Od grudnia 1944 do lutego 1945 roku 45-metrowe lufy dział wystrzeliły w kierunku Luksemburga ponad 180 pocisków, jednak z bardzo miernymi efektami. Wkrótce potem działa dostały się w ręce Amerykanów, którzy przewieźli je do Stanów Zjednoczonych na testy. Ostatecznie broń ta zakończyła żywot w 1948 roku, kiedy pocięto ją na złom.

Inne wielkie działa kolejowe

W czasie drugiej wojny światowej Wehrmacht używał różnorodnych dział kolejowych (Eisen­bahn Kanone) wielu kalibrów. Nie były to działa wprawdzie tak ogromne jak Dora, ale za to wykazywały się większą skutecznością od swej najpotężniejszej siostry, a przy tym były znacznie łatwiejsze w obsłudze, eksploatacji i transporcie. Oto przegląd innych dział kolejowych Trzeciej Rzeszy:

15-cm-Kanone (E) – kaliber 150 milimetrów, najmniejsze z dział tego typu.

17-cm-Kanone (E) – kaliber 170 milimetrów, nieco większy „brat” powyższego.

20-cm-Kanone (E) – kaliber 20 centymetrów.

21-cm-Kanone 12 (E), znane jako „Langer Gustav” – kaliber 21 centymetrów. Skonstruowane jako następca słynnego „działa paryskiego” ostrzeliwującego stolicę Francji podczas pierwszej wojny światowej. Donośność wynosiła aż 115 kilometrów, między innymi dzięki długiej, ponad 33-metrowej lufie, dużej prędkości początkowej pocisku i jego stosunkowo niewielkiej masie (107 kilogramów). Lufa miała niestety bardzo niską żywotność, ocenianą maksymalnie na 90 strzałów. Działa używano między innymi w 1940 roku w okolicach Pas-de-Calais, skąd ostrzeliwało ono angielskie wybrzeże, jednak bez większych sukcesów.

21-cm-Kanone (E) 39 – kaliber 21 centymetrów, projekt czeskiej Škody przejęty przez Niemców.

24-cm-Kanone Theodor-Bruno (E) – kaliber 24 centymetry, działo było używane między innymi do ostrzeliwania Warszawy podczas powstania, wyprodukowano pięć sztuk.

28-cm-Kanone (E) Bruno – kaliber 283 milimetry. Powstały aż cztery jego wersje, różniące się między innymi wymiarami, donośnością, masą. Powstało osiem sztuk Kurze Bruno, trzy sztuki Lange Bruno, dwie sztuki Schwere Bruno i trzy sztuki Neue Bruno.

38-cm-Kanone Siegfried (E) – kaliber 381 milimetrów. Strzelało pociskami o wadze prawie pół tony na odległość do 55 kilometrów i pociskami 800-kilogramowymi na odległość do 42 kilometrów. Niemcy zbudowali bardzo podobne działa w wersji morskiej (Schiffskanone), oznaczone 38-cm-Schnelladekanone C/34, stanowiące uzbrojenie Wału Atlantyckiego, a także pancerników Bismarck i Tirpitz. Zamówiono osiem Siegfriedów, jednak powstały jedynie trzy sztuki.

Adolfkanone – działo wielkiego kalibru 406 milimetrów, opracowane dla projektowanych pancerników typu H. Zbudowano jedno działo kolejowe tego typu. 20-metrowej długości lufa mogła wyrzucać tonowe pociski na odległość do 43 kilometrów lub 600-kilogramowe na odległość do 56 kilometrów. Siedem dział w wersji morskiej (40,6-cm-Schnelladekanone C/34) zostało zainstalowanych w Norwegii jako baterie obrony wybrzeża, a trzy trafiły na Heli wkrótce zostały przetransportowane do Francji, gdzie umieszczono je w Sangatte, skąd mogły ostrzeliwać Dover.

domena publiczna via Wikimedia Commons