Premiera głośnego filmu to zawsze okazja do zarobku na produktach w jakiś sposób z nim powiązanych, oficjalnie lub nie. W ostatni weekend maja, po dwóch latach opóźnień związanych z pandemią COVID-19, do kin wszedł długo wyczekiwany „Top Gun: Maverick”. Korzystając z okazji, wydawnictwo Zysk i S-ka opublikowało książkę Dana Pedersena „Topgun. Amerykańska historia”. Trudno o lepszy wybór, ponieważ są to wspomnienia samego autora – założyciela i pierwszego dowódcy szkoły Topgun.

Książka jest podzielona na dwadzieścia dwa rozdziały – obejmujące całą karierę autora, ale dotyczące zwłaszcza służby po uzyskaniu złotych skrzydeł pilota marynarki wojennej. O młodości czy szkoleniu podstawowym jest tam niewiele. Zgodnie z tytułem Pedersen koncentruje się na historii powstania i funkcjonowania szkoły Topgun. Mamy więc przedstawienie słynnego stosunku wygranych pojedynków powietrznych z czasów wojny koreańskiej 10:1 na korzyść Amerykanów i dramatyczny spadek tego wskaźnika w czasie wojny wietnamskiej. Mamy Raport Aulta, kwestię zawodności pocisków powietrze–powietrze, braku działek pokładowych w F-4 i tworzenie szkoły pilotów myśliwskich US Navy. Autor odsłania przed czytelnikami kulisy polityczne powstania szkoły, dobór instruktorów, opracowywanie programu nauczania i właściwie wszystkie możliwe kwestie, które przychodzą mi do głowy.

Nie brakuje przy tym ciekawostek w rodzaju wykorzystania w szkoleniu prawdziwych MiG-ów ukrywanych w Strefie 51 czy wykorzystaniu samolotów SR-71 w symulowaniu naddźwiękowych pocisków przeciwokrętowych odpalanych z radzieckich bombowców. Równie ciekawe było wprowadzenie do szkolenia oprzyrządowania rejestrującego przebieg lotu ACMI. To tylko trzy z wielu przykładów, od których roi się w książce.

W dalszych rozdziałach Pedersen opisuje również kolejne lata swojej kariery na stanowiskach zastępcy dowódcy eskadry, dowódcy eskadry, dowódcy skrzydła lotnictwa pokładowego, dowódcy okrętu transportowego i wreszcie dowódcy lotniskowca USS Ranger. Cały czas w centrum narracji pozostają jednak myśliwce marynarki wojennej oraz ich zastosowanie w czasie konfliktów zbrojnych i kryzysów międzynarodowych. Znajdziemy tam tak ciekawe kwestie, jak niemal zaprzestanie działalności szkoły po przekazaniu wszystkich samolotów Izraelowi w ramach amerykańskiej pomocy w czasie wojny Jom Kipur czy atak na Kambodżę po uprowadzeniu przez Czerwonych Khmerów statku Mayaguez. Nie zabrakło także wspomnień związanych z powstawaniem pierwszego filmu „Top Gun”.

Dan Pedersen – Top gun

Dan Pedersen – Top gun. Amerykańska historia. Przekład: Dariusz Kopociński. Zysk i S-ka, 2022. Stron: 372. ISBN: 978-83-8202-017-5.

W wieku ponad osiemdziesięciu lat, po przeżyciu wojny wietnamskiej, stworzeniu jednej z najlepszych szkól pilotów myśliwskich na świecie i dowodzeniu lotniskowcem, Pedersen nie gryzie się w język i poza opowiadaniem faktów nie stroni od ostrych ocen. Co jasne, szczególnie dostaje się prezydentowi Lyndonowi Johnsonowi i sekretarzowi obrony Robertowi McNamarze za sposób prowadzenia wojny wietnamskiej. Obrywa też F-35 i wszyscy zaangażowani w ten program. Poza tym cały szereg najwyższych dowódców i urzędników Pentagonu, którzy ze względu na własne kariery lub interesy nie wspierali lotnictwa marynarki wojennej tak, jak zdaniem autora powinni.

Dla mnie najciekawsza była nie tyle krytyka, ile polemika z poglądami „ojca chrzestnego” F-16 Johna Boyda, który uważał, że w manewrowej walce powietrznej kluczowe są parametry samolotów obu stron. Natomiast osoby skupione wokół szkoły Topgun uważały, że najważniejszy pozostaje pilot. W ich ocenie doskonały pilot nawet w słabym samolocie wygra ze słabo wyszkolonym przeciwnikiem dysponującym lepszym samolotem.

