Przyznam szczerze, że miałem na początku problem z napisaniem recenzji książki „Noc kryształowa. Preludium do zagłady”. Autor, Martin Gilbert, jest znanym i cenionym historykiem-pisarzem; wystarczy w tym miejscu wymienić choćby ośmiotomową biografię Winstona Spencera Churchilla czy „Holocaust. Ludzie, Dokumenty, Pamięć”. Tym razem Gilbert napisał książkę, która w znacznej części nie jest jego dziełem – nie mam wcale na myśli plagiatu. W zdecydowanej większości napisali ją ludzie, którzy podzielili się z Gilbertem wspomnieniami na temat nocy kryształowej i tego co nastąpiło później. Martin Gilbert w doskonały sposób wyciągnął z setek prywatnych listów to, co najważniejsze dla tematu, dodał oszczędny komentarz i zaserwował nam bardzo dobry produkt końcowy.
Czym była kryształowa noc w III Rzeszy, możemy przeczytać w każdej encyklopedii: tysiące powybijanych szyb, kilkudziesięciu zabitych Żydów, kontrybucja nałożona na Żydów niemieckich w wysokości 1 miliarda RM, spalone synagogi, wywózka tysięcy żydowskich mężczyzn do obozów koncentracyjnych. Tego możemy się dowiedzieć także z innych źródeł i zapewne taki obraz znają w większości pasjonaci historii. Jest to niewątpliwie prawda, ale książka opowiada o tym, co czuli ci, których prześladowano. Opowiada o najbardziej zapomnianej sferze tamtej nocy: o bezsilności. Czy możemy sobie wyobrazić dziś, żyjąc w wolnym kraju, że ktoś wdziera się do naszego mieszkania, niszczy wszystkie sprzęty i meble, bije naszych najbliższych i wychodząc, mówi na odchodne, że to i tak mało? Czy możemy sobie wyobrazić, że idąc ulicą, dostajemy w twarz od nieznajomego, który następnie szarpie nas i wyzywa, a stojący obok policjant odwraca wzrok? Czy możemy wyobrazić sobie, że płonie dorobek naszego życia, przyjeżdża natychmiast straż pożarna, ale na widok palącego się naszego sklepu, mieszkania czy synagogi stoi bezczynnie i przygląda się zniszczeniom? To jest moim zdaniem bezsilność pomieszana z upokorzeniem i złością.
Bezsilność pojawia się także w momencie, gdy Gilbert opisuje starania tysięcy Żydów, by opuścić rodzinny kraj, w którym władze ich nie chcą. Ta książka to także opisy długich kolejek pod ambasadami i konsulatami w oczekiwaniu na upragnioną wizę. Ale który kraj przygarnie tysiące emigrantów bez grosza przy sobie, gdyż wszystkie pieniądze zabrała im ich ojczyzna? Niektórzy, rzecz jasna, wyemigrowali i przeżyli wojnę, w szczególności dzieci, te same, które po latach opisały w listach to, czego były świadkami. Na koniec Gilbert przedstawia smutny los tych, którzy nie wyemigrowali z III Rzeszy. Możemy się domyślać, że skończyli w Treblince, Bełżcu, Sobiborze, Birkenau, Rydze czy Mińsku, zagazowani bądź rozstrzelani.
Wydawnictwo Replika wydało ważną i dobrą pozycję opisującą brunatny terror w III Rzeszy przed rozpoczęciem wojny. Terror, który przybierał na sile od 1933 roku, a który w noc kryształową został niemal zalegalizowany. Terror, o którym dowiedział się świat i następnie zrobił za mało. Terror, który po oburzeniu świata w 1938 roku, należało wykonać następnym razem po cichu i bez rozgłosu. Książka jest prawie bezbłędna. Czyta się ją jak powieść wysnutą w koszmarnych czasach oczami świadków wydarzeń. Jedyne małe zastrzeżenie mam do sformułowania „SA-owiec” i „esesman”. W literaturze możemy spotkać SA-Mann i SS-Mann, gdyż tak zapisywano w języku niemieckim te niskie stopnie oddziałów SA i SS, ale to jest moja jedyna uwaga do tłumaczenia.
Sama publikacja od strony wizualnej prezentuje się dobrze, wydrukowano ją na wysokiej jakości papierze. Mankamentem może być miękka okładka, klejone strony i skąpa liczba zdjęć, ale za to na końcu znajdziemy imponującą liczbę map z zaznaczonymi miejscami opisywanymi w tekście i bogatą bibliografię. Szczerze polecam tę pozycję i podziwiam Gilberta, że zdołał zebrać tak bogaty materiał na książkę. Mogę sobie jedynie wyobrazić ogrom pracy nad znalezieniem i nakłonieniem świadków do spisania relacji, jaką wykonał Gilbert. Słowa uznania także dla wydawnictwa Replika, które wydało tę bardzo dobrą lekturę.