Wydawnictwo RM oddało w ostatnim czasie bardzo ciekawą publikację poświęconą ruchowi młodzieżowemu w Trzeciej Rzeszy: „Hitlerjugend. Dzieci Hitlera”. Spieszę z wyjaśnieniem, dlaczego tę książkę uznaję za interesującą. Powodów jest kilka. Po pierwsze podzielona na sześć rozdziałów praca Michaela H. Katera skupia się na psychologii młodzieży, na aspekcie bycia częścią grupy i podporządkowania się autorytetowi. Jest to bardzo ciekawe podejście do tematu, tym bardziej że najczęściej opisuje się w tego typu publikacjach fakty, zamiast odpowiadać na pytanie, dlaczego do nich doszło. Kolejnym interesującym punktem jest przedstawienie żeńskiego odpowiednika HJ, czyli Bund Deutsche Mädel. Oczywiście, jak to w Trzeciej Rzeszy, kobiety miały zajmować się ogniskiem domowym i zostać w przyszłości wielodzietnymi matkami. Funkcje w BDM były raczej kwiatkiem do kożucha, gdyż nawet wysoko postawiona funkcjonariuszka nie mogła wydawać rozkazu szeregowemu członkowi HJ, mimo że obie te organizacje były de facto jednym organizmem.

Najciekawszym rozdziałem książki jest niewątpliwie ten poświęcony dysydentom i buntownikom wśród młodzieży w Trzeciej Rzeszy. Kater przedstawił tu całe spektrum młodzieżowych grup od elementów niezależnych przez grupy wyznaniowe po lumpenproletariat i grupy wyzwolonej młodzieży, której nieobce były seks, alkohol i rozrywka. Przypominam, że chodzi o przełom lat trzydziestych i czterdziestych w totalitarnym kraju, gdzie już wtedy wśród bogatej i wyedukowanej młodzieży spotkania w stylu swing były intrygujące i jednocześnie srogo karane przez Gestapo. Nieposłuszeństwo młodych Niemców to nie tylko „Biała Róża” rodzeństwa Schollów, którzy zostali dość dokładnie przedstawieni w ostatnich latach, i ich jawny sprzeciw wobec Hitlera i nazizmu. To także setki – a może i tysiące – tych, którzy mimo grożących kar i sankcji sprzeciwiali się wchodzeniu w struktury HJ i BDM, a przy sprzyjających okolicznościach dokuczali im. Różnorodność opisanych w tym rozdziale grup i subkultur budzić musi podziw dla Autora za tak skrupulatne przedstawienie tematu.

Najsłabszy moim zdaniem jest przedostatni rozdział: „Hitlerjugend na wojnie”. Owszem, ciekawie przedstawia sytuację młodych Niemców, których mimo przeszkolenia w HJ traktowano dość brutalnie po dostaniu się na szkolenie w Wehmachcie. Po raz kolejny Czytelnik może prawie namacalnie odczuć, jak niewydolnie zarządzanym państwem była Trzecia Rzesza. Skoro HJ miała z założenia przygotować swoich adeptów do wstąpienia do Wehrmachtu, dlaczego chłopców nie szkolili instruktorzy Wehmachtu? Przecież to takie oczywiste, a jednak tego nie robiono. Na minus tego rozdziału zaliczam sporo mniej znaczących błędów merytorycznych i drażniących literówek. Dla przykładu w książce na stronie 196 znajdziemy wpis, że Hitler wydał Kommissarbefehl na początku kampanii przeciwko ZSRR, co nie jest prawdą – nastąpiło to 6 czerwca 1941 roku. Zaskakujące było dla mnie stwierdzenie, że już w listopadzie 1941 roku lotnictwo sowieckie na froncie wschodnim miało „wyraźną przewagę” nad Luftwaffe! Nie wiem, co Autor miał na myśli… Kompletnie nie rozumiem zdania, które wyczytałem na stronie 201: że zdobycie Stalingradu miało odegrać kluczową rolę w utrzymaniu już zdobytego Krymu oraz w dalszej ekspansji i osadnictwie na wschód w kierunku Donieckiego Zagłębia Węglowego. Przecież Donieck leży na zachód od Stalingradu! Dziwny jest także wpis na temat zabronienia przez Hitlera generałowi von Mansteinowi przebicia się do kotła stalingradzkiego. Bombardowanie Warszawy w (sic!) październiku 1939 roku przemilczę z ironicznym uśmiechem na twarzy.

Mimo pewnych uchybień pozycja wydawnictwa RM jest godna polecenia w szczególności za wspomniane już ujęcie psychologiczne młodego pokolenia w Rzeszy i bardzo szczegółowe ujęcie typów zachowań wśród młodych Niemców. Cieszę się, że pojawia się co raz więcej tego typu pozycji, bo ileż można czytać o Tygrysach, bitwie na Łuku Kurskim czy D-Day? Po przeczytaniu trzystu dwudziestu stron poznajemy dokładniej kolejne meandry życia w Trzeciej Rzeszy. I dobrze, bo w końcu historia powinna uczyć, a ludzkość – powinna nauczyć się, że wszelkie „-izmy” są niebezpieczne.