Archeolodzy zawsze podkreślają, że ich profesja to przede wszystkim ciężka, także fizyczna praca. W końcu nie co dzień odkopuje się grobowiec faraona. Aby w końcu móc się pochwalić interesującym odkryciem przed środowiskiem akademickim i opinią publiczną, trzeba najpierw długo ślęczeć nad materiałami źródłowymi, przerzucić tony ziemi i wreszcie opracować wyniki badań. W takim rytmie mogą minąć całe lata. To oczywiście duży skrót myślowy, ale uświadamiający, że romantyzmu w tym fachu za dużo raczej nie ma. Wie o tym doskonale Justin Pollard, z wykształcenia archeolog i antropolog, a z zawodu pisarz, producent telewizyjny i konsultant historyczny przy filmach i serialach. Choć w jego „Historii archeologii” wspomniany trud badacza zawsze przesłania waga wyjątkowego znaleziska, nie dajmy się zwieść powszechnemu wrażeniu, iż każdy archeolog to Indiana Jones pełną gębą.
Jan Długosz pisząc o rodzimych osobliwościach, wspominał w kronice, że w głębi polskiej ziemi rodzą się gliniane garnki, „same z siebie, wyłącznie sztuką przyrody… delikatne wprawdzie i miękkie, gdy tkwią jeszcze w rodzinnym swym gruncie, stają się szczelne i stwardniałe na słońcu lub wietrze…”. W 1416 roku król Władysław Jagiełło zabrał posła księcia Austrii, Ernesta, aby przekonać go, o tej wyjątkowej właściwości naszej gleby. Jagiełło zabrał swojego gościa na pola wsi Nochowo, między Śremem a Kościanem. Tam, kopiąc w wielu miejscach, rzeczywiście wydobyto z ziemi garnki. To chyba pierwsza wzmianka w polskich źródłach o czymś, co z grubsza można określić mianem wykopalisk archeologicznych. Dla Pollarda z kolei pierwszym znaczącym odkryciem w światowej archeologii jest Angkor Wat – stolica imperium Khmerów, na nowo odnaleziona w kambodżańskiej dżungli przez portugalskiego zakonnika Antonia da Madalenę w 1586 roku.
Ale rozwój archeologii jako nauki to przede wszystkim minione stulecie. W wieku XIX badacze odkrywający tajemnice przeszłości rzeczywiście mogli bardziej przypominać kultową postać z filmów Stevena Spielberga niż szacownych profesorów delikatnie omiatających pędzelkiem odsłonięte w piasku naczynie czy kości. Ówczesne odkrycia napędzała przede wszystkim swoista moda koronowanych głów, bogaczy i wreszcie państwowych muzeów na to, aby w zbiorach mieć „coś starożytnego”, niż żądza wiedzy. Ale to właśnie z tymi pionierami, nierzadko awanturnikami i naukowymi dyletantami, utożsamiamy dzisiaj archeologię.
Swoją książkę brytyjski pisarz podzielił na pięćdziesiąt rozdziałów, każdy opowiadający o jednym kluczowym odkryciu archeologicznym. Czytamy więc o powszechnie znanych historiach związanych z odnalezieniem Pompejów, grobowca Tutanchamona czy armii terakotowej pierwszego cesarza Chin. Ale także o odkryciach mniej spektakularnych – starożytnej wiosce Skara Brae czy zamarzniętych kurhanach w górach Ałtaju. Oprócz odkryć autor w osobnych tekstach przedstawia techniki badawcze na przestrzeni rozwoju archeologii i sylwetki najsłynniejszych badaczy. Austen Henry Layard, Heinrich Schliemann, Arthur Evans, Hiram Bingham czy Howard Carter – to nazwiska, które nie powinny brzmieć obco w uszach czytelników.
Można się spierać, czy dobór znalezisk rzeczywiście odzwierciedla przełomowe odkrycia w historii archeologii, ale jest to autorski wybór Pollarda – może momentami zbyt „brytyjskocentryczny” – i trzeba go uszanować. Autor wybrał przede wszystkim te wykopaliska, które uznano za przełomowe dzięki zastosowanym technikom badawczym bądź z uwagi na nieznany wcześniej okres w historii, który w ten sposób poznano. Justin Pollard nie bombarduje Czytelnika trudnymi zwrotami. Nie zmusza obudzonego w środku nocy nieszczęśnika do odróżnienia pięściaka od otoczaka czy wymienienia wszystkich okresów epoki kamienia. To duża wartość tej książki, która upowszechnia wiedzę o archeologii w przystępny sposób.
Książka Pollarda, a właściwie album, została wydana przez Bellonę prawie wzorcowo: twarda oprawa, mnogość ilustracji, elegancki layout i wysoka jakość papieru. Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić, to do tłumaczenia – które w niektórych fragmentach mogłoby być zgrabniejsze – i do kilku literówek, w tym jednej dość zabawnej, gdy na mapie w miejscu Łotwy pojawia się Litwa.
Pomimo to „Historia archeologii” może być ekskluzywnym prezentem dla wielu, nie tylko dla miłośników tego, co było dawniej. Pozycja Bellony jest warta swojej niemałej ceny.