Sto szesnaście lat. Od pierwszych do obecnie trwających igrzysk olimpijskich minęło sto szesnaście lat. Wiele państw może się poszczycić o wiele krótszą historią. Jamajka uzyskała niepodległość w 1962 roku, a niespełna pół wieku później to właśnie Jamajczyk Usain Bolt zrobił furorę w Pekinie, zdobywając trzy złote medale. Niepodległa Ukraina pojawiła się na mapie świata w 1991 roku, a już pięć lat później jej reprezentanci – wśród nich Wołodymyr Kłyczko – przywieźli z Atlanty aż dziewięć złotych krążków, podczas gdy Polacy zdobyli ich siedem.
Już na tym tle doskonale widać, jak kolosalną ilość informacji należy analizować i przetworzyć, aby napisać książkę, którą z czystym sumieniem można nazwać „Historią igrzysk olimpijskich”. Historią, dodajmy, oficjalną, napisaną z inspiracji samego MKOl, co budzi uzasadnione obawy o neutralność Autora. Mimo pięknych idei na historii ruchu olimpijskiego da się znaleźć niejedną ciemną plamę, a książka taka jak ta byłaby doskonałą okazją, aby zamoczyć je w wybielaczu.
Budujący jest – paradoksalnie – fakt, że wprowadzenie w książce będącej oficjalną historią Igrzysk Olimpijskich nosi podtytuł „Zagrożenia natury etycznej”. Jeśli pominiemy wstępy autorstwa księżniczki Anny i samego Autora, właściwa część książki zaczyna się wypowiedzią słynnego Michaela Johnsona dotyczącą w głównej mierze dopingu. Ledwie stronę dalej David Miller ostrzega przed nadmierną komercjalizacją igrzysk oraz perspektywą zawodów tylko dla bogaczy, w których reprezentanci biedniejszych państw stanowiliby tylko mało wyraziste – jeszcze mniej niż obecnie – tło. Krytycznie odnosi się do bezpardonowej pogoni za medalami, w którą rusza od wielu lat każdy kolejny gospodarz igrzysk. Dla kontrastu wspomina na przykład Asenate Manoę, „drobniutką, 16-letnią sprinterkę, która trenowała na pasie startowym swojego maleńkiego Tuvalu. W zawodach eliminacyjnych dobiegła jako ostatnia, z czasem 14,05 sekundy – rekordem SWOJEGO kraju! Biegła na oczach publiczności dziesięciokrotnie większej niż populacja jej ojczyzny, najmłodszego członka olimpijskiej rodziny” (s. 14) czy Judda Bankerta, o którym pisze: „pierwszy uczestnik igrzysk z Guamu, który zakończył dziesięciokilometrowy biatlon Calgary z wielką stratą do pozostałych uczestników zawodów, po tym jak zastawił swój dom, żeby tylko tam być” (s. 16).
Słowami Aleksa Gilady’ego, izraelskiego członka MKOl, tłumaczy: „jest 130 innych [krajów], które czekają z niecierpliwością na ceremonię otwarcia po to tylko, by pokazać światu, że istnieją, by móc powiedzieć: «Właśnie tacy jesteśmy»” (s. 14). Brak takich zawodników nie obniżyłby sportowego poziomu igrzysk, wręcz by go podniósł, ale bez nich ruch olimpijski straciłby rację bytu.
Po takim słodko-gorzkim wstępie, niepomijającym również afer dopingowych i szemranych związków z wielką polityką, obawy o neutralność Millera mogą się rozwiać. Całe szczęście, bo byłaby to niezwykle przykra sytuacja, gdyby miało się okazać, że tak imponującą książkę Autor sam miałby zniszczyć własnym brakiem obiektywizmu. Jest to wszakże ponad siedemset stron sporego formatu. I dodajmy, że mamy tu do czynienia z drugim wydaniem pozycji, która poprzednio ukazała się na polskim rynku w 2008 roku.
Książka dzieli się na rozdziały poświęcone zasadniczo poszczególnym letnim i zimowym igrzyskom olimpijskim, jednak mamy też rozdziały o przewodniczących Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego (tytuł brzmi wszakże „… igrzysk olimpijskich i MKOl)” oraz rozdziały-interludia, wojenne na przykład. Każdy rozpoczyna się obszernym cytatem z wypowiedzi sportowca lub działacza, z publicznych wystąpień lub wywiadów niejednokrotnie przeprowadzonych przez samego Millera, który ma za sobą ponad pół wieku pracy jako dziennikarz sportowy. I już same te fragmenty, z reguły 2–3 akapity, czynią książkę wartą lektury. Należy się również cieszyć, że Autor nie buduje mitu odwiecznej nieskazitelności igrzysk olimpijskich. Wręcz przeciwnie, daje jasno do zrozumienia, że pierwsze wpadki z komercjalizacją i jej negatywnymi skutkami pojawiły się już w 1900 i 1904 roku.
Kilka niezręczności w przekładzie praktycznie nie umniejsza wartości tej pozycji, podobnie jak kilka wpadek merytorycznych na niwie pozasportowej (Napoleon sprzedał Stanom Zjednoczonym dwa miliony kilometrów kwadratowych ziemi, a nie dwa miliardy). Zwiększa ją zaś dodatkowy rozdział autorstwa Kajetana Hądzelka omawiający historię polskiego ruchu olimpijskiego. Obecności zamykającego książkę zestawienia wszystkich medalistów nawet nie trzeba podkreślać, bo to akurat oczywista oczywistość.
Nie jest to wprawdzie tania książka, a tym samym nie jest to z pewnością książka dla każdego, ale jest to książka warta swojej ceny. A jeżeli macie wśród krewnych i znajomych kogoś, kto w trakcie igrzysk świętuje urodziny, imieniny czy zgoła cokolwiek – dzieło Davida Millera może być idealnym prezentem.