Jaki jest najniebezpieczniejszy zawód świata? Z pewnością możemy wymienić ich kilka. Bycie rybakiem na Morzu Beringa, górnikiem w Chinach czy RPA, ratownikiem morskim czy nurkiem głębinowym z pewnością dostarczy nam dużej dawki adrenaliny. Jednak czy któraś z tych profesji może pod względem niebezpieczeństwa równać się z saperem? I to nie takim, który jedzie do wykopanej z ziemi pozostałości po II wojnie światowej w jakimś spokojnym dzisiaj kraju, ładuje ją na ciężarówkę i detonuje na poligonie. Owszem, ten też ma ciężko, ale czasu na wykonanie zadania ma właściwie dowolnie dużo. Co jednak ma zrobić pirotechnik na wojnie, kiedy musi rozbroić IED stojący na drodze wojskowego konwoju w środku wrogiego miasta, gdzie ze wszystkich stron napiera tłum rozwścieczonych cywilów, a w każdym oknie może czaić się snajper? Takie właśnie zadania wypełniał w Iraku Kevin Ivison, który postanowił podzielić się z Czytelnikami swoimi wspomnieniami.
Autor pochodzi z wojskowej rodziny. Jego ojciec służył w piechocie w Brytyjskiej Armii Renu i innych garnizonach. Młody Kevin wychowywał się cały czas wśród żołnierzy i w napięciu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych związanemu z terrorystyczną działalnością Irlandzkiej Armii Republikańskiej. Wielokrotnie miał styczność z saperami i już na zawsze pozostał pod wrażeniem ich elitarności, nieformalnego stylu bycia i odrębności od reszty armii. Nie wiedząc, co go czeka, postanowił zostać jednym z nich.
Pierwsze lata Ivisona w wojsku opisane są dość pobieżnie. Owszem, wspomina szkolenie, ale czyni to tak lakonicznie, że wielu informacji – poza tym, że jest bardzo skomplikowane i prawie nikt go nie przechodzi – stamtąd nie uzyskamy. Nie wiem, czy jest to spowodowane tajemnicą wojskową, czy po prostu Autor uznał, że nie ten element powinien być w książce najistotniejszy. A szkoda, jest to bowiem dziedzina bardzo interesująca, a saperzy tacy jak Autor są żołnierzami nie mniej cennymi niż komandosi z jednostek specjalnych, o których szkoleniu wiemy całkiem dużo. Dalej Ivison prześlizguje się po służbie w Irlandii Północnej i Niemczech. Nie wiem tylko, dlaczego opisując nudę służby w tym drugim państwie, wspomina o małym zagrożeniu ze strony sowieckiej 3. Armii Uderzeniowej. Rzeczywiście, w 2002 roku zagrożenie atakiem ze strony armii radzieckiej było niewielkie… Ale wybaczam ten błąd, wszak poprzedni selekcjoner naszej reprezentacji piłkarskiej jeszcze kilka miesięcy temu przygotowywał się do gry ze Związkiem Radzieckim.
Środek ciężkości książki położono na służbę sapera w Iraku i to, co nastąpiło później. W czasie swojej zmiany Autor z dobrym skutkiem wypełnił liczne zadania saperskie od rozbrajania IED przez szkolenie piechoty, rozbrajanie pocisków, którymi ostrzelano brytyjską bazę, czy niszczenie arsenałów przechwyconych od przeciwnika. Jednak kluczowy moment nadszedł w czasie bitwy wspomnianej we wstępie tej recenzji. Eksplozja IED zatrzymuje brytyjski konwój w środku miasta. Dalej jechać nie można, bo wykryto drugi ładunek, a już poniesiono dwie ofiary śmiertelne, więc na miejsce akcji rusza Autor. Według wszelkiego prawdopodobieństwa nie ma prawa przeżyć tej misji i doskonale sobie z tego zdaje sprawę. Cieszy się nawet, bo jak przypuszcza, od wybuchu zginie tak szybko, że nawet nic nie poczuje. A jednak rusza na samobójczą misję, bo koledzy go potrzebują. I udaje mu się. W czasie służby nie pomylił się. Nigdy.
Lecz przeżycia tego dnia, mimo że zakończonego pomyślnie, poskutkowały zespołem stresu pourazowego (PTSD) i ciężką depresją. Końcowe rozdziały to zmagania Autora z traumą. Brak jakiejkolwiek pomocy ze strony wojskowych lekarzy i osób, na które liczył, a także niekończąca się biurokracja w publicznej służbie zdrowia. Miesiące wypełnione stanami lękowymi, bezsennością, depresją, agresją i brakiem jakiegokolwiek przystosowania do normalnego życia po powrocie z misji. Napisanie tej książki stanowiło część zakończonej sukcesem terapii prowadzonej w specjalnym ośrodku pod nadzorem psychiatrów. To właśnie te rozdziały stanowią najważniejszą jej część. Autor pokazuje bowiem, że w Iraku trwa prawdziwa wojna, a nie jakaś misja stabilizacyjna. Poza tym ukazuje bezduszność i brak pomocy ze strony armii dla żołnierzy, którzy ryzykowali życiem, a teraz zmagają się z problemami (dotyczy to również braków w wyposażeniu żołnierzy na misjach). To chyba pierwsza książka, której Autor tak otwarcie mówi o problemach PTSD, ciągle przez wielu wyśmiewanych i porównywanych do zwykłego tchórzostwa. Dlatego nawet jeśli ktoś nie jest zainteresowany czysto saperską stroną książki, powinien po nią sięgnąć, bo porusza bardzo poważne problemy każdej współczesnej armii uczestniczącej w operacjach bojowych.
Mimo niewielkich rozmiarów była to jedna z najlepszych książek, jakie czytałem w ciągu minionego roku. Łączy bowiem w sobie trzy wyjątkowe cechy. Po pierwsze – dotyczy armii brytyjskiej, podczas gdy niemal wszystkie inne książki traktują o Amerykanach. Po drugie – obrazowo opisuje nieporuszany do tej pory temat saperów, którzy pod względem wartości i poziomu wyszkolenia nie ustępują operatorom sił specjalnych. A po trzecie – omawia zagadnienie zespołu stresu pourazowego i to w relacji najrzetelniejszej z możliwych, bo samego Autora. Myślę, że tekst z okładki dobrze nadaje się na podsumowanie tego tytułu. Jest to fascynująca i prawdziwa opowieść o najbardziej ryzykownym zawodzie świata. Moim zdaniem to lektura obowiązkowa.