Wierni Czytelnicy naszego portalu zdążyli już zauważyć, że jednym z autorów publikujących tu swoje artykuły jest dr Rafał Ożarowski. Zainteresowania badawcze adiunkta w Instytucie Politologii Uniwersytetu Gdańskiego skupiają się na problematyce bliskowschodniej. Druga samodzielna monografia autora (po „Ideologii na Bliskim Wschodzie”) została poświęcona libańskiemu Hezbollahowi – szyickiemu ugrupowaniu… no właśnie: religijnemu, politycznemu czy może terrorystycznemu? Pewne jest, że w ciągu blisko trzydziestu lat istnienia Hezbollah stał się bardzo istotnym elementem bliskowschodniej układanki.
Z góry warto podkreślić, że to publikacja przełomowa. Dotychczas, nie licząc pojedynczych artykułów, nie było jeszcze w naszym kraju naukowej monografii poświęconej wyłącznie Hezbollahowi. Dlatego też w wykorzystanej bogatej bibliografii, dominują pozycje angielskojęzyczne. Autor specjalnie na potrzeby książki odbył również trzy wyjazdy badawcze na Bliski Wschód: na Uniwersytet w Tel-Awiwie i do Libanu, gdzie miał możliwość nieoficjalnych rozmów z osobami związanymi z „Partią Boga”.
Mówiąc „Hezbollah”, myślimy „terroryści”. Jednak „Partia Boga” prowadzi także szeroko zakrojoną działalność polityczną (jako w pełni legalna partia polityczna, która do niedawna miała w rządzie libańskim swoich ministrów), gospodarczą (w tym czarnorynkową – przemyt narkotyków i handel diamentami) oraz społeczną, pełniąc w południowym Libanie funkcję odpowiednika naszych MOPS-ów. Aktywność Hezbollahu bynajmniej nie ogranicza się do Bliskiego Wschodu. Swoje komórki organizacja ma prawie na całym świecie – w Afryce, obu Amerykach, Europie i Australii – korzystając z obecności libańskiej diaspory. Rozdział traktujący o tych powiązaniach uważam za najciekawszy, bo i kwestia ta jest najmniej znana. „Partia Boga” na każdym polu aktywności działa jak „dobrze naoliwiona” międzynarodowa korporacja. A gdzie w tym wszystkim aspekt terrorystyczny? Obecnie za organizację terrorystyczną uznają Hezbollah w pełni tylko Stany Zjednoczone, Izrael, Kanada i Holandia. Członków jej skrzydła zbrojnego i aparatu bezpieczeństwa traktują jako terrorystów Australia i Wielka Brytania. Sam autor uważa, że – cytuję – „odgórne etykietowanie Hezbollahu jako organizacji terrorystycznej (…) znacznie utrudnia proces badawczy tego podmiotu i upraszcza wiele zawiłych aspektów problemowych”.
Książkę podzielono na pięć rozdziałów. Autor kolejno rozkłada w nich na czynniki pierwsze genezę Hezbollahu, jego myśl polityczną i miejsce w bliskowschodnim systemie międzynarodowym. Nie mogło zabraknąć opisu burzliwych kontaktów z Izraelem lub – jak mówią członkowie „Partii Boga” – „jednostką syjonistyczną”. Ostatni zbrojny konflikt między Izraelem a Hezbollahem, czyli „wojnę lipcową” z 2006 roku, przedstawiono jako podręcznikowy przykład wojny IV generacji, gdy przeciwnikiem państwa jest niepaństwowy uczestnik stosunków międzynarodowych. W trzecim rozdziale poznajemy umiejscowienie Hezbollahu w geostrategii na Bliskim Wschodzie oraz opis jego kontaktów z Iranem (głównym sponsorem) i Syrią, a także zaangażowanie w kwestię palestyńską. Czwarty rozdział dotyczy działalności międzynarodowej Hezbollahu, a ostatni – perspektyw rozwoju organizacji. W aneksach znajdziemy programy wyborcze z 1985 i 2009 roku oraz manifest polityczny z 30 listopada 2009 roku – przemówienie Sekretarza Generalnego Sejjeda Hassana Nasrallaha, w publikacjach prasowych określanego jako skrzyżowanie Chomeiniego z Che Guevarą – w jednej ręce trzymającego Koran, a w drugiej karabin maszynowy.
Nie jest to łatwa lektura. Ożarowski posługuje się językiem naukowym, a więc bardzo hermetycznym, z którym nie spotkamy się chociażby w reportażach. Czytelników nieprzyzwyczajonych do takiego stylu kilka pierwszych stron może zniechęcić do dalszego wgłębiania się w treść. A szkoda, ponieważ publikacja jest wartościowa, a podjęty przez autora temat został przedstawiony na tyle wyczerpująco, że moim skromnym zdaniem w ciągu najbliższych kilku lat zbyteczne będzie wydanie w naszym kraju kolejnej książki o Hezbollahu. W publikacji Rafała Ożarowskiego jest wszystko, co być powinno.
Niestety nie można tego samego powiedzieć o warstwie edytorskiej. Wydanie jest ascetyczne, jak na oficynę uniwersytecką przystało. Inwencja „pana z wydawnictwa” kończy się na tabelkach i wykresach, przygotowanych zresztą przez samego autora. Jako absolwentowi Uniwersytetu Gdańskiego przykro jest mi stwierdzić, iż książka pod względem graficznym wygląda tak, jakby czas w uniwersyteckim wydawnictwie zatrzymał się kilkanaście lat temu. A szkoda, bo treść publikacji godna jest ładniejszej oprawy.