Rawenna od dawna znajdowała się wysoko na liście miejsc, które muszę odwiedzić we Włoszech. Jest coś przyciągającego w miastach, które czasy świetności mają już dawno za sobą, ale jej ślady wciąż są dobrze widoczne w miejskiej tkance. Dlatego też jak tylko zobaczyłem zapowiedź publikacji książki Judith Herrin, nabrałem nadziei, że skoro z różnych względów bezpośrednia podróż do Italii na razie nie jest możliwa, to z pewnością znajdę namiastkę takiej wyprawy na kartach książki napisanej przez brytyjską mediewistkę. I nie zawiodłem się.
Okres między antykiem a początkami średniowiecza wciąż ma spore pokłady tematów do zagospodarowania przez historyków. Autorka „Rawenny” zastanawia się między innymi, jak określić ten czas potężnych zmian w basenie Morza Śródziemnego i rodzącej się zachodniej Europy. „Późny antyk” niejako narzuca konieczność porównań z latami świetności klasycznej Grecji i Imperium Rzymskiego, dlatego też Herrin proponuje termin „wczesne chrześcijaństwo”, tłumacząc: „Była to nie tyle cywilizacja późnorzymska, ile rodzący się nowy świat, z całą zuchwałością i chaosem właściwym wielkim zmianom. Niezrównane osiągnięcia Rawenny mają sens jedynie oceniane na tym tle”.
Książka została podzielona na dziesięć chronologicznych rozdziałów, z których każdy poświęcony jest z grubsza kolejnemu półwieczu w dziejach miasta. Jeśli było to możliwe, identyfikuje go w tytule kluczowa dla danego okresu postać. Znajdziemy wśród nich królów i biskupów, żołnierzy i kupców, lekarza, kosmografa i dziejopisa. Wydawca przygotował kilkadziesiąt kolorowych ilustracji wysokiej jakości, twardą oprawę, kilka map oraz wygodny układ chronologicznego zestawienia politycznych, wojskowych i kościelnych sił rządzących miastem. Jeśli dodamy do tego świetne tłumaczenie Norberta Radomskiego, mamy wydawnictwo wysokiej klasy w każdym aspekcie.
Limitu zachwytów jeszcze nie wyczerpałem, bo najważniejsze należą się oczywiście Autorce. Herrin stanęła przed niełatwym wyzwaniem „zanurzenia się” w rwącej rzece raweńskich dziejów, w której łączą się strumienie rzymskie, gockie (barbarzyńskie), bizantyńskie i germańskie (frankijskie), po to, aby przygotować pasjonujący opis miasta, gdzie powstały nie tylko świetne dzieła architektury i sztuki, ale też procesy, bez których nie było tego, co dzisiaj nazywamy „Zachodem”. Nie jest to więc bezrefleksyjne przedstawienie historii miasta, jej władców i stylu życia mieszkańców, ale opis „przyciąganych przez nie odległych potęg, które miały uczynić Rawennę tyglem Europy”.
Ów tygiel zaczyna wrzeć wraz z pojawieniem się „barbarzyńskich” plemion w granicach coraz mniej potężnego Rzymu. Mimo iż trwała okupacja zachodnich prowincji rzymskiego świata przez uczestników „wędrówki ludów” stała się faktem, tradycje rzymskich rządów nie zostały zastąpione jak za dotknięciem magicznej różdżki przez nowe zasady rządzenia. Brytyjska historyczka zwraca uwagę, że sukces głównie germańskich plemion wynikał także z umiejętnego przejęcia imperialnych zdobyczy i idei: bezpiecznych systemów instalacji obronnych, sprawnej administracji, solidnej monety i posługiwania się prawem pisanym. Co ciekawe, Rawenna była jedną z tych osad, w których tradycje rzymskiego życia miejskiego przetrwały najdłużej. Tę kontynuację widać chociażby w rządach Teoderyka – „cesarza we wszystkim poza tytulaturą” – które stały się swego rodzaju pomostem między piątowieczną epoką upadku Rzymu a nową erą wczesnego chrześcijaństwa pod egidą Konstantynopola. Jak pisze Herrin, „zapoczątkowały integrację germańskiej siły z rzymskimi talentami i podstawowymi elementami cesarskiej administracji, co uczyniło Rawennę tyglem, w którym formował się stop Europy”.
Po zdobyciu w 540 roku przez Belizariusza na kolejne dwieście lat Rawenna stała się centrum bizantyjskiego władztwa w zachodniej Europie. To okres prosperity, ale też rywalizacji z papieskim Rzymem, nie tylko na niwie politycznej (z okresem pełnej niezależności od papiestwa), ale też religijnej, związanej z zawirowaniami wokół monoteletyzmu i ikonoklazmu w Konstantynopolu. Rawenna była na tyle kluczowym ośrodkiem dla adriatyckiego połączenia z Bizancjum, że na jej późniejszych losach wyraźnie widać, jak kurczyły się wpływy wschodniego cesarstwa, zaabsorbowanego walką z napierającym islamem. Konstantynopol nie był w stanie przeszkodzić w odparciu kolejnych „barbarzyńców”, czyli Longobardów, ani też w sojuszu papiestwa z Frankami, którego efektem było powstanie Państwa Kościelnego z Rawenną w składzie.
Od IX wieku wzrosło handlowe i komunikacyjne znaczenie nieodległej Wenecji, na czym zyskali… nowożytni turyści podziwiający dzisiaj oba miasta. Centrum Rawenny bowiem „zachowało się w niezmienionym stanie, a jej kościoły, z unikatowymi mozaikami, pozostały pod opieką duchownych, którzy mieli środki i determinację, by je utrzymywać, nie czując potrzeby ich modernizowania. Niewykluczone, że to oni byli po części odpowiedzialni za brak w mieście autonomicznych dynastii urzędniczych i kupieckich, które odegrały tak istotną rolę w kształtowaniu się na przestrzeni XI wieku przepojonych duchem rywalizacji społeczności w innych częściach Italii”. Nie przeceniając roli Rawenny, należy zauważyć, że mimo wielu osiągnięć intelektualnych, artystycznych, prawnych i medycznych Rawenna jako miasto raczej nie „tworzyła historii”, w przeciwieństwie do klasycznego Rzymu, potem Bizancjum i wspomnianej Wenecji. Rawenna, jak pisze Herrin, nigdy nie była w pełni panią siebie.
Wywód brytyjskiej mediewistki kończą rządy Karola Wielkiego – „ojca Europy”. Zdaniem Herrin określenie to sugeruje, że cesarz Franków działał w pojedynkę, ą przecież „fundamenty zachodniego chrześcijaństwa, które uosabiał, zostały położone w Rawennie – jej władcy, egzarchowie i biskupi, uczeni, medycy, prawnicy, mozaikarze i kupcy, rzymscy i goccy, a później greccy i longobardzcy, współtworzyli pierwsze europejskie miasto”.
I chyba nie ma w tych trzech ostatnich zacytowanych słowach za wiele przesady. Ktoś mógłby zarzucić, że Autorka pisała pod tę z góry założoną tezę. Że jej klarowny wywód nie mógłby się zakończyć inaczej. Byłoby to jednak krzywdzące uproszczenie. Ja przynajmniej dałem się Herrin przekonać, a niezdecydowanym z czystym sumieniem polecam lekturę „Rawenny”.