Historia państwa, które jeszcze do niedawna zajmowało i rozciągało swoje wpływy na piątą część ziemskiego globu, musi fascynować. W jaki sposób z peryferyjnego księstwa narodziła się potęga sięgająca się od centralnej Europy po Amerykę Północną, od Arktyki po środkową Azję? Skąd takie parcie władców Moskwy i ich następców na ciągłe przesuwanie kamieni granicznych? Dziejom Rosji poświęcono setki tytułów, głównie opasłych tomisk, więc czy jest możliwe, aby tysiąc bogatych w wydarzenia lat streścić na niespełna czterystu stronach? Porwał się na to Roger Bartlett, emerytowany profesor historii Rosji w Szkole Studiów Slawistycznych i Wschodnioeuropejskich w londyńskim University College.

Historię naszego wielkiego sąsiada przedstawiono w ośmiu rozdziałach, w najprostszej formule – chronologicznie. Lekturę zaczynamy więc od spotkania z Rusią Kijowską i Księstwem Moskiewskim. Następnie wehikuł czasu przenosi nas w okres budowy imperium Piotra Wielkiego i Katarzyny II. Wraz ze schyłkiem rządów dynastii Romanowów docieramy do rewolucji październikowej, rządów Lenina i Stalina, wreszcie do rozpadu Związku Radzieckiego i powołania Federacji Rosyjskiej w granicach, które nie zmieniły się do dnia dzisiejszego. Ostatnią postacią, która odciska na Rosji piętno swoich rządów, jest oczywiście Władimir Putin. Bartlett kończy opowieść na 2005 roku.

Zamiarem autora było stworzenie ekstraktu z tysiącletniej historii Rusi/Rosji. Plan ten, gdyby przeczytać pozycję „po łebkach”, z pewnością można by uznać za zrealizowany. Książka nie ma formuły podręcznika. Z grubsza można ją potraktować jako esej z autorską analizą dziejów Rosji, z którą można, a przede wszystkim trzeba, dyskutować. Motywem przewodnim nie jest historia polityczna Rosji. Osobiście brakuje mi też dokładniejszego opisu sytuacji międzynarodowej na poszczególnych etapach dziejów tego kraju, zwłaszcza, gdy mowa o „zimnej wojnie” i rywalizacji radziecko-amerykańskiej. Autor sporo miejsca poświęca na przedstawienie niedoli przez wieki najliczniejszej warstwy społecznej Rosji – mieszkańców wsi. Jeśli kogoś z Czytelników niespecjalnie interesuje ewolucja stosunków na linii pan–chłop, fragmenty o tym opowiadające może spokojnie ominąć. Straci naprawdę niewiele.

Syntetyczna formuła wymagała zastosowania „skrótów myślowych”, nie tylko w warstwie chronologicznej, ale i faktograficznej. Skupiając się wyłącznie na relacjach rosyjsko-polskich: o rozbiorach Bartlett wspomina półgębkiem (podobnie jak o wojnie krymskiej i kilku innych konfliktach), a powstanie styczniowe było według angielskiego profesora odpowiedzią „niewdzięcznych” Polaków na postępowe reformy agrarne Aleksandra II. Jak doskonale wiemy, przyczyną wybuchu tego zrywu nie było bynajmniej dobrodziejstwo „batiuszki”, polegające na zniesieniu pańszczyzny, zresztą w ograniczonym stopniu, do czego na terenie Królestwa Polskiego doszło już w trakcie powstania, w 1864 roku, a więc dwa lata później niż w samej Rosji. Pisząc z kolei o przeciwnikach politycznych bolszewików w 1917 roku, obok eserowców i innych partii wymienia bliżej niezidentyfikowanych populistów. Czy autor chciał nam przez to powiedzieć, że w rewolucyjnym zamęcie były grupy polityczne bardziej populistyczne niż ekipa Lenina? Byłoby to co najmniej ryzykowne stwierdzenie… Bartlett nie ustrzegł się też błędów rzeczowych. Podaje na przykład, że w 1940 roku długie ręce Stalina dosięgły w Meksyku całą rodzinę Trockiego, a nie – jak było w rzeczywistości – tylko jego samego. Pisze też, że jeszcze w XVIII wieku Rosjanie, Polacy i Ukraińcy walczyli z Tatarami krymskimi.

Jako niespójne określiłbym tłumaczenie „Historii Rosji”. Najwyraźniej widać to na przykładzie spolszczeń rosyjskich imion. Na kartach książki występuje między innymi Leon Trocki, Nadzieja Krupska i Teodor Dostojewski. Dlaczego nie ma na przykład Jana IV Groźnego? Według tłumacza wymienione przykłady transkrypcji imion funkcjonują w polskiej historiografii od kilkudziesięciu lat. Czyżby? Zanim powstaje Imperium Rosyjskie autor tłumaczenia używa nazwy Moskowia – na określenie państwa rządzonego przez carów, zamieszkiwanego przez Moskowitów. Tłumacz znowu powołuje się na długoletnią polską tradycję piśmienniczą i używanie takiej terminologii chociażby przez Melchiora Wańkowicza, ale nie byłoby rozsądniej, gdyby pisać o powszechnie wykorzystywanym Wielkim Księstwie Moskiewskim (lub po prostu Moskwie) i Rosjanach? Władcy Moskwy od Iwana III Kality po Fiodora są określani jako Daniłowicze, tymczasem to po prostu jedna z linii Rurykowiczów i pod taką nazwą ich znamy. Autorowi przekładu umknął także passus o Litwie, skutecznie odpierającej najazdy zakonu Rycerzy Teutońskich z Łotwy (sic!) i… Szwedów.

Książka prezentuje się przywozicie, ale miałem już w rękach lepiej wydane pozycje z warszawskiej Bellony. Kilkanaście umieszczonych ilustracji jest niestety niskiej jakości, a na mapach można znaleźć błędy, jak na tej, która przedstawia Ruś Kijowską w IX wieku i jej sąsiadów – Mazowszan znajdziemy gdzieś pośród błot Prypeci, a w miejscu Polan mamy „swojskich” Polaków.

Czasami zastanawiam się, dlaczego polskie wydawnictwa sięgają po pozycje zagranicznych autorów dotykające tych zagadnień, które świetnie i wyczerpująco zostały już przedstawione przez rodzimych historyków. W tym konkretnym przypadku niedoścignionym dziełem jest „Historia Rosji” profesora Ludwika Bazylowa wraz z uzupełnieniem jego pracy autorstwa profesora Pawła Wieczorkiewicza. Ale jeśli komuś bardzo zależy na poznaniu dziejów Rosji z angielskiego punktu widzenia, podanych w mimo wszystko zgrabnej formie, może sięgnąć po książkę Rogera Bartletta. Na własną odpowiedzialność…