Od kliku lat aktywny jest nieformalny ruch mający nadawać większą wagę tłumaczom książek obcojęzycznych wydawanych w Polsce. Czyniąc mu zadość, odnotujmy, że za polski przekład „Topguna” odpowiada Dariusz Kopociński. O ile książkę czytało się lekko i przyjemnie, o tyle w momentach, w których mowa o kwestiach specjalistycznych, tłumacz wielokrotnie dał ciała. Pan Kopociński prawdopodobnie zna dobrze język angielski, ale nie ma pojęcia o wojsku, samolotach czy lotniskowcach. W innych książkach, nawet jeśli tłumacze popełniali błędy, trudno było je wychwycić, ponieważ całość była spójna i logiczna. W tym wypadku wielokrotnie musiałem sięgać do oryginału, aby sprawdzić, co tłumacz miał na myśli. I nie chodzi tylko o klasyczne już łodzie podwodne zamiast okrętów podwodnych. Jest tego dużo więcej:

  • Już na pierwszej stronie przedmowy widnieje 121. Pułk Szkoleniowy. Nie pułk, ale eskadra, i nie szkoleniowa, ale myśliwska (w oryginale jak byk: Fighter Squadron 121). Zresztą w dalszej części książki tłumacz w stosunku do innych jednostek stosuje określenia „eskadra” i „pułk” zamiennie i dosyć swobodnie. Natomiast gdy już się trafił pułk (regiment) rosyjskich bombowców, tłumacz zmienił go w dywizjon.
  • Na stronie 18: tylnokółkowiec. To chyba jakieś własne słowotwórstwo tłumacza na określenie samolotu z klasycznym układem podwozia z kółkiem ogonowym. Może zainspirował się tylnokołowcami z Missisipi?
  • Trzy strony dalej mamy armię lotniczą zamiast sił powietrznych lub wojsk lotniczych, a przecież armia to związek operacyjny. Oczywiście air force można przetłumaczyć jako armię lotniczą, ale właśnie w kontekście na przykład amerykańskich lotniczych związków operacyjnych.
  • Na stronie 22 Frank Ault, autor raportu na temat porażek amerykańskiego lotnictwa w Wietnamie, jest określony jako kapitan niszczyciela. W oryginale jest carrier skipper – dowódca lotniskowca.
  • Na stronie 27 Lockheed jest napisany małą literą. Prawdopodobnie z rozpędu, bo wiele innych nazw samolotów również zapisano od małej litery, ale to nie nazwa samolotu, tylko nazwa własna producenta.
  • Za to na stronie 70 mamy: „Marine A-4 Skyhawk”. Autorowi chodziło o samolot A-4 należący do amerykańskiej piechoty morskiej. W polskim przekładzie wygląda to, jakby A-4 został wyprodukowany przez przedsiębiorstwo Marine.
  • Na stronie 82 są lotniskowce z pochyłymi pokładami startowymi. Po pierwsze nie pokład startowy, ale pokład lotniczy, wszak na nim się też ląduje, jednak co ważniejsze – nie pochyły, ale skośny. Z pochyłego trudno by było startować i na nim lądować. Wystarczy, że sam okręt się kołysze na falach, po co jeszcze pochylać cały pokład?
  • Na stronie 251 tłumacz ożywił pancernik USS Arizona, podniósł go z dna Pearl Harbor i wprowadził do portu Norfolk. Szybkie sprawdzenie w oryginale i dowiadujemy się, że tak naprawdę chodziło o lotniskowiec USS America. To pewnie zwykła pomyłka, bo o Arizonie w książce jest mowa kilkukrotnie, ale świadczy o jakości pracy tłumacza i zespołu redakcyjnego, w którym notabene zabrakło miejsca dla konsultanta merytorycznego.
  • Na stronie 263 zamiast samolotu szkolno-treningowego mamy myśliwiec szkoleniowy T-38.
  • Na stronie 285 jest zdanie: „…US Navy przeprowadziła pierwszy poważny skok technologiczny epoki powojennej”. Niby wszystko dobrze, ale zastanowiło mnie, że autor za pierwszy skok techniczny (nie technologiczny!) uznaje pojawienie się F-14, pomijając choćby pojawienie się odrzutowców jako takich lub F-4 przekraczającego prędkość Mach 2. W Polsce odruchowo okres powojenny liczymy od zakończenia drugiej wojny światowej. Tymczasem autorowi chodziło o okres powojenny po zakończeniu wojny wietnamskiej i wyraźnie to napisał, tylko nie wiedzieć czemu, tłumacz to pominął.
  • Na stronie 355 mamy jeszcze zaczep ogonowy zamiast haka do lądowania.

Wnioski wyciągnijcie sami.

Treść książki uzupełnia wkładka z ciekawymi zdjęciami. Pozostając przy stronie graficznej, muszę powiedzieć, że bardzo podoba mi się okładka. Chociaż autor nie latał na F-14, właśnie ten samolot najbardziej kojarzy się z tą szkołą. W dodatku pozuje na bardzo ładnym tle. Okładka zdecydowanie na plus.

Pomimo wszystkich błędów, które wytknąłem i które pominąłem, muszę przyznać, że książka jest warta polecenia. Po części wynika to na pewno z ubóstwa polskiego rynku wydawniczego, na którym nie ma wielu podobnych pozycji. Poza tym laik większości tych błędów nie zauważy, a pasjonat będzie umiał je wychwycić i w większości wypadków domyśli się, co tłumacz miał na myśli. Po odsianiu tych błędów i wypaczeń, pozostaje dobrze opowiedziana historia powstania najsłynniejszej szkoły pilotów na świcie, dla zwykłego czytelnika będąca po prostu wciągającą historią, a dla fana lotnictwa znakomitym źródłem szczegółowych informacji i ciekawostek trudnych do znalezienia gdzie indziej, przynajmniej po polsku.

Dan Pedersen – Top gun. Amerykańska historia