Publicysty i historyka Dariusza Baliszewskiego bliżej przedstawiać nie trzeba. Przez jednych – jak historyków akademickich – wyszydzany, przez innych bezgranicznie więc podziwiany. Jedno jest pewne – każdy kto interesuje się ostatnim stuleciem w historii Polski, wobec twórczości Baliszewskiego nie może pozostać obojętny. Obojętnie nie można też przejść wobec wydanego przez Wydawnictwo Bukowy Las zbioru rozszerzonych reportaży tegoż autora, publikowanych w tygodniku „Wprost” w latach 2004–2010. Baliszewski przez pięć rozdziałów udowadnia rzecz może oczywistą, ale wartą przypomnienia: iż historia wcale nie jest czarno-biała.
Autor „Rewizji nadzwyczajnej” nie boi się wyważać otwartych z pozoru drzwi do już wyjaśnionych wątków polskich dziejów. Białe plamy historii przyciągają go niczym magnes, a w ich wyjaśnianiu nie ma dla niego tematów tabu, takich, których uczestnicy wydarzeń sprzed lat, a nawet sami historycy, woleliby zamieść pod dywan historii przez wielkie „H”. Stąd niektórych czytelników mogą szokować na przykład artykuły poświęcone próbom szukania przez środowisko generała Rydza-Śmigłego i legionistów, przeciwnych polityce generała Sikorskiego, porozumienia z hitlerowskimi Niemcami w 1941 roku w celu utworzenia kolaboracyjnego rządu. Ten fragment książki – opowiadający o Muszkieterach i ich szefie Stefanie Witkowskim – jest moim zdaniem najciekawszy. Muszkieterzy byli tajną organizacją wywiadowczą. Jej członkowie słynęli ze skuteczności, dlatego też powierzano im najtrudniejsze zadania, także o charakterze czysto politycznym. Podwładni Witkowskiego jako jedyni zorganizowali siatkę wywiadowczą na polskich Kresach zajętych przez Rosję Radziecką po 17 września 1939 roku i już w czerwcu 1940 roku dotarli do przekonujących dowodów zbrodni katyńskiej.
W rozdziale „Portrety z historią w tle” Baliszewski przedstawia – obok osobistości dobrze znanych, jak Stanisław Cat-Mackiewicz, Raoul Wallenberg. Wincenty Witos czy Józef Beck – losy postaci trochę zapomnianych, lub w ogóle nie funkcjonujących w zbiorowej wyobraźni Polaków. Wymienię dwie: podpułkownika Łukasza Cieplińskiego i kapitan Emilię Malessę. Ten pierwszy, żołnierz Armii Krajowej oraz Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość, po trzyletnim brutalnym śledztwie został skazany na pięciokrotną karę śmierci (sic!) i trzydzieści lat więzienia. Zamordowano go strzałem w tył głowy w podziemiach mokotowskiego więzienia UB. Kapitan Emilia Malessa była szefową legendarnej „Zagrody” – komórki łączności przy Komendzie Głównej AK. Aresztowana w październiku 1945 roku przez UB, na rozkaz przełożonych ujawniła wszystkie struktury, nazwiska i pseudonimy członków Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość. Ubecy słowami Józefa Różańskiego zapewnili ją, że nikt z ujawnionych nie zostanie aresztowany. Stało się oczywiście inaczej. Wówczas, na znak protestu, Malessa rozpoczęła głodówkę. Gdy została ułaskawiona przez Bieruta, dawni koledzy z podziemia oskarżyli ją o zdradę. Zaszczuta i opluwana, popełniła samobójstwo w 1949 roku. Dla zainteresowanych – jej historię przedstawił w spektaklu Teatru Telewizji „Słowo honoru” Krzysztof Zaleski.
Tych nazwisk próżno szukać w podręcznikach historii. Dzięki Baliszewskiemu mamy okazję poznać życiorysy cichych bohaterów, a także zrozumieć powody, dla których autor odmawia tego miana innym, jak generałowi Juliuszowi Rómmlowi – „bohaterskiemu obrońcy Warszawy” z września 1939 roku.
Dariusz Baliszewski skupia się przede wszystkim na wydarzeniach XX-wiecznych. Tylko w pierwszym rozdziale są nieliczne wyjątki, jak ten, gdy autor szuka odpowiedzi na pytanie o przyczyny skazania na śmierć biskupa krakowskiego Stanisława (późniejszego świętego) i wygnania z kraju króla Bolesława Szczodrego (Śmiałego) w 1079 roku. Przyznam, że nie przekonuje mnie – mimo że ciekawa – teoria, jakoby Bolesław chciał oderwać Polskę od Kościoła rzymskiego na rzecz Kościoła wschodniego. Biskup Stanisław miałby zginąć, bo się tym planom przeciwstawiał. Protestowali też możnowładcy i rycerstwo, którzy „podziękowali” Bolesławowi za rządy…
Książkę, dobrze wydaną i zredagowaną (zauważyłem bodajże tylko jedną literówkę), czyta się szybko, czemu sprzyja lekkie pióro autora. Trzy wieczory dla wprawionego czytelnika to chyba maksymalny czas, który trzeba – i warto! – poświęcić na lekturę.
Ma dużo racji pisarz Szczepan Twardoch stwierdzając, że „(…) bez wątpienia autor ma dwie miłości: jedną jest Polska, ale drugą jest prawda”. Jak wygląda prawda o zagadkach polskiej historii według Dariusza Baliszewskiego, przekonacie się sięgając po „Trzecią stronę medalu”.