Niewiele jest wydarzeń historycznych, które wywołały antagonizmy trzymające się mocno jeszcze po ośmiuset latach. Tak jest w przypadku IV wyprawy krzyżowej, chyba najciemniejszej karty w dziejach krucjat. Zdobycie i złupienie Konstantynopola na dobrą sprawę mocniej podzieliło chrześcijan wschodnich i zachodnich niż wielka schizma wschodnia z 1054 roku. Dlaczego uczestnicy krucjaty, zamiast dopłynąć do brzegów Palestyny i walczyć o wyzwolenie Jerozolimy, pojawili się pod murami stolicy Cesarstwa Bizantyńskiego? Także na to pytanie odpowiada wydana przez Bellonę – w ramach serii „Historyczne Bitwy” – książka „Konstantynopol 1204” Sławomira Leśniewskiego, z zawodu adwokata, autora kilkunastu książek historycznych.

Na przyczyny i przebieg krucjaty złożyło się kilka okoliczności. Poprzednia wyprawa krzyżowa, jak na dowodzoną przez trzech najpotężniejszych władców Europy, przyniosła niespodziewanie nikłe rezultaty. Tymczasem sytuacja łacinników w Ziemi Świętej stawała się coraz bardziej dramatyczna. Gdy ustalono, że krzyżowcy udadzą się do Palestyny drogą morską, na scenie pojawił się jeden z głównych aktorów wydarzeń – Wenecja. Serenissima zobowiązała się przewieźć uczestników wyprawy. Gdy okazało się, że mają problemy z zapłatą za tę usługę, doża Enrico Dandolo zaproponował „odpracowanie” długów w postaci zaatakowania rywali handlowych Wenecji. W taki też sposób krzyżowcy – nie wszyscy – zgodzili się na zdobycie węgierskiego Zadaru, a w czerwcu 1203 roku pojawili się w zatoce Złoty Róg, dodatkowo motywowani słowami bratanka rządzącego cesarza, który obiecał sowitą zapłatę za obalenie wuja. Aleksy IV wstąpił na tron, ale zaczął mieć problemy z dotrzymaniem słowa. Żądania krzyżowców radykalizowały się coraz bardziej wraz z pogłębiającą się słabością rządów Aleksego. Sytuacja skomplikowała się po jego obaleniu. Kolejny szturm był już tylko kwestią czasu. 12 kwietnia 1204 roku miasto padło łupem rycerzy z zachodniej Europy. Na gruzach cesarstwa powstało kilka nowych państw rządzonych przez łacinników i choć od 1261 roku Konstantynopol znowu był rządzony przez Greków, to cesarstwo wschodniorzymskie nigdy nie podniosło się po klęsce, jaką zgotowali mu krzyżowcy. Jej bezpośrednim efektem była dwa i pół wieku później likwidacja państwa przez Turków.

Devastatio Constantinopolitana dla brytyjskiego historyka Stevena Runcimana była zbrodnią przeciwko ludzkości, dla innych badaczy kilkudniową grabieżą, jakich w tej epoce było wiele, a jej rozmiary zostały zwielokrotnione przez nie tylko wielkość i bogactwo gigantycznego jak na owe czasy miasta, ale i czarną propagandę uprawianą przez pokonanych. Jakkolwiek było, trudno nie zgodzić się z Autorem, że IV wyprawa krzyżowa była karykaturą krucjat, sprzeniewierzeniem ideałów, które towarzyszyły temu ruchowi. Krucjata pogłębiła konflikt między wyznawcami obu Kościołów, a w długim okresie czasu – jak już wspomniałem – osłabiła cesarstwo jako zaporę przed Turkami.

Kto trzymał już w ręku książkę wydaną w popularnej serii Bellony, ten wie, czego pod względem edytorskim można się mniej więcej spodziewać: miękka okładka, ilustracje, mapy, zestawienie panujących i tak dalej. Książka zawiera nie tylko opis zdobycia miasta, ale również krótką syntezę tego, co z ziemiami Bizancjum działo się przez kilkadziesiąt kolejnych lat. Nie ma w niej zaskakujących odkryć, rzucających nowe światło na wydarzenia z 1204 roku, czy kontrowersyjnych tez, z którymi należałoby polemizować. Ale Autor wykonał jak najbardziej przyzwoitą pracę, a atutem książki jest interpretacja wykorzystanych źródeł z epoki i wysokiej próby styl autora, znany chociażby czytelnikom „Polityki”, gdzie Sławomir Leśniewski często zamieszcza swoje artykuły.