Jakiś czas temu miałem niewątpliwą przyjemność recenzować „Walkę o Hiszpanię” Antony’ego Beevora. Jak wtedy, tak i teraz uważam, że jest to pozycja fantastyczna i obowiązkowa lektura dla każdego zainteresowanego historią Hiszpanii. W porównaniu z nią książka, o której piszę dzisiaj, ledwie 240-stronicowa, wydawać się może co najwyżej ubogim krewnym, niewartym bliższego zapoznania. Ale czy taka ocena jest zupełnie sprawiedliwa?

„Wojna domowa w Hiszpanii” zawiera nie tylko mniej informacji – z oczywistego powodu – ale i jest inaczej zorganizowana. Sporo miejsca poświęcono przy tym tłu wojny domowej, a więc kilku dziesięcioleciom bolesnych przemian politycznych. Z jednej strony to dobrze, gdyż trudno zrozumieć jakąkolwiek wojnę (a zwłaszcza tę) bez poznania wydarzeń, które do niej doprowadziły, z drugiej jednak szkoda, że proporcjonalnie więcej miejsca nie przyznano aspektowi militarnemu samego konfliktu. Trzeba bowiem zwrócić uwagę na to, że obszernie opisano także to, co działo się w czasie wojny domowej poza strefą walk; osobny rozdział poświęcono aspektowi międzynarodowemu.

Oczywiście Bellona nie byłaby Belloną, gdyby nie zaliczyła paru głupich wkładek. Przede wszystkim widać, że ani tłumacz, ani nikt z zespołu redakcyjnego nie umie czytać po hiszpańsku, stąd też zastosowano odmianę imion i nazwisk taką, jaka pasowałaby do angielskich (Reverte’a zamian Revertego). Do tego doliczyć należy typowo angielską interpunkcję, a więc na przykład oddzielanie przecinkami okoliczników czasu („Wczoraj, poszedłem do sklepu” na przykład). Irytujący jest także zupełny brak zdjęć i grafik poza paroma mapkami, przydałby się też indeks nazwisk.

Niemniej jednak, mimo tych i kilku innych niedociągnięć, muszę przyznać, iż spośród książek tego wydawnictwa, z którymi ostatnio miałem do czynienia, ta jest jedną z lepiej przygotowanych pod względem ogólnojęzykowym. Dość powiedzieć, że są „okręty podwodne”, a i literówki nie wydają się aż tak bardzo uciążliwe.

Biorąc pod uwagę, jak ocenialiśmy tu książki Bellony, o „Wojnie domowej…” wyrażać się muszę raczej pozytywnie. Bądźmy jednak szczerzy: Romero Salvadó nie jest Beevorem. Styl hiszpańskiego autora jest dużo bardziej hermetyczny, a przez to oczywiście mniej wciągający. Największą jednak przewagą Beevora jest długość jego książki, a przez to kolosalna porcja dostarczanych przez nią informacji. „Wojna domowa w Hiszpanii” jest co najwyżej jej streszczeniem, nie zaś równorzędną konkurentką. Mimo to, jeśli komuś zależy po prostu na w miarę krótkiej i w miarę taniej pozycji na temat tego konfliktu, a inne kwestie mają znaczenie drugorzędne, można się zainteresować książką wydaną przez Bellonę, gdyż naprawdę nie jest to pozycja zła i być może zwiastuje pewne ogólne podniesienie poziomu stołecznego wydawnictwa. Jednakże dla Czytelnika, któremu zależy przede wszystkim na jakości (a przy tym ma wolne 65 złotych), jedynym odpowiednim wyborem będzie dzieło Antony’ego Beevora.