Jeżeli ktoś myśli, że tolerancja jest prostym pojęciem, typowo słownikowym i jednoznacznym zarazem, to po lekturze książki „O tolerancji we współczesnej demokracji liberalnej” będzie zaskoczony mnogością określeń tolerancji. Internetowy słownik języka polskiego podaje interesującą nas definicję jako: «poszanowanie czyichś poglądów, wierzeń, upodobań, różniących się od własnych». W pierwszym podejściu do tematu wszystko się zgadza, ale czy na pewno? Tolerancja wśród ludzi i społeczeństw zmienia się z czasem; można powiedzieć, że ewoluuje na przestrzeni lat czy wieków. Ot, pierwszy z brzegu przykład, który przychodzi mi do głowy: czy małżeństwo dwudziestoczteroletniego mężczyzny z dwunastoipółletnią dziewczynką byłoby dziś do zaakceptowania? Byłby to skrajny przejaw nieodpowiedzialności, a konsumpcja małżeństwa groziłaby oskarżeniem o pedofilię. W wypadku Władysława Jagiełły i Jadwigi Andegaweńskiej nic takiego nie miało miejsca, gdyż była to normalna praktyka w XIV wieku, zważywszy choćby na średnią długość życia ludzi.

Czy tolerancja w demokracji liberalnej oznacza, że ludzie powinni godzić się na wszystko i akceptować dowolność poglądów każdej z jednostek? Po pierwsze, godzenie się na wszystko grozi w skrajnym wypadku obojętnością, która nie ma nic wspólnego z tolerancją. Po drugie, wyrażanie dowolnej opinii publicznie może nieść konsekwencje karno-prawne. Wyobraźmy sobie sytuację, że na rynku w polskim mieście stoi dwóch mówców i każdy z nich wygłasza różne poglądy. Pierwszy: „śmierć generałowi za stan wojenny i zdradę”, drugi: „śmierć premierowi za złodziejstwo i afery”. Gdyby takie poglądy wyrażano w zaciszu domowym, względnie w grupie osób podzielających tak skrajne opinie, to można by uznać je za dopuszczalne, ale tego typu wypowiedzi na forum publicznym potraktować trzeba jako nawoływanie do przemocy, a to już działanie ścigane z urzędu.

Tolerancję, a dokładniej poziom tolerancji na dany temat, kształtują obywatele danego państwa. Kolejny przykład to wręcz obojętność na przeklinanie w miejscu publicznym. W pierwszej połowie lat osiemdziesiątych jedynymi przeklinającymi, z którymi miałem styczność, byli smakosze alkoholi wychodzący z bram okolicznych domów lub spotkani na przystankach autobusowych. Dziś przeklinająca w obrębie przystanku autobusowego nastolatka nie budzi już żadnych emocji. Takie zjawisko nie ma nic wspólnego z tolerowaniem, czyli przyzwoleniem społecznym na przeklinania, tylko z obojętnością. Innym przykładem zmiany tolerancji, jej regresji w czasie, jest naturyzm na polskich plażach. Do końca lat osiemdziesiątych na wybrzeżu Bałtyku, od Świnoujścia po Mierzeję Wiślaną, można było spotkać osoby opalające się nago. Mekkami naturystów były Dębki, Karwieńskie Błota czy opisywane w piosence przez Zbigniewa Wodeckiego Chałupy. Dziś nie ma już wyznaczonych plaż, a opalanie się nago na plaży, czy też kobiet topless w parku grozi mandatem lub sprawą w sądzie1. W tym samym momencie w kioskach z prasą możemy spotkać czasopisma pornograficzne, a z bilbordów atakują nas reklamy przesiąknięte tandetnym erotyzmem.

Z podobnymi dywagacjami na temat tolerancji możemy spotkać się w książce „O tolerancji we współczesnej demokracji liberalnej”, która jest nową pozycją wydawnictwa Trio. Jest to książka będąca zbiorem dziewięciu przemyśleń i rozważań, podzielonych na trzy odrębne części – na temat tolerancji, konfliktu kultur i demokracji liberalnej – pióra wybitnych specjalistek i specjalistów, profesorów najznakomitszych polskich uczelni, jednym słowem: znawców tych dziedzin.

Jest to lektura niełatwa, napisana akademickim językiem, czasami nawet niepotrzebnie upiększana zwrotami i wyrazami, które można było zapisać w prostszy sposób, bardziej przystępny dla mniej wyrobionego Czytelnika, ale mimo tego spostrzeżenia, pozycja ta zasługuje na ocenę bardzo dobrą. Dodam przy okazji kolejną uwagę dla potencjalnego Czytelnika, że jeżeli zechce sięgnąć po „O tolerancji…” i zagłębić się w lekturze w zatłoczonym autobusie czy też poczekalni w urzędzie, to stanowczo odradzam! Książkę tę należy czytać w spokoju i skupieniu. Jest to dobra i wartościowa pozycja, ale jestem przekonany, że z jej treścią zapoznają się przede wszystkim ludzie otwarci na inne poglądy i oceny niż sami prezentują, a co za tym idzie, są na swój sposób tolerancyjni. Tolerancji nie nauczymy się z książek, bo i tak najważniejsza pozostanie spokojna rozmowa przeciwstawnych stron i na jej podstawie wyrobienie wspólnego zdania na dany temat. No chyba, że ktoś nie będzie miał przyjemności z nami rozmawiać, ale to już temat na artykuł o braku tolerancji i braku kultury, a nie recenzję dobrej książki.

Jest to także jedna z nielicznych pozycji na naszym rynku wydawniczym, która dotyka zagadnienia tolerancji i demokracji ogóle, a szkoda. Być może gdyby Czytelnicy w naszym kraju sięgnęli po tę książkę, klimat debat byłby lepszy, bardziej merytoryczny, a nie emocjonalny.

Przypisy

1. Wykroczenie z art. 51 par. 1 kodeksu wykroczeń