Nie wiem do końca, jak to wygląda w przypadku kolegów z redakcji, ale mnie udaje się ostatnio zdobyć świetne książki do recenzji. A nawet jeśli można mieć zastrzeżenia do merytorycznej wartości którejś z nich – jak w przypadku “Strachu” – to i tak są to pozycje, które koniecznie trzeba przeczytać.

“Wojny Bushów”, wbrew tytułowi, opisują nie tylko konflikty zbrojne (w tym momencie pęczniejemy z dumy) obu George’ów; znajdzie tam bowiem Czytelnik także co nieco o wojnach i polityce zagranicznej USA czasów Reagana i Clintona, ale jednak to obaj panowie Bushowie zajmują zdecydowaną większość stron. Autor szczegółowo opisuje obie wojny w Zatoce Perskiej, inwazję na Panamę i na Afganistan. Zachowuje przy tym rozsądny bilans między opisem tła politycznego konfliktów, samego ich przebiegu i skutków.
W tym miejscu pozwolę sobie na dygresję – pamiętacie może, drodzy Użytkownicy KZ, serię wydawniczą Altaira pod tytułem “Największe bitwy XX wieku”? Jedna z tych książeczek poświęcona była łącznie wojnom (a raczej wojenkom) w Grenadzie i Panamie, a dwie, wspólnie, pierwszej wojnie w Zatoce, czyli temu, co powszechnie znane jest jako Pustynna Burza (w tym miejscu podkreślmy: Pustynna Burza to tylko część całego konfliktu, mianowicie atak na wojska irackie). Wszystkie książeczki z rzeczonej serii, z którymi miałem styczność, bardzo mi się podobały i szkoda, że tak ciężko je teraz dostać. A czemu o nich wspominam? Otóż dlatego, ze odpowiednia część “Wojen Bushów” wspólnie analogiczną pozycją Wydawnictwa Altair daje praktycznie kompletny obraz danego konfliktu.

Książka Stephena Tannera koncentruje się bowiem, mimo opisów działań bojowych, na tym, co działo się w Waszyngtonie i wszędzie tam, gdzie w kluczowych chwilach przebywali włodarze Stanów Zjednoczonych. Pozna więc Czytelnik szczegóły zakulisowych gierek, a także zdarzeń zupełnie jawnych, które wpłynęły na to, że dana wojna wyglądała właśnie tak, jak wyglądała. Człowiek niezorientowany w brutalnych i pragmatycznych metodach sprawowania władzy będzie zdziwiony, dowiedziawszy się, co tak naprawdę sprawiło, że Bush senior mógł poprowadzić olbrzymią międzynarodową koalicję przeciw Saddamowi Husajnowi w obronie niewzbudzających sympatii Kuwejtczyków, a jego syn, choć poparcie i współczucie dla Amerykanów po atakach na WTC i Petnagon było powszechne, nie osiągnął podobnego sukcesu w Afganistanie.

Tanner pokazuje się jako wnikliwy i bezlitosny analityk polityki Stanów Zjednoczonych – nie tylko zagranicznej, ale też zbrojnej i personalnej, a także niezły psycholog, choć za wszelką cenę stara się od psychologii odciąć. Miejscami można jednak odnieść wrażenie, że robi to na zasadzie “mógłbym cię nazwać przestępcą, ale nie zrobię tego”. Przede wszystkim jednak Tanner jest krytykiem.

Pochwały pod adresem Busha seniora wydają się służyć przede wszystkim wzmocnieniu negatywnej oceny obecnego prezydenta. Również krytyka Billa Clintona i tego, jak sobie poradził z konfliktami w byłej Jugosławii i Somalii, podkreśla mizerne umiejętności George’a W. Busha jako przywódcy. “Junior” jest wprost oskarżany o obłudę, hipokryzję, kłamstwo i jeszcze parę innych rzeczy, które w sumie zarzucić można każdemu politykowi, ale bardzo niewielu, zwłaszcza tak wysoko postawionych, daje się na nich przyłapać.

Jak wspomniałem na początku, książka zasługuje na bardzo wysoką ocenę. Jeśli ktoś jeszcze pamięta mój wywiad z drem Tadeuszem Kisielewskim, może pamięta też, że autor „Zabójców” i “Zamachu”, podkreślił, iż “historycy z kręgu języka i kultury anglosaskiej, a przynajmniej bardzo wielu z nich, stara się od razu pisać swoje podstawowe dzieła tak, aby były one przyswajalne dla czytelników nie będących historykami, lecz po prostu interesujących się historią”. Stephen Tanner jest takim właśnie historykiem. Ale “Wojny Bushów” to nie jest książka pozbawiona wad.

Największą jest, niestety, pewna nieaktualność. Oryginał ukazał się w 2004 roku, a każdy, kto choć trochę interesuje się sytuacją w Iraku, wie, jak bardzo zmieniła się w ciągu ostatnich trzech, czterech lat. Poza tym średnio popisała się korekta, która przepuściła zdecydowanie zbyt wiele literówek. Ogólnie jednak jest to pozycja warta uwagi i warta przeczytania.