Normana Daviesa nikomu przedstawiać nie trzeba: historyk, lingwista, eseista, przez wielu czytelników i znawców tematu uważany za jednego z wybitniejszych współczesnych autorów zajmujących się historią powszechną. W swojej pracy nieprzeciętnie dużo uwagi poświęca losom Europy Wschodniej, choć oczywiście nie zawęża zainteresowań tylko i wyłącznie do tego skrawka dziejów. Nie można też nie zauważyć, że wiele jego książek to swoiste rozprawki żywo polemizujące z funkcjonującymi w powszechnej świadomości stereotypami z pogranicza historii, religii i (geo)polityki.
Taką właśnie polemiką jest „Europa. Między wschodem a zachodem.”. Jako zbiór esejów i wykładów wygłoszonych przy różnych okazjach i uroczystościach, dotyka zagadnień istotnych, choć często ignorowanych i lekceważonych. Pierwsze z nich, definicja kultury europejskiej – Davies ubolewa w tym miejscu, że pomiędzy pojęciami kultury europejskiej i kultury zachodnioeuropejskiej domyślnie wstawiony jest znak „=”. Argumentuje, że dla znakomitej większości społeczeństw, wszystko co na zachód od znanej skądinąd linii Lubeka – Triest to już nie-Europa, co najwyżej Europa drugiej kategorii. Zarzuca przy tym ignorancję i wybiórczą wiedzę na temat historii Europy Środkowej i Wschodniej, nie oszczędzając przy tym historyków i uczonych akademickich – przeciętnemu zjadaczowi chleba współczuje zubożonego systemu edukacji, który dostarcza wiedzy skąpej i prezentuje wybrane aspekty w bardzo wąskim ujęciu.
Nie da się zaprzeczyć, że jest w tym sporo prawdy. Poza przykładami przytaczanymi na łamach książki, sam potrafię wskazać jeden: Wojna w średniowieczu Philippe’a Contaimne’a, którą to książkę miałem okazję zrecenzować na „łamach” naszego serwisu. Nakreślone tam dzieje średniowiecznego oręża i sztuki wojennej to idealny wręcz przykład cywilizacji europejskiej kończącej się na wschodnich rubieżach Cesarstwa Niemieckiego. Na próżno szukać tam wiedzy o średniowiecznej polskiej wojskowości, sposobie prowadzenia podbojów przez Nowogród lub taktyce Tatarów. Davies przytomnie wskazuje, że podział ten jest niczym innym jak reliktem zimnowojennym. Wówczas jednak tama postawiona przepływowi informacji była jakimś usprawiedliwieniem dla określonych, utartych schematów i skrótów myślowych. Jednakże w dzisiejszych realiach, dwadzieścia lat po upadku sztucznego podziału na naszym kontynencie, takie sytuacje miejsca mieć nie powinny. Abstrahując na moment od wiedzy stricte historycznej, istnieje ogólny problem obniżającego się poziomu edukacji, na który także wskazuje Autor Bożego igrzyska: uczniom i studentom narzuca się coraz niższe wymagania, co pośrednio rzutuje na opisany stan rzeczy.
Problem drugi: pojmowanie terminów angielski i brytyjski (znów jako pojęć substytucyjnych) w kontrze wobec walijski, szkocki i irlandzki, które „brytyjskie” żadne miarą nie są (oczywiście rzecz dotyczy przede wszystkim rodaków Daviesa). Bardzo specyficzną formą lokalnego nacjonalizmu jest identyfikowanie wszystkiego co chwalebne z przymiotnikiem angielskie, a przez to brytyjskie, a jednocześnie przypisywanie pejoratywnych konotacji pozostałym narodom Wspólnoty Brytyjskiej. Wyśmiewa przy tym Autor fałszywe poczucie bycia rdzennymi mieszkańcami Wyspy, jakie towarzyszy Anglikom od wieków, dowodząc, że dużo poważniejsze podstawy do takiego twierdzenia mają Walijczycy.
Pójdźmy dalej – Wspólnota Brytyjska, gdy dzieje się źle i konieczne jest współdziałanie i wzajemna pomoc, Anglia, gdy wszystko idzie pomyślnie (hm, akurat taką postawę bez większego trudu moglibyśmy odnieść do naszego polskiego podwórka…). Wreszcie Davies odnosi się do niechęci i wątpliwości wobec obecności Wielkiej Brytanii w strukturach europejskich; wrażliwym punktem jest tutaj oddanie pewnej suwerenności i decyzyjności do Brukseli i Strasburga (tutaj także widać pewne analogie do naszego kochanego kraju). Znamienne i godne pochwały jest takie krytyczne spojrzenie na swój naród, ale rozsądnie byłoby uznać, że jest to cecha każdego społeczeństwa zróżnicowanego pod względem kulturowym, narodowościowym i religijnym. Chociaż przyznać się do tego sztuką jest sporą.
Właśnie, a propos religii. Odwieczny konflikty trzech monoteistycznych wyznań, chrześcijaństwa, judaizmu i islamu. Słowo „odwieczny” całkowicie nie na miejscu. Na potwierdzenie tej tezy Davies przytacza przykłady symbiotycznego współistnienia judaizmu i islamu od momentu wygnania narodu żydowskiego z ziem Jerozolimy aż po wieki średnie, od półwyspu Iberyjskiego po półwysep Arabski. Współistnienie nie oznacza tutaj wegetacji – przeciwnie, można mówić o rozkwicie filozofii czy architektury tych dwóch kultur. Nieco mniej optymistyczne są dzieje koegzystencji chrześcijaństwa i judaizmu; w tym wypadku dają o sobie znać naleciałości nauczania Kościoła chrześcijańskiego, który aż do XX wieku (jako przykład) w doktrynie uznawał Żydów winnych śmierci Jezusa Chrystusa, a od tego droga krótka do wszelkiego rodzaju przekłamań i prześladowań na mniejszą skalę. W swego rodzaju rozciągniętym w czasie procesie, począwszy od późnego średniowiecza, Żydzi byli wypędzani z krajów Europy Zachodniej: Hiszpanii, Włoch, Francji, Niderlandów – schronienie znajdowali w krajach Europy Wschodniej, zdecydowana większość na ziemiach Rzeczypospolitej Obojga Narodów.
Jednakowo marnie wygląda sytuacja relacji między tymi religiami w czasach obecnych – o konflikcie na Bliskim Wschodzie słyszymy regularnie od wielu lat, wybucha powtarzalnie, z mniejszym lub większym natężeniem. W Europie społeczność żydowska przeżyła hekatombę II wojny światowej, później przyszły prześladowania w bloku komunistycznym i kolejne wymuszone migracje, tym razem na zachód. W obecnych warunkach prawie niemożliwe jest wskazanie faktycznego początku i przyczyn konfliktów, których skutki przyjmowały często katastrofalne rozmiary. Na pewno jednak nie jest prawdą, że wojny te toczą się od zawsze czy że trwać będą tak długo jak istnieją te pozornie odmienne wyznania.
Interesujące są też rozważania Autora na temat relacji Polaków i Niemców. Tym razem archetypem kulturalno-politycznym, a po części znowu i religijnym, jest starcie teutońsko-słowiańskie. Żelazny podział między społeczeństwami i państwami niemieckim i polskim, niechęć, wrogość, balast kumulujących się negatywnych zdarzeń ze wspólnej historii. Tak naprawdę te głęboko zakorzenione uprzedzenia to rezultat zamierzonej polityki propagandowej i działań obu stron, zarówno niemieckiej (zabory państwa polskiego, XIX-wieczny kulturkampf, II wojna światowa), jak i polskiej (propaganda komunistyczna, pojęcie „ziem odzyskanych”). Nikt jednak nie stara się przytaczać pozytywnych momentów z naszych dziejów, jakby nikomu nie zależało na poprawie stanu rzeczy. Davies wskazuje tutaj np. na odwołanie się mieszczan pruskich do króla polskiego o protekcję wobec władz zakonnych (XVI wiek) lub na wystąpienie biskupów polskich do swych niemieckich odpowiedników w liście pojednania z roku 1965.
We wszystkich tych wypadkach jeden wniosek wysuwa się na pierwszy plan: siedzi w nas zbyt mocna tendencja do generowania uogólnień i uproszczeń, do tworzenia komfortowych, aczkolwiek nierealnych sytuacji, gdy wszystko jest tylko białe i tylko czarne. Prymitywni i zacofani Szkoci, wykształceni i ucywilizowani Anglicy. Żydzi mordujący chrześcijańskie dzieci i upuszczający ich krew w okrutnych rytuałach. Muzułmańscy ekstremiści podkładający bomby w Madrycie i wysyłający samobójców na osiedla żydowskie. Polacy przesyceni antysemityzmem. Niemcy stojący na wschodniej granicy i wypatrujący tylko chwili słabości polskiego państwa by uderzyć podstępnie i odebrać, co ich. Tak nie uda się wiernie opisać przeszłości, na tym nie uda zbudować się przyszłości. Jak rzadko która dziedzina życia, historia wymaga od nas niezwykłej staranności, jeśli podejmujemy się jej opisu. Każde zaniechanie mści się na autorze, każde kłamstwo prowadzi do braku zaufania, każdy przejaw wybiórczego potraktowania zagadnienia może zostać odebrany jako celowa ignorancja. Zachowajmy przy tym umiar – nigdy nie odtworzymy w stu procentach wiernego obrazu konkretnych wydarzeń, a im wcześniej miały miejsce, tym szansa na to maleje. Niemniej nie powinno to zwalniać z odpowiedzialności za dążenie do wszechstronnego osądu.
”Europa (…)” to pierwsza książka Daviesa, z jaką się zetknąłem. Czyta się ją dość przyjemnie, język, jakim raczy nas polski przekład, jest przystępny w odbiorze. Do samej zawartości nie mogę mieć większych zastrzeżeń, poza jednym esejem, opisującym dzieje publikacji tejże właśnie książki, który uważam za najsłabszy w zbiorze. Za to pozostałe z powodzeniem nadrabiają atrakcyjnością! Wydanie, które trafiło w moje ręce zamknięte zostało w solidną twardą okładkę, choć nie wszystkim przypadnie do gustu jakość papieru, jakiego użyto do druku. Jednak ten drobny mankament żadną miarą nie powinien nas powstrzymać nas przed zakupem tej wyśmienitej książki.
Tytuł: „Europa. Między wschodem a zachodem.”
Autor: Norman Davies
Przekład: Bartłomiej Pietrzyk
Nakładem: Wydawnictwo „Znak”, Kraków 2007