Rosyjscy anarchiści i socjaliści epoki caratu dorzucili sporą cegłę do rozwoju nowoczesnego terroryzmu. Ich ofiarami padały najważniejsze osoby w państwie (jak car Aleksander II), nie stronili też od ataków samobójczych. Postaci dwóch z nich – o losach niekoniecznie emblematycznych dla całego ruchu „reakcjonistów” – w „Zamachowcach i zdrajcach” przedstawił Richard Pipes, amerykański historyk i sowietolog (teoretyk i praktyk – był doradcą Ronalda Reagana), jeden z najbardziej znanych specjalistów od historii Rosji. Książka wydana nakładem Wydawnictwa Magnum tak naprawdę składa się z dwóch prac – „Procesu Wiery Z.” z 2010 roku i „Sprawy Diegajewa” z 2003 roku. Jako że nie są to sążniste opracowania – każda z prac liczy po około sto stron – polski wydawca zdecydował się na wydanie ich w jednej pozycji i trzeba przyznać, że było to dobre posunięcie.

Bohaterką pierwszej części książki jest Wiera Zasulicz, niedoszła zabójczyni generała Fiodora Trepowa, gubernatora Sankt Petersburga. W tej historii najważniejszy nie jest sam akt terroru, ale proces kobiety, którym interesowała się cała Europa (na zasadzie trochę podobnej do procesów Michaiła Chodorkowskiego, choć jego okoliczności były oczywiście zupełnie inne). Dlaczego? Bo wywarł on wpływ na carat, rosyjską opinię publiczną i radykalną młodzież, a skryta w sobie Zasulicz stała się bohaterką całego ruchu rewolucyjnego, podziwianą chociażby przez nieskorego do pochwał Lenina. Wszystko zaczęło się od stosunkowo niewielkiej demonstracji studentów i robotników w 1876 roku w Petersburgu, pierwszej publicznej manifestacji w kraju od powstania dekabrystów. Zamachem na gubernatora miasta Zasulicz chciała zaprotestować przeciw karze cielesnej dla jednego z uczestników demonstracji, który podczas wizyty Trepowa w więzieniu nie zdjął na jego widok czapki. Ale Zasulicz nie była typową rewolucjonistką. Nie sprzeciwiała się caratowi jako systemowi, ale naruszeniom ludzkiej godności. Dzisiaj powiedzielibyśmy, że była obrończynią praw człowieka, dość radykalną, przyznacie… Jej proces był precedensowy. Mimo uznania pobudek Zasulicz jako politycznych, odbył się nie przed specjalną komisją senacką, ale przed sądem z ławą przysięgłych. Władze liczyły na wyrok skazujący, który jednocześnie oznaczałby poparcie społeczeństwa, reprezentowanego przez ławę przysięgłych, dla działań rządu. Zasulicz została jednak uniewinniona, ku zaskoczeniu wszystkich stron oraz entuzjazmowi opinii publicznej i części prasy. Władze nie zamierzały przejść nad tym do porządku – ograniczono niezależność sądów, niepokorną prasę spotkały represje, rozpoczęły się przetasowania personalne w urzędach i sądach. Z drugiej strony, reakcja Rosjan na wyrok utwierdziła rewolucjonistów w przekonaniu, że mają spore poparcie wśród społeczeństwa, więcej, uprawomocniła niejako akty indywidualnego terroru wobec przedstawicieli władzy. Sama Wiera jednak tego nie pochwalała.

Co może łączyć Siergieja Diegajewa, członka terrorystycznej organizacji Wola Ludu i… donosiciela Ochrany, z Alexandrem Pellem, szanowanym przez współpracowników i lubianym przez studentów wykładowcą matematyki na uniwersytecie Dakoty Południowej? Wbrew pozorom – bardzo wiele. To jedna i ta sama osoba! Mimo tej zaskakującej przemiany ciekawszą postacią drugiej części książki jest szef tajnej policji Gieorgij Sudiejkin, którego celem było rozsadzenie radykalnego podziemia od środka. Werbował jego członków na agentów, zręcznie nimi manipulując. Tak dał się „złapać” także Diegajew, który naiwnie zaczął wierzyć, że postulaty rewolucjonistów uda się zrealizować przy pomocy samego rządu, a nie radykałów. Z kolei niedoceniany przez zwierzchników Sudiejkin zaczął przygotowywać przeciw nim intrygę. Służyć pomocą miał Diegajew, który w planach szefa petersburskiej Ochrany miał zostać przywódcą partii radykalnej, ale wyrzekającej się zabójstw politycznych. Diegajew wydał nazwiska, adresy wszystkich członków i sympatyków Woli Ludu, których znał. Jak zakończyła się historia obu mężczyzn? Odsyłam do lektury.

Pipes opowiada historię dwójki rewolucjonistów klarownym wywodem, z dbałością o logikę i kulturę słowa. Nie ma tutaj zbędnego efekciarstwa (które można zarzucić niektórym młodszym o kilka dekad od Amerykanina badaczom), jest tylko konfrontacja różnych źródeł i wyciąganie z niej wniosków. Autor unika zbędnych słów, subiektywnych opinii, nie ocenia decyzji podejmowanych przez opisywane postacie. Przyjemną lekturę dopełnia szata graficzna książki, ze sporą liczbą zdjęć i miłym dla oka „rozstrzelonym” drukiem. Szkoda tylko, że przypisów nie umieszczono pod każdą ze stron, ale na końcu obu części książki, choć to kwestia gustu. Za to do ewidentnych wpadek wydawcy trzeba zaliczyć nieumieszczenie na stronie tytułowej, obok zdjęcia Zasulicz, fotografii Diegajewa. Zamiast niego z okładki patrzy na nas inny rewolucjonista, Wasilij Konaszewicz – postać ważna, ale przecież nie ważniejsza od tytułowego bohatera.