Niewątpliwymi zaletami dokonywania zakupów przez magiczne okienko przeglądarki www są wygoda kupującego, komfort czasu i miejsca, jakie towarzyszą takim zakupom czy możliwość wyszukania atrakcyjnych cenowo i unikalnych gatunkowo ofert w wirtualnych księgarniach. Jednym z niewielu negatywnych aspektów jest niemożność wzięcia książki do ręki, przewertowania kilku, kilkunastu stron, przeczytania kilku wersów, ot, ze zwykłej ciekawości, dla zapoznania się z tytułem, który wpadł nam w oko (ewentualnie wyświetliła go wyszukiwarka), a którego nie znamy w ogóle. Kupując „na odległość” polegamy na fragmencie książki, który zacytowano dla nas i zamieszczono na stronie lub na opiniach i recenzjach osób, które już ją kupiły – często przydatnych i naprawdę rzeczowych. Gorzej, gdy takich podpowiedzi nie znajdziemy. Wówczas taki zakup może stać się dla nas niespodzianką, którą sami sobie fundujemy. Ja taką niespodziankę sprawiłem sobie kupując książkę o wszystko – i nic nie – mówiącym tytule {{Wojna w średniowieczu}} napisaną przez Philippe’a Contamine’a. Na szczęście książka ta przed nazwaniem jej fatalną pomyłką wybrania się od pierwszych wierszy.
Autor jest znanym francuskim mediewistą, specjalizującym się w tematyce uzbrojenia tamtego okresu, taktyce i strategii ówczesnego pola walki, budowlach obronnych, a także w dziejach średniowiecznych rodów szlacheckich. Był profesorem i wykładowcą francuskich uczelni, tj. Uniwersytetu Nancy, czy paryskiego Uniwersytetu Nanterre i Uniwersytetu Sorbony, na których aktywnie nauczał do roku 2000 (warte wzmianki z uwagi na jego wiek – reprezentuje bowiem zacny rocznik 1932!). Został odznaczony orderem Legii Honorowej1.
{{Wojnę w średniowieczu}} Contamine napisał w roku 1980, do moich rąk trafiło drugie polskie wydanie z roku 2004. W solidnej, twardej oprawie zamknięto 380 stron. Całość podzielona została na dwie części, te z kolei na podrozdziały (razem jest ich dziesięć). Autor przyjął konwencję chronologicznego porządku narracji, za punkt wyjścia przyjmując upadek Cesarstwa Zachodniorzymskiego, co dla nikogo zaskoczeniem być nie powinno. Niestety, już w przedmowie natkniemy się na zastrzeżenie, że omawiane będą „jedynie” dzieje wojen średniowiecznych z terenu Francji, Anglii, Niemiec oraz Półwyspów Iberyjskiego i Apenińskiego. Z jednej strony trudno się dziwić takiemu zawężeniu (mam na myśli potencjalne rozmiary książki w przypadku szerszego potraktowania tematu), ale fakt ten nieco rozczarowuje, zwłaszcza w odniesieniu do innych ziem chrześcijańskich tamtych czasów. Oczywiście poza marginesem pozostają też starcia na morzu, ale to świętego oburzenia wywołać już nie powinno.

Podróż przez „mroczne wieki” rozpoczynamy od niezbędnego rysu sytuacyjnego Europy tuż po okresie wędrówek ludów. Tak zwani barbarzyńcy, zająwszy terytoria upadłego Rzymu, dokonali wybiórczej, ale całkiem skutecznej asymilacji z ludnością tubylczą, przejmując tym samym częściowo rzymski porządek prawny (tu: przede wszystkim w kontekście zależności militarnych). Także kwestię uzbrojenia należy potraktować jako wypadkową nawyków ludów napływowych (np. zamiłowanie do toporów, czy łuków) oraz wpływ wywarty przez kontakt z orężem rzymskim (jednoręczne miecze, tarcze, zbroje). W części tej dowiemy się także sporo o kierunkach ekspiacji Gotów, Normanów, Germanów i innych ludów przemierzających wówczas Europę.

Jako że nic nie stoi w miejscu, ewolucja prawa i zwyczajów powoduje stopniowe przejście od osobistej służby wojskowej (jako obowiązek lennika i zwykłych mieszkańców wsi i miast) we wczesnym średniowieczu, do wystawiania określonych kontyngentów wojsk, opłacanych przez dane miasto lub region (późne średniowiecze). Za przykład posłużyła tutaj Brugia, która połowie XIII w., licząc ok. 35 tys. mieszkańców, powinna była wystawić w razie potrzeby ok. siedmiotysięczny korpus wojskowy. Podobnie rzecz wyglądała w kwestii utrzymania porządku i zapewnienia obronności miast – zamiast służby w milicjach miejskich, z czasem popularne i powszechne stawało się wykupywanie od tego obowiązku (za pieniądze te najmowano „zawodowych” żołnierzy) lub – w rozkwicie średniowiecza – utrzymywanie stałych oddziałów milicji opłacanych przez miasta.

W miarę rozwoju sztuki wojennej, oprócz nieustannych zmian w uzbrojeniu, opancerzeniu i wyposażeniu żołnierzy, zaczęły pojawiać się nowe specjalizacje i profesje. Coraz potężniejsze i trudniejsze w zdobywaniu warownie i zamki (poddawane też ciągłym zmianom konstrukcyjnym: od zmiany budulca z drewna na kamienie, przez coraz wymyślniejsze kształty: sześciany, pięciokąty, po konstrukcje uwzględniające otwory strzelnicze dla kusz i łuków, a później także dla artylerii prochowej) wymusiły konstruowanie machin oblężniczych, wież, taranów, katapult oraz stosowanie podkopów i innych forteli, tym samym powołując do życia prekursorów wojsk inżynieryjnych. Z czasem wynalazek prochu wprowadził na pola bitew trzecią (po piechocie i kawalerii) kategorię wojsk, artylerię (jeżeli za takową uznamy broń miotaną bez użycia prochu – balisty, trebuszety – wtedy granicę tę należy przesunąć odpowiednio wstecz). Początkowo za amunicję do pierwszych dział służyły stosownie obrobione kamienne kule, następnie zastępowane przez kule odlewane z metali. Zmiany dosięgały również mieszanek prochu, za pomocą którego odpalano ładunki – proporcje saletry, siarki i węgla drzewnego różniły się chociażby w zależności od regionu Europy i kalibru działa oraz rodzaju pocisku.

Nie sposób rozmawiać o średniowiecznej sztuce wojennej nie wspominając o wpływie Kościoła chrześcijańskiego. Przede wszystkim wojny (konflikty, walki) rozróżniano na „sprawiedliwe” (należały do nich wojny obronne oraz te prowadzone przeciw niewiernym, w tym także zbuntowanym chrześcijanom, np.

Katarom), które traktowano jako „sąd Boży” oraz „niesprawiedliwe”, których celem była np. grabież lub zajęcie danego terytorium. Jednocześnie Kościół pozwolił sobie zdyskredytować i potępić w swoich naukach używanie broni miotanej (łuków, a zwłaszcza kusz), jako broni niegodnych etosu rycerskiego, przy czym wykluczenie to nie objęło artylerii. Duchowieństwo sprzeciwiało się także używaniu „ognia greckiego”, wynalazku przejętego od Bizantyjczyków. Istniał szereg kar nakładanych za zabicie człowieka w bójce, na wojnie (niezależnie czy była to wojna „sprawiedliwa” czy „niesprawiedliwa”), a także w napadzie złości czy szału. Karą mogło być zobligowanie do odbycia pielgrzymki i modlitwa o odpuszczenie grzechu lub zapłata określonej sumy pieniężnej w przypadku możnych. Co ciekawe, pomimo zakazów w wojnach licznie i dość chętnie uczestniczyli duchowni, przy czym ich rola nie ograniczała się bynajmniej do duchowej opieki nad zbrojną wyprawą.

Nauczanie chrześcijańskie ingerowało także w mentalność rycerstwa i żołnierzy i starało się formować ich postawy moralne – gloryfikowano cnoty, tj. odwagę, rozsądek, sprawiedliwość i mądrość, nakazywano opiekę nad słabymi i ubogimi, rezygnację z grabieży i przemocy nieuchronnie podążającej za wojną (ten swoisty ruch pokojowy znalazł szczególny odzew wśród rycerstwa w XI wieku). Sformułowano także listę 31 głównych wad rycerstwa, jako swoisty katalog występków, których należało wystrzegać się szczególnie. W szerokim ujęciu światopoglądowym, Kościół kreowano na samotną twierdzę, oblężoną i atakowaną z każdego kierunku, niejako usprawiedliwiając w ten sposób pochwałę dla wypraw krzyżowych oraz umożliwiając odpuszczenie grzechów popełnionych na służbie Kościołowi. Pomimo intensywnych wysiłków, nie udawało się jednak wykorzenić określonych przesądów, jak chociażby wiary we wpływ Marsa, boga wojny, na powodzenie lub klęskę działań militarnych.

Dzięki szczegółowym opisom i cytatom przytaczanym przez Autora na każdym kroku otrzymujemy szczegółowe opisy organizacji, struktur i zasad feudalnych wówczas obowiązujących. Sposób prowadzenia narracji, bardziej dziennikarski niż encyklopedyczny (stosowanie zwrotów typu „wysłuchajmy, spójrzmy”) przyczynia się do łatwego odbioru treści. Imponuje z pewnością dobór źródeł, do których sięgnął Autor podczas pisania; na bibliografię składa się 201 wymienionych pozycji, przy czym wymienione zostały tylko te najważniejsze i najczęściej cytowane… Całość uatrakcyjniają czytelne mapy, przedstawione w klasycznej, przejrzystej formie.

Książką tą na pewno warto zainteresować się, gdy szukamy syntetycznego obrazu przemian, jakie zaszły w wojskowości w wiekach średnich. Jednak niech stwierdzenie „syntetycznego” nie zabrzmi jak „ogólnego”, ponieważ nie raz możemy zostać zaskoczeni stopniem szczegółowości prezentowanych informacji. Przy tym wszystkim nie jest to nudna lektura, przytłaczająca formą i treścią. Potrzebujesz solidnej wiedzy na temat średniowiecznej sztuki wojennej, ten tytuł jest dla Ciebie, drogi Czytelniku.

Tytuł: Wojna w średniowieczu.
Autor: Philippe Contamine
Nakładem (w koedycji): Wydawnictwo MARABUT, Oficyna Wydawnicza VOLUMEN, Gdańsk – Warszawa 2004

Przypisy

1. Wszystkie fragmenty biografii podaję za francuskojęzycznym wydaniem Wikipedii [www.fr.wikipedia.com], tłumaczenie własne.