Niewiele czasu minęło od ukazania się trzeciej części cyklu „Lodołamacz” – „Ostatnia republika” – a wydawnictwo Rebis już przygotowało dla czytelników kolejną, której tytuł brzmi „Ostatnia defilada”. Nie ma chyba potrzeby tłumaczyć po raz czwarty, o czym opowiada owa seria autorstwa Wiktora Suworowa – byłego radzieckiego szpiega GRU, który zbiegł na zachód i tam zaczął pisać książki poświęcone różnym zagadnieniom radzieckiej i rosyjskiej historii. Zainteresowanych szczegółami odsyłam do którejś z moich poprzednich recenzji książek z serii „Lodołamacz”.

Mimo że „Ostatnia defilada” należy do tego samego cyklu, to pod pewnymi względami odbiega od tego, z czym mieliśmy do czynienia do tej pory. Poprzednie książki koncentrowały się na udowodnieniu tezy autora, jakoby Związek Radziecki szykował się do uderzenia na hitlerowskie Niemcy w lipcu 1941 roku, a który to plan został pokrzyżowany przez niemieckiego dyktatora, kiedy 22 czerwca rozpoczęła się operacja „Barbarossa”. Niemcy co prawda tę wojnę przegrali, ale straty zadane Armii Czerwonej na jej początku oraz przedłużający się czas jej trwania spowodował, że w 1945 roku pod panowaniem ZSRR znalazł się jedynie Europa Środkowo-Wschodnia, a nie cała, aż do Atlantyku, jak to było przewidziane w radzieckich planach.

Najnowsza książka Suwowora nie przedstawia nowych faktów na potwierdzenie tej tezy – można powiedzieć, że jest uzupełnieniem trzech poprzednich. Autor koncentruje się w niej na odpieraniu kontrargumentów wobec swojej teorii, uściśla pewne fakty i dodaje do nich nowe, ale niemające tak kluczowego znaczenia. Służą bardziej ostatecznemu wytrąceniu broni z rąk oponentów. Wygląda to mniej więcej, tak jakby autor chciał im przekazać: „w poprzednich książkach zawarłem wystarczająco dużo przekonywających argumentów, ale skoro sięgacie po coraz to nowe oskarżenia to patrzcie – tu, tu i tu się mylicie, a tu zwyczajnie kłamiecie”. Choć być może powinno być odwrotnie bo ujawnionych przez Suworowa kłamstw jest tam znacznie więcej niż pomyłek.

Zajmuje się obalaniem wypowiedzi przeciwników, ale nie tylko. Książka ma o wiele bardziej ogólny charakter od swoich poprzedniczek. Tu nie istnieje tylko jeden główny wątek, którym był plan radzieckiej ofensywy na zachód w celu podboju Europy. Co prawda i tu przez cały czas ta myśl kołacze nam się w pamięci, jednak na kartach książki nie zajmuje on wszystkich stron. Autor porusza także inne wątki z okresu przed II wojną światową, które w czasie istnienia Związku Radzieckiego stanowiły część oficjalnej propagandy wykorzystywanej do manipulacji obywatelami tego kraju, ale także i obcokrajowcami. Znajdziemy tu rozdziały poświęcone paktowi Ribbentrop-Mołotow, strategicznym koncepcjom Michaiła Tuchaczewskiego czy roli ZSRR w hiszpańskiej wojnie domowej. Wszystkie były, a często są nadal, w jakiś sposób zakłamywane.

A kto kłamie? Rosyjscy politycy, generałowie, historycy… Co ciekawe, w swoich kłamstwach wspomagani są przez historyków amerykańskich, którzy mają własne cele w zakłamywaniu radzieckiej historii. Jakie? Tego dowiecie się z książki. Podobnie jak dowiecie się, dlaczego Trocki zginął dopiero w 1940 roku, a także jak wyglądała radziecka biurokracja w wywiadzie i resortach pokrewnych i wiele innych rzeczy.

Jak zwykle u Suworowa jest to podane w bardzo przyjemnej formie, która jest jedną z największych atutów jego książek. Oczywiście interesująca tematyka swoje robi, ale bez tego charakterystycznego sarkastyczno-ironicznego stylu nie byłoby to równie dobre. Dzięki temu „Ostatniej defilady” się nie czyta. Ją się ją chłonie.

Tradycyjnie już w przypadku Rebisu do technicznej strony wydania nie można mieć zastrzeżeń. Pewnym novum jest pojawienie się przypisów od konsultanta wojskowego, który wyjaśnia pewne techniczne aspekty spraw poruszonych przez autora, a także ukazuje związane z nimi polonica.

Jest to książka jak najbardziej godna polecenia, jednak nieco inaczej niż to było przy poprzednich wydania z tej serii, w tym wypadku bardzo przydaje się znajomość treści poprzednich części cyklu. Można ją oczywiście czytać także osobno, jednak w takim wypadku pełny jej odbiór będzie niepełny. No cóż, taki jest już urok wydań wielotomowych.