Badacz stawiający sobie za cel całościowe i szczegółowe opisanie jakiejś kampanii – niezależnie od wojny, w ramach której się odbyła – podejmuje pracę, której nie zazdrościłby nawet Syzyf. Niemniej jednak, wciąż znajdują się kolejni autorzy tego typu prac. Niektórzy, jak to w życiu bywa, piszą książki na takim poziomie, że kwalifikują się jedynie na opał, ale na szczęście są to przypadki raczej incydentalne. Z reguły gdy ktoś bierze się za bary z tego typu zagadnieniem, robi to z pełną świadomością czekających nań trudności i wiarą we własne siły.

Książka Evana Mawdsleya, mającego już na koncie pozycję „Wojna domowa w Rosji” wydaną w naszym kraju przez Bellonę, zalicza się do takich właśnie kompletnych opracowań. Na blisko sześciuset stronach autor przedstawia kompletny przebieg zmagań Wehrmachtu z Armią Czerwoną. I żeby tylko zmagań. Jego książka to „po prostu” absolutny opis wojny na froncie wschodnim, nie tylko bitew jako takich, ale i ich tła, zakulisowych rozgrywek, przyczyn zwycięstw i klęsk. Zasadniczo jest to książka o wojnie na poziomie strategicznym, może operacyjnym, nie zaś taktycznym, nie wspominając już o zwracaniu uwagi na losy pojedynczego wojaka.

Ilość informacji przekazywanych przez Brytyjczyka może zawrócić w głowie. Autor nie bawi się w figury retoryczne czy dygresje, młóci faktami jak z karabinu maszynowego. Z jednej strony jest to wielka zaleta, gdyż podnosi wartość stosunku cena/objętość, z drugiej jednak sprawia, iż czytanie może być męczące, a pamięciowe ogarnięcie całej treści – niemożliwe. W konsekwencji książka Mawdsleya po prostu nie nadaje się do zwyczajnego czytania. Skierowana jest raczej do kolegów-naukowców, do studentów czy przynajmniej do pasjonatów z naukowym zacięciem; przy czytaniu wypadałoby robić notatki.

Pod względem merytorycznym trudno autorowi cokolwiek zarzucić. Pisząc „Wojnę nazistowsko-sowiecką” korzystał bowiem z szerokiego wachlarza archiwów (głównie rosyjskich, jako że sam jest specjalistą od Rosji właśnie) oraz publikacji innych historyków – wśród których znajdziemy znanych w Polsce Antony’ego Beevora, Martina van Crewelda czy Iana Kershawa – i uczestników wydarzeń: Stalina, Chruszczowa, Żukowa, Guderiana i innych. Mam jednak pewne pretensje do polskiego wydawcy – Wydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego – o szereg drobnych, zupełnie symbolicznych, lecz w swej masie irytujących niedopatrzeń. Oto bowiem pojawia się wzmianka o bojowych wozach piechoty, podczas gdy ta klasa pojazdów pojawiła się dopiero po II wojnie światowej, a Sd.Kfz.251 był opancerzonym transporterem piechoty. Friedriechowi Paulusowi tradycyjnie – ale przecież uporczywe powtarzanie błędu nie czyni go prawdą – wstawiono szlacheckie „von”. Przydarzyło się też kilka wpadek językowych, w rodzaju „przejść do porządku dziennego” (powinno być: „do porządku” – i tyle). Osobnym, niemniej jednak poważnym, błędem jest uporczywe trzymanie się angielskiej transliteracji rosyjskiego alfabetu (w ogóle z oznaczeniami sprzętu wojskowego ta książka jest na bakier). Stąd też mamy czołgi KV zamiast KW i samoloty LaGG zamiast ŁaGG, od: Ławoczkin-Gudkow-Gorbunow. A już szczytem jest stwierdzenie, iż Niemcy i Rumuni przekroczyli Dniestr pod… Terespolem. Tymczasem owo mołdawskie miasto to oczywiście Tyraspol. A to wszystko tylko z pierwszych stu stron, potem nie chciało mi się już tego notować.

Jak już wspomniałem – są to (poza Terespolem) błędy drobne, niezakłócające odbioru treści, ale za ich masę wydawnictwo ma u mnie sporego minusa. Sama książka zasługuje jednak na ocenę zdecydowanie pozytywną. Można by postawić autorowi zarzut pomijania, czy też przymykania oko na zbrodniczość sowieckiego reżimu, podczas gdy zbrodniczość narodowego socjalizmu eksponuje zdecydowanie bardziej, lecz o ile faktycznie można zauważyć taką dysproporcję, tego typu oskarżenie jest chybione. Nie jest to bowiem książka o polityce, która odgrywa tu rolę drugoplanową względem działań zbrojnych.

Pozwólcie, że kończąc tę recenzję, powtórzę: jest to książka naukowa. I to nie „popularno”. Czytelnik, który chciałby sobie po prostu poczytać o froncie wschodnim, niech sięgnie raczej po odpowiednie tytuły z „czarnej serii” wydawnictwa Znak – z Normanem Daviesem na czele. Jest to jednak książka o wielkiej wartości. Autor bezpardonowo walczy z niektórymi mitami i serwuje Czytelnikowi kolosalną liczbę faktów. Gorąco polecam tę książkę przede wszystkim studentom, którzy w taki czy inny sposób muszą obecnie pisać o froncie wschodnim II wojny (zwłaszcza w ramach pracy magisterskiej) – ale nikomu więcej.