Oferta polskich wydawnictw odzwierciedla pewną naturalną tendencję – tendencję, by interesować się, jak nas widzą i jak nas piszą poza granicami kraju. Stąd przecież olbrzymia popularność Normana Daviesa, stąd też publikacja gniotów takich jak „Front wschodni 1914–1920. Od Tannenbergu do wojny polsko-bolszewickiej”, dopiero co u nas recenzowany. „Zdradzona Polska” plasuje się gdzieś w pół drogi między tymi ekstremami.

Książka Williamsona na trzystu stronach opisuje tło kampanii polskiej, jej przebieg (podkreślmy w tym miejscu: to nie była kampania „wrześniowa”, trwała bowiem jeszcze w październiku) i następstwa. Emocjonalny tytuł (w oryginale „Poland Betrayed”, tłumaczenie tytułu jest więc dosłowne) zdradza od razu, jakie autor ma zdanie na temat przebiegu wydarzeń z lata i jesieni 1939 roku, ale praca pod względem metodologicznym jest zupełnie w porządku i nie można jej zarzucić braku obiektywizmu. Autor nie ograniczył się do przemielenia opracowań innych badaczy, sięgnął też do źródeł i – co szczególnie godne uwagi – dotarł do naocznych świadków.

Dzięki temu książka wzbogaciła się o nowe, interesujące fakty – są to oczywiście szczegóły niemające znaczenia dla ogółu spraw, ale jednak szczegóły wartościowe. Dla polskiego Czytelnika, obeznanego z innymi pracami na temat kampanii polskiej, wartościowe będą właściwie tylko one. Williamson nie zamalował bowiem żadnej białej plamy, przedstawił raczej treściwą, przejrzystą kompilację faktów już znanych. Należy mu jednak pogratulować, iż w przeciwieństwie do wielu zachodnich historyków potrafił spojrzeć na sprawę z perspektywy Warszawy i Berlina, nie zaś tylko Londynu i Paryża.

Całość, a przynajmniej przeważającą jej większość, czyta się dobrze i szybko, w czym zasługę mają zarówno sam autor, jak i jego polski tłumacz. Plus należy się też konsultantowi za kilka wartościowych przypisów. Niestety nie zdołano uniknąć kilku potknięć. Należy do tego grona na przykład pojawiający się w ramce na stronie 85. „Stargard Gdański”. Niby śmieszna wpadka, ale jednak… niezbyt śmieszna. Błędnie też (podobnie jak w wielu innych książkach) zapisano nazwy polskich samolotów: P-11 zamiast P.11, PZL P-37 zamiast PZL.37, P-50 zamiast PZL.50, a także Me 109 zamiast Bf 109 (swoją drogą, nie rozumiem, dlaczego wszystko to zapisano kursywą). Najpotężniejsza wpadka tego typu przydarzyła się na stronie 45., gdzie ni stąd, ni zowąd bije Czytelnika po oczach… P-I i P-II! Panie konsultancie! Wstyd!

Dla polskiego Czytelnika interesująca będzie nie tyle jako opis polskiej wojny obronnej i jej tła (chociaż może się przydać w charakterze swoistego streszczenia), ile jako zobrazowanie tego, jak owa wojna i jej tło mogą być postrzegane za granicą. Trzeba bowiem pamiętać, że książka powstała z myślą o odbiorcy zachodnim – brytyjskim i amerykańskim głównie – i tak należy ją oceniać. W tych kategoriach zasługuje na wysoką ocenę. W nieskomplikowanej formie ukazuje bowiem ówczesne wydarzenia (ze współpracą bolszewicko-nazistowską na czele), których przebieg wcale nie jest powszechnie znany wśród brytyjskich intelektualistów. Należy więc mieć nadzieję, iż praca Williamsona zmieni ten stan rzeczy na lepsze.

A na polskim rynku wydawniczym? Paradoksalnie może odnieść większy sukces niż wśród pierwotnego, darujcie obce słowo, targetu. Powodem będzie oczywiście wspomniana przeze mnie na wstępie ciekawość odnośnie tego, jak przedstawiają nas zagraniczni badacze. W tym przypadku nie mamy powodów, by się oburzać.