Nazwę Finna kojarzyć powinien każdy Polak interesujący się tematyką morską. Gdańskie (a więc bliskie mi w jak najbardziej dosłownym znaczeniu tego słowa) wydawnictwo zasłynęło przede wszystkim „Serią z kotwiczką”, w ramach której na polskim rynku pojawiły się choćby wspomnienia Karla Dönitza, Günthera Priena czy Ericha Toppa. I chociaż Finna nie zajmuje się już li tylko tematyką morską – niedługo na naszych elektronicznych łamach pojawi się na przykład recenzja zbioru esejów historycznych – to debiut tego wydawnictwa w naszym serwisie przypadł właśnie na książkę „z kotwiczką”.
„Szum młodości” Stefana Łaszkiewicza, pilota wojskowego, pierwszego dowódcy Dywizjonu 308, jest biografią Jana Grudzińskiego, dowódcy Orła, który uciekł wraz z okrętem z Tallina i wraz z nim dokonał żywota w okolicznościach wciąż niewyjaśnionych. Jest to jednak biografia dość niezwykła. Spisana przez przyjaciela, towarzysza ze szkolnej ławy z czasów nauki w lwowskim Korpusie Kadetów numer 1, opowiada o stosunkowo wąskim, ale zarazem zupełnie nieznanym etapie z życia jednej z najsłynniejszych postaci w historii Polskiej Marynarki Wojennej.
W praktyce jest to przede wszystkim zbiór luźnych wspomnień i anegdotek uzupełniony biogramem Grudzińskiego i historią Korpusu Kadetów. Niektóre z owych anegdotek – jak choćby przesiadanie się z miejsca na miejsce, by odpowiadać w zastępstwie nieprzygotowanego kolegi – do złudzenia przypominają „Szatana z siódmej klasy”, tym bardziej, że w opisywanym okresie Grudziński i Łaszkiewicz byli mniej więcej rówieśnikami Adama Cisowskiego. Co prawda nie znajdzie tam Czytelnik żadnego polskiego Sherlocka Holmesa, lecz na polu szelmostwa i zawadiackiego poczucia humoru postaci Kornela Makuszyńskiego byłyby bez szans wobec Grudzińskiego i reszty ferajny.
Można autorowi zarzucić, że miejscami popada w przesadną egzaltację, ale jest to przecież jego święte prawo. Może się to oczywiście nie podobać i sam miejscami miałem już dość, lecz jest to przede wszystkim kwestia gustu. O ile jednak nie mogę mieć pretensji do autora, który popisał się zresztą niebagatelnym talentem pisarskim, o tyle na cięgi zasłużyło wydawnictwo, a konkretniej – korekta.
Na przestrzeni całej książki powtarzają się bowiem drobne wpadki: a to spacja przed przecinkiem, a to brak przecinka, a to przecinek podwójny, to samo nazwisko na jednej stronie napisane na dwa sposoby, nawet problemy z ortografią… Część z tych błędów brać się może z oryginału, który powstał aż 67 lat temu, a przez tak długi czas niektóre zasady rządzące naszą mową ojczystą mogły się zmienić (i faktycznie się zmieniły). Sam Łaszkiewicz też zresztą mógł popełnić jakieś błędy, których nie zauważono przed oddaniem książki do druku. Ale po pierwsze: nigdzie nie ma żadnej informacji na temat pozostawienia tekstu w wersji oryginalnej, a po drugie: słowo wstępne powstało w czasach jak najbardziej współczesnych. Nie wierzę zresztą, że kiedykolwiek pisano w naszym języku „naważył piwa”…
Do innych kwestii, za które odpowiedzialne jest wydawnictwo, nie mam większych uwag. „Ciemny” papier oczywiście nie wszystkim się podoba, ale ma też niezaprzeczalne zalety. Oprócz tego zdjęcie na okładce jest nie najlepszej jakości, ale to już coś, na co prawdopodobnie nikt nie mógłby mieć wpływu.
Ze względu na poruszaną tematykę trudno stwierdzić, do kogo książka jest skierowana. Wspomniałem wyżej, że jest to biografia i stwierdzenie to podtrzymuję, ale jest to biografia dziwna. Po pierwsze: opowiada o ledwie kilku latach z życia bohatera. Po drugie: o ile to Grudziński jest owym głównym, o tyle Łaszkiewicz niejako z konieczności równie dużo opowiada o własnym życiu, tyle że nie okrasza tego przemyśleniami na temat własnej cudowności (na całe szczęście!), podczas gdy wiele stron zajmuje wzruszające świadectwo łączącej ich głębokiej przyjaźni.
Jest to niewątpliwie książka, którą musi mieć w domu każdy zainteresowany losami ORP Orzeł, ale oprócz tego może ją przeczytać zarówno każdy, jak i nikt. Ja jednak zachęcam do zmierzenia się z „Szumem młodości”; czyta się go szybko i lekko, dzięki czemu poświęcony nań czas na pewno nie będzie stracony, a wiedza, której dostarczy lektura, jest nie zdobycia w jakimkolwiek innym źródle.