Napoleon Bonaparte jest, zaraz obok Adolfa Hitlera i Józefa Stalina, chyba jedną z najbardziej popularnych wśród historyków postaci. Świadczy o tym przede wszystkim potężna bibliografia poświęcona cesarzowi Francji i wojnom, jakie prowadził. Zapewne niejeden Czytelnik zadaje sobie pytanie: czy jest potrzebna kolejna książka o wydarzeniach, które opisano już od każdej możliwej strony? Sąm Autor, Andrew Roberts, ma podobne rozterki, które formułuje w Podziękowaniach (strony 9 i 10). Liczne nagrody i uznania dla książki „Napoleon i Wellington. Długi pojedynek” świadczą, że mimo pewnego przesytu wciąż można napisać o Napoleonie pozycję świeżą i pozwalającą spojrzeć na tamte wydarzenia z nowej perspektywy. Pozycja ta otrzymała tytuł Książki Roku między innymi od „Sunday Times”, „Independent”, „Daily Telegraph”, „The Times” czy „BBC History Magazine”. Uznanie redaktorów tak dużych gazet już stanowi najlepszą recenzję. Mimo to dorzucę swoje trzy grosze i postaram się przybliżyć Czytelnikowi tę pasjonującą pozycję.

Książka Andrew Robertsa nie jest typową biografią Napoleona i Wellingtona, mimo że zestawia i porównuje te dwie postaci. Był to zabieg niezbędny, aby w pełni oddać stosunki, jakie panowały między oboma dowódcami. Mimo że Napoleon i Wellington spotkali się na polu bitwy tylko raz, pod Waterloo, ich myśli często były zwrócone w stronę oponenta (dotyczy to zwłaszcza Wellingtona, który miał wręcz obsesję na punkcie Napoleona; nie tylko zbierał pamiątki po swym największym przeciwniku, ale nawet odbierał mu kochanki i kucharza). Autor skupia się przede wszystkim na wzajemnych relacjach Napoleona i Wellingtona. Prowadzone przez nich kampanie i toczone bitwy pozostają gdzieś z boku, jako ważne, ale jednak tylko tło. Na pierwszy plan natomiast wysuwa się wojna psychologiczna pomiędzy dowódcami. Andrew Roberts skrupulatnie odnotowuje niemal każdą wypowiedź wygłoszoną na temat przeciwnika przez Napoleona i Wellingtona. Posługuje się tu zarówno korespondencją oficjalną, jak i prywatną, a także wypowiedziami w towarzystwie na bankietach czy spotkaniach w cztery oczy. Dzięki temu Czytelnik ma okazję prześledzić uważnie pewną ewolucję w poglądach każdego z nich. Świetnie widać to na przykładzie Napoleona, który pierwotnie zdawał się zupełnie nie doceniać swego przeciwnika i bagatelizował jego umiejętności dowódcze podczas prowadzonej przez Wellingtona kampanii w Hiszpanii. Dopiero z czasem zaczął dostrzegać w Wellingtonie godnego przeciwnika, mimo że po Waterloo wynajdywał tysiące innych powodów swej porażki i nie potrafił przyznać pierwszeństwa dowódcy sił Sprzymierzonych. Cóż, wielu zarzuca Napoleonowi egocentryzm i zakłamanie i momentami trudno nie przyznać temu racji.

Książka, mimo że wydana bardzo ładnie, nie ustrzegła się kilku wpadek edytorskich. Gdzieniegdzie zdarza się drobna literówka czy podpis pod zdjęciem po angielsku. Nie są to rażące błędy, w żadnym wypadku, niemniej jednak, nie powinny mieć miejsca. Poza tym wydanie jest jak najbardziej poprawne. Oprócz twardej oprawy wydawca dołączył również wkładkę ze zdjęciami (a właściwie przedrukami obrazów) na kredowym papierze.

Andrew Roberts czerpiąc z przebogatej bibliografii dotyczącej wojen Napoleona i Wellingtona, potrafił ujrzeć, zdawałoby się, wyczerpany temat w zupełnie nowym świetle. Łącząc to z niewątpliwym talentem pisarskim, dał Czytelnikowi świetną książkę, ukazującą wojnę pomiędzy dwoma dowódcami nie toczoną na polach bitew, ale w ich własnych głowach. Jak Czytelnik będzie miał okazję się przekonać, jest to wojna, gdzie wszystkie chwyty są dozwolone, pełna zawiści i pogardy, ale również szacunku i podziwu dla przeciwnika.