Nie ma w Polsce wydawnictwa, które wydawałoby tyle publikacji o okrętach podwodnych i ich załogach co gdańska Finna. Nowa publikacja tego wydawnictwa nie jest jednak poświęcona wyłącznie marynarzom, którzy pływali na japońskich okrętach podwodnych, ale flocie podwodnej w ogóle.
Autor w czasie wojny pływał na kilku okrętach, w tym dowodził sławnym I-58 który zatopił amerykański krążownik ciężki USS Indianapolis. Na marginesie należy dodać, że był to największy sukces japońskich podwodniaków w czasie drugiej wojny światowej na Pacyfiku. Książka Hashimoto to praktycznie kompendium wiedzy o japońskiej flocie podwodnej czasów tego kofliktu.
Na uwagę zasługuje analiza działań okrętów podwodnych poparta wspomnieniami poszczególnych kapitanów (oczywiście tych, z którymi Autor miał sposobność się spotkać). Należy zaznaczyć, że nie jest to publikacja o charakterze encyklopedycznym, ale informacje w niej zawarte w zasadzie wyczerpują temat. Przydatne są szczególnie załączniki, w których zaprezentowano dane techniczne wszystkich typów japońskich jednostek i rozpisano kampanie, w których brały udział. W oddzielnej tabeli umieszczono dane dotyczące strat japońskiej floty podwodnej.
Książka niestety jest bardzo słabo ilustrowana. To podstawowy minus ostatnich publikacji gdańskiego wydawnictwa. O ile w poprzednio opisywanej książce było sporo zdjęć opisywanego okrętu podwodnego, o tyle tym razem mamy szesnaście zdjęć niestety raczej marnej jakości. W dzisiejszych czasach o sukcesie książki niestety decyduje także ikonografia, więc wspaniały tekst czasami może nie wystarczyć.
Osobiście brakuje mi w tej książce (tak jak we wcześniejszych) indeksu nazw okrętów i statków. W tej publikacji jest to brak szczególnie widoczny, gdyż w tekście przewija się kilkadziesiąt różnych jednostek i mogłoby się zdarzyć, że Czytelnik będzie chciał wrócić do konkretnego fragmentu. Bez indeksu to będzie trudne. Można zrozumieć, że nie było go w oryginale, ale tu wydawca mógł się o niego postarać.
Obie opisywane książki, ta i „Wojna U-Bootów na Morzu Norweskim”, pokazują nowy sposób wydawania przynajmniej części publikacji. Straciliśmy bardzo estetyczne twarde, lakierowane okładki. W zamian jest miękka oprawa, która moim zdaniem długo nie wytrzyma. Jest to znak czasów kryzysu, gdzie wydawcy zmuszeni są szukania oszczędności.