Zeszłoroczne obchody czterechsetlecia bitwy pod Kłuszynem miały po prostu pecha. Historia zakpiła sobie z polskich rocznic, ponieważ jubileusz kłuszyńskiej batalii wypadł akurat w okrągłe wspomnienie innej wspaniałej wiktorii, tej „największej z największych i najchwalebniejszych”. To na promocję bitwy pod Grunwaldem – bo o niej rzecz jasna mowa – instytucje państwowe, samorządowe i media rzuciły ogromne środki finansowe. Na obchody Kłuszyna pozostało już niewiele. Obie bitwy były równie świetnymi zwycięstwami, ale rezultaty wykorzystania wygranej pod Kłuszynem są nieporównywalnie większe niż dokonania Jagiełły po 15 lipca 1410 roku – otwarcie drogi i zdobycie Moskwy oraz obwołanie królewicza Władysława Wazy carem.

Całkiem niedawno miałem przyjemność przedstawić Czytelnikom portalu książkę „Z dziejów husarii”, autorstwa tego samego Radosława Sikory. Przypomnę więc tylko, że Sikora jest doktorem historii, autorem wielu publikacji z zakresu historii nowożytnej i wojskowości. Działa również w Fundacji Hussar, zajmującej się przede wszystkim przybliżaniem dziejów tej wyjątkowej formacji w Polsce i Europie. Książka ukazała się nakładem Instytutu Wydawniczego Erica, w ramach obchodów 400. rocznicy zwycięstwa Polaków, którego nie byłoby właśnie bez skutecznych szarż husarii.

Kłuszyn potwierdził militarny geniusz hetmana polnego koronnego Stanisława Żółkiewskiego. Polskie wojska rozgromiły siedmiokrotnie – a według innych szacunków nawet czternastokrotnie! – liczniejszą armię kniazia Dymitra Szujskiego, w której skład oprócz Rosjan wchodziły także regimenty cudzoziemskie, zwłaszcza Szwedzi (Polacy wszystkich obcych żołnierzy w wojsku rosyjskim nazywali „Niemcami”). Na odnotowanie zasługuje zwłaszcza akcja oddziału rotmistrza Andrzeja Firleja, który wraz z husarzami przedarł się przez kobylnice i przełamał pikinierów.

Sikora uprzedza na wstępie, że jego celem jest opisanie przede wszystkim przebiegu polsko-rosyjskiego starcia. Z szacunku dla autora z pomysłem na książkę dyskutować może nie wypada, ale moim zdaniem przyczyny i skutki bitwy są zarysowane zbyt schematyczne. To zaledwie kilkanaście zdań, a przecież nie każda osoba sięgająca po „Kłuszyn 1610” ma za sobą lekturę pozycji, które szerzej opisują tło historyczne walk. Prawie połowę książki zajmują rozważania dotyczące liczebności wojsk. Na „deser” otrzymujemy z kolei aneks, w którym drobiazgowo przedstawiono wszystkie straty polskich wojsk – zabitych i rannych towarzyszy husarskich, koni oraz pachołków. Wczytywanie się w liczby nie jest dla lektury niczym atrakcyjnym, ale w tym przypadku jest istotne, ponieważ wcześniejsze publikacje traktowały tę kwestię z dużą dowolnością. Pod tym względem – oraz z powodu drobiazgowego, ale świetnego opisu przebiegu bitwy – jest to pozycja z pewnością przełomowa.

Książka została wydana na dobrym poziomie, ale cena za zaledwie 160 stron w miękkiej oprawie ze skrzydełkami – 31,90 zł – może zniechęcić do zakupu. Dla pasjonatów XVII-wiecznej polskiej wojskowości raczej nie będzie to miało decydującego znaczenia. Im też tę książkę polecam